Scena jak zabawa
- Kiedy mój syn stoi sam na scenie, a patrzy na niego tysiąc par oczu, robię się miękki jak mydło - mówi Jerzy Kaczmarek, ojciec bliźniąt z Wrocławia. Tomek i Joasia' Kaczmarkowie grają w Warszawie w musicalu "Piotruś Pan" w reżyserii Janusza Józefowicza.
Tomek Kaczmarek, lat jedenaście. Gra na fortepianie, lubi jazz. Ma naturę Pinokia. Najchętniej zamieniłby wszystkie życiowe obowiązki na zabawę, śpiew i taniec. Dorosły wzór do naśladowania - Robin Williams.
Joasia Kaczmarek, lat jedenaście. Gra na skrzypcach i gitarze. Ma naturę obieżyświata. Zbiera sprzęt surviwalowy i chętnie podążyłaby śladami Robinsona Crusoe. Dorosły wzór do naśladowania - Tarzan
Szok
- To był szok. Koszmar. Koniec życia - wspomina uśmiechając się Jerzy Kaczmarek, ojciec Joasi i Tomka Mniej więcej dwanaście lat temu lekarz powiedział jego żonie: urodzi pani bliźnięta - Byłam w piątym miesiącu ciąży. Najpierw się ucieszyłam - mówi pani Małgorzata. - Kryzys nadszedł następnego dnia. W domu miejsce tylko na jedno łóżeczko. Ubranka przygotowane, ale pojedynczo.
Urodziły się identyczne. W szpitalu pielęgniarki ciągle się myliły. Przynosiły do karmienia Joasię, a potem, znowu Joasię zamiast Tomka. - A przecież ona była inna, taka malutka i miała charakterystyczny pieprzyk - opowiada mama. - Zawsze było tak, że kiedy jedno się śmiało, drugie płakało. To im zostało do dziś. Na każdy temat mają odmienne zdanie.
Żadnych konkursów
Śpiewają od zawsze. Mieli zaledwie 1,5 roku, kiedy po raz pierwszy czysto zanucili piosenkę z Kabaretu Starszych Panów. Pani Małgorzata nie wzięła urlopu macierzyńskiego. Brała za to dzieci do Wyższej Szkoły Teatralnej, gdzie uczyła emisji głosu. Joasia i Tomek nucili wszystko, co wpadało im w ucho. - One słyszą! - cieszyli się rodzice. - Chwytały bardzo szybko - wspomina pan Jerzy. - Pojechaliśmy kiedyś do babci na wieś. Byliśmy w kościele. Dzieci później siedziały w piaskownicy, klepały babki i śpiewały "Dobry Jezu, a nasz Panie"...
Joasia: "Właściwie nie wiem, jak się tu znalazłam. Mama podobno otrzymała telefoniczną wiadomość, abyśmy przyjechali do Warszawy. Gdy już tam byliśmy, mama zaprowadziła nas do Teatru Buffo. Tam spotkaliśmy się z panem Stokłosą. On powiedział, żebyśmy poszli do Teatru Roma. Tam zostaliśmy przez pana Stokłosę przesłuchani i już pozostaliśmy w Warszawie."
- Zawsze staraliśmy się chronić dzieci przed przeglądami i konkursami. Chcieliśmy, by ze śpiewu czerpały przede wszystkim radość. Potem mocno spieraliśmy się, czy powinny iść do szkoły muzycznej. W końcu poszły - relacjonuje pani Małgorzata. - Przez cztery lata nam się udawało - śmieje się ojciec. - Potem nastąpiło lekkie zawirowanie.
Warszawska wygrana
Od konkursu we wrocławskim klubie "Firlej" po przegląd piosenki "Budzik" w Polskim Radiu, gdzie Mariola Berg, autorka programu telewizyjnego "Wygraj, wyśpiewaj" zauważyła utalentowane bliźniaki. Zaprosiła do Warszawy. Wygrały dwa etapy. Potem znowu telefon ze stolicy. - Padło pytanie, czy możemy przyjechać, by dzieci zaprezentowały się na żywo Januszowi Stokłosie - mówi pani Małgorzata. - Powiedziałam, że nie, bo, jechaliśmy na wakacje. Czekali na nas aż do sierpnia. Joasia i Tomek nawet nie wiedzieli, po co jadą do stolicy. Myśleli, że do cioci. Nawet kiedy szli na przesłuchanie, mama powtarzała im, że idą na... spacer. - To wy jesteście tymi bliźniakami z Wrocławia? W ogóle nie jesteście do siebie podobni - takie były pierwsze słowa Janusza Józefowicza, reżysera musicalu "Piotruś Pan", w którym miały zagrać dzieci. Po przesłuchaniu zapytał, czy chcą zostać w Warszawie. Zostali Tomek w roli Piotrusia Pana, Joasia jako zagubiony chłopiec
Już nie dzieci
Tomek: "W teatrze muzycznym Roma mieszka mi się nieciekawie. Codziennie to samo, czyli śniadanie - próba - przerwa obiadowa - próba - kolacja i spać".
Przed premierą codzienne, siedmiogodzinne próby. Akrobatyka, dykcja, aktorstwo, emisja głosu - Myśleliśmy, że trochę się nauczą, a potem zabierzemy je do domu - mówią rodzice. - A tu nagle dowiadujemy się, że szkoła już załatwiona, pokój w teatrze gotowy. Mąż chwilowo za granicą, w domu 4-letnia Magda, nasze najmłodsze dziecko - opowiada pani Małgorzata. - Kupiliśmy dzieciom komórkę, by poczuły się bezpieczniej. Zdarza się, że dzwonią i mówią: "źle mi, chcę do domu". - A my telefonicznie mobilizujemy je, by ćwiczyły grę na pianinie, by wcześniej kładły się spać - dodaje ojciec.
Joasia i Tomek mieszkają z grupą innych młodych aktorów w teatrze. - Czasem ich w ogóle nie poznaję - żartuje pani Małgorzata. Podczas ubiegłorocznych wakacji powiedziałam do męża Joasia i Tomek są tacy niesamodzielni. Przydałyby się porządne kolonie albo internat. Teraz przyjeżdżam do Warszawy i co widzę? Łóżka posłane, dzieci czyste, ubrane i uczesane. Właściwie to już nie dzieci, ale bardziej młodzież
Joasia: "Było mi bardzo ciężko przyzwyczaić się do nowego miejsca zamieszkania. Bałam się, że nie wytrzymam psychicznie, ale jeśli zrezygnować to trzeba było wcześniej. Teraz i tak bardzo się cieszę, że nie zrezygnowałam, bo świetnie się tutaj bawię i już się dużo nauczyłam. Rodzice codziennie do mnie telefonują i co tydzień do nas przyjeżdżają, a tato nawet obiecał przyjechać raz z babci psem, za którym chyba tęsknię najbardziej"
Tomek: "Bardzo tęsknię za Wrocławiem, ale coś mnie tutaj ciągnie i wiem, że wytrwam."