Artykuły

Skrajne reakcje

Przedstawienia Klaty budziły w Warszawie skrajne reakcje. Od pełnej aprobaty po manifestacyjne wyjścia z sal. Przedstawienie "Fantasy" opuścił dyrektor Teatru Narodowego Jan Englert, w chwili, kiedy na scenie amerykański żołnierz uprawiał seks z Rzecznicką do piosenki "Czerwone maki na Monte Cassino" - pisze jer w Gazecie Wyborczej.

Na pięć dni teatralna Warszawa zmieniła się w pole bitwy o teatr Jana Klaty, którego Festiwal zakończył się właśnie w Teatrze Dramatycznym. Walki o wejściówki, spory estetyczne, demonstracyjne wyjścia. O festiwalowe emocje spytaliśmy ludzi kultury, polityki i mediów.

Pięć przedstawień (m.in. głośny "Rewizor" [na zdjęciu] i najnowsza produkcja "Fanta$y") przy wypełnionych salach - dotąd podobne wyróżnienie spotkało tylko twórców o wieloletnim stażu i ogromnym dorobku, jak Jerzy Grzegorzewski (jego festiwal w Teatrze Narodowym odbył się w listopadzie) czy Krystian Lupa, który przegląd swoich spektakli miał w Krakowie w 2003 roku. Tym razem bohaterem festiwalu był 32-letni reżyser, który debiutował zaledwie trzy lata temu.

Klata to rebeliant atakujący palące problemy współczesności. Wprowadził na scenę temat wojen ulicznych, katolickiego fanatyzmu, oficjalnego handlu żywym towarem. Szacunek dla autora nie przeszkadza mu radykalnie zmieniać i uwspółcześniać tekst. Skreczował Szekspira, samplował Witkacego, Gide'a miksował z Radiem Maryja, a Słowackiemu dopisał brzydkie wyrazy. Ma sprecyzowane poglądy polityczne, będąc człowiekiem wierzącym, oburza się na zdegradowany w Polsce katolicyzm.

Przedstawienia Klaty budziły w Warszawie skrajne reakcje. Od pełnej aprobaty po manifestacyjne wyjścia z sal. Przedstawienie "Fantasy" opuścił dyrektor Teatru Narodowego Jan Englert, w chwili, kiedy na scenie amerykański żołnierz uprawiał seks z Rzecznicką do piosenki "Czerwone maki na Monte Cassino". Instytut Teatralny im. Raszewskiego przygotowuje cykl prezentacji młodych twórców teatralnych. "Klata Fest" to jego pierwsza odsłona. Kto będzie bohaterem przyszłorocznego festiwalu, jeszcze nie wiadomo.

Mariusz Treliński, reżyser, dyrektor artystyczny Teatru Wielkiego-Opery Narodowej: - W nim coś drzemie. W morzu beztalencia, pojawiającego się w polskiej kulturze to jest człowiek, który bardzo mocno, szamocąc się, rozpychając się łokciami, chce coś powiedzieć. Czasem lepiej, czasem gorzej, ale idzie w ważną stronę i czegoś szuka. Jest w momencie życia, gdy człowiek operuje głównie prowokacją. To jest sztuka na nie. Klata mówi, czego nienawidzi, co go boli, co chce wyszydzić. Ale w ten sposób widzimy tylko pół świata; niezgodę, bunt i krzyk. To jest fascynujące, ma w sobie energię i moc. Ale kiedyś Klata powinien zbudować kontrapunkt do tego wszystkiego. Bo chyba nie jest tak bardzo źle. Będziemy pracować razem w Operze Narodowej - to jeden z najciekawszych reżyserów, jaki się ostatnio pojawił.

Sławomir Sierakowski, redaktor "Krytyki Politycznej": - Nie możemy jeszcze mówić o teatrze Jana Klaty, ale o estetyce Klaty na pewno. Ja na razie nazywam to sztuką antykapitalistyczną. Teraz tylko problem, by Klata z tego, co już umie i co go boli, zbudował spójny świat. Inaczej nie będzie się go zaliczać do tej samej kategorii co Warlikowskiego czy Jarzynę. Musi mieć nie tylko własny światopogląd, ale bit, obraz, tempo.

Michał Walczak, dramaturg: - Na pewno jest to ciężki przeciwnik jako reżyser. I chyba nie chciałby robić moich tekstów. Na razie buduje sobie specyficzny repertuar. Jego estetyka jest śmiała, dynamiczna. Z wieloma rzeczami się nie zgadzam, ale je szanuję. Mocna krecha, mocny styl, który do takiej tematyki jest dobry. Na pewno jest to teatr reżyserski, a nie literacki. Jako człowiek piszący, wolałbym może bardziej pokornego reżysera.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji