Rewizor bywa i u nas
"Rewizor" Nikołaja Gogola w reż. Nikołaja Kolady w Teatrze Studio w Warszawie. Pisze Dionizy Kurz na blogu Kurzawka.
To co nie udało mi się podczas listopadowego festiwalu Nikołaja Kolady w Teatrze Studio w Warszawie nadrobiłem teraz, na początku grudnia i obejrzałem głośnego Rewizora "na błocku". I co? I bardzo mi się spodobał.
Kolada był mocno obecny w całym przedstawieniu, odcisnął swoje piętno - był reżyserem, opracował spektakl muzycznie i zaproponował koncepcję scenografii i kostiumów. Wszystkie te elementy dobrze zagrały i pomogły artystom zaprezentować aktorski kunszt na scenie.
Artyści z Teatru Studio przygotowali i zaprezentowali to przedstawienie lekko, jak gdyby bez wysiłku, a jednocześnie z emocjami i przekazem symbolicznym. W efekcie powstała sztuka kompletna.
Warto podkreślić naprawdę dobrą i równą grę całej obsady. Na tym dobrym tle wyborowo zaprezentował się młody Eryk Kulm (Chlestakow), który pomimo braku doświadczenia świetnie zagrał urzędniczynę - łgarza z Petersburga. Podobał mi się szczególnie w brawurowo zagranym monologu z aktu III-ego, w którym przechwalał się, iż jest potężną figurą w Petersburgu i że z samym Puszkinem jest za pan brat!
Bezkonkurencyjny był także duet obywateli: Łukasza Simlata (Bobczyński) oraz Modesta Rucińskiego (Dobczyński). Simlat zaprezentował znakomicie komizm, a jednocześnie romantyzm ludzi wschodu. Wykazał się też kapitalną sprawnością fizyczną.
Moim obowiązkiem jest też poinformować o kolejnej udanej roli Łukasza Lewandowskiego, który w charakterystyczny dla siebie sposób przedstawił typ urzędnika, który był ogarnięty niegroźnym, zwiewnym szaleństwem. (Zjemlanika).
Siłą rzeczy najmocniejsze odwołania spektaklu zanotowałem w stosunku do Rosji, ale sztuka nie straciła nic z przekazu uniwersalnego, bo przecież każdy z nas musi powitać od czasu do czasu swojego rewizora. Jeśli znasz takie sytuacje, a w sercu odczułeś kiedyś ukłucie upokorzenia, a nawet poniżenia, to witam w klubie i zapraszam na spektakl do pomocy świetnej w tym przedstawieniu Dorocie Landowskiej (żonie Horodniczego, Annie) i do wspólnego, głośnego krzyku: - Miszka!!!