Śpiewany komiks
Na tegorocznym Przeglądzie wrocławska publiczność będzie miała okazję obejrzeć rzecz, której nie widział (i nie zobaczy jeszcze przez dwa miesiące) nikt w Polsce. Dziś o godz. 20 na scenie Teatru Muzycznego przedpremierowy pokaz musicalu Clarka Petersa, "Pięciu braci Moe", którego premiera planowana jest na 10 maja w warszawskim teatrze Roma. Z przedstawieniem związany jest jeszcze jeden debiut. Jego reżyser, Olaf Lubaszenko, do tej pory grał, kręcił filmy (po drugiej stronie kamery zadebiutował w 1997 r. filmem "Sztos", potem nakręcił komedie "Chłopaki nie płaczą" i "Poranek kojota") oraz reżyserował w Teatrze TV (spektakl "Małgosia"). Tym razem po raz pierwszy podjął się reżyserii scenicznej.
Komediowe doświadczenia Lubaszenki bardzo przydadzą się jednak w tej realizacji. "Pięciu braci Moe" jest bowiem groteskową, niepozbawioną humoru opowieścią o facecie imieniem Nomax (zagra go częsty uczestnik i niegdysiejszy zwycięzca PPA Dariusz Kordek), który pewnego ranka budzi się w swoim pokoju sponiewierany alkoholowo oraz uczuciowo, by spotkać pięciu tajemniczych i dziwnych gości, wyskakujących do niego prosto z... radia. To właśnie tytułowi bracia Moe, wytwór wyobraźni zawiedzionego w uczuciach bohatera i jego zwielokrotnione alter ego. Bracia zabierają go w muzyczną podróż po krainie damsko-męskich perypetii. Odwiedzą m.in. knajpę Gorąca Flądra w Nowym Orleanie.
Facet, goście, knajpa? Dokładnie tak, bo świat musicalu jest stylizowany na lata 30. i 40. XX wieku - gangsterski szyk i szykowne garnitury. A wszystko to groteskowo zdeformowane, jak w komiksie. Słowem - rzeczywistość rodem z "Dicka Tracy" na scenie.
Muzyczną inspiracją dla powstania musicalu była twórczość Louisa Jordana, jednego z najpopularniejszych wykonawców rythm and bluesa lat 40. - saksofonisty, szefa zespołów jazzowych, świetnego showmana, a nawet aktora filmowego. W wielu swoich standardach przekraczał on bariery stylistyczne ówczesnej muzyki popularnej do tego stopnia, że przez niektórych został uznany za praojca rapu i hip hopu. Wprowadzał bowiem do swoich piosenek rytmiczne partie mówione.
Utwory w tym klimacie znajdą się również w"Pięciu braciach Moe", zaaranżowane przez Krzysztofa Herdzina na dziewięcioosobowy big-band. Nie zabraknie także nawiązań do rock and rolla i rockabilly. Całość okraszona świetnym tańcem i śpiewem gwiazdorskiej obsady: wspomnianego Dariusza Kordka oraz Roberta Rozmusa, Michała Milowicza, Wojciecha Dmochowskiego, Wojciecha Paszkowskiego i Tomasza Steciuka.
Kameralny musical? Są też i takie - równie dobre, jak wielkie produkcje. "Pięciu braci Moe" powstało kilkanaście lat temu na londyńskiej scenie offowej. Tam zobaczył ich Cameron Macintosh, słynny twórca sukcesu takich scenicznych gigantów, jak "Miss Saigon" czy "Cats". Na początku lat 90. spektakl zawojował West-End i Broadway. Wtedy właśnie obejrzał "Pięciu braci Moe" Marek Chowaniec, który wraz z ekipą "Metra" próbował podbić amerykańskie sceny, a teraz jest autorem scenografii do polskiej prapremiery. Autorem choreografii jest Marek Pałucki, a kostiumy zaprojektowała Joanna Macha.