Artykuły

Obiad o drugiej

Czasem bywa pięknie. Słońce świeci, niebo bez plam, szum morza gorącego jak bigos u pani Krysi, południe, siłą rozklejonym okiem widzisz, że niektóre plażowiczki nazbyt brawurowo zrezygnowały z biustonoszy, patrzysz na te uszy spaniela bez spaniela, więc całkiem spokojnie na powrót zaklejasz oczy, a obok dzieci robią zamki z piasku. Jaaasiuuu... nie rrrób...!, histeryczny skowyt ryczącej czterdziestki z solidnymi odrostami pod blond płukanką, która - czterdziestka, nie płukanka - na kocu obok robi dla małego Jasia (od zamków) i dla męża Stefana (do niczego) solidne kanapki z twardym jajem, nagle przeszywa ci upocony mózg. Nie reagujesz, bo z góry wiesz, że ten ryk nie ma sensu. Wiesz, że Jasiu i tak zrobi swoje, wiesz, że Stefan i tak ma wszystko w dupie. Bo wczasy są, plaża jest, słońce świeci, wietrzyk wieje, pięknie wszędzie. Obiad o drugiej. Ale...

Ale jakaś nagła ciemność na krawędzi morza i nieba. Chmura? Dowcip ratownika? Niemożliwość totalna? Smoła wolno zjada niebo, z każdą minutą solidniej bezczelniejący wiatr zrywa plastry twardych jaj z kanapek ryczącej czterdziestki, słońce gdzieś przepada, łopatka Jasia nagle szarzeje, jak wszystko, i tylko postawa Stefana jest niezmienna. Będzie lało? Ależ skąd! Przyszło, poszło. Znów jest, jak było. Plaża, morze, błękit i słońce jak cholera bezwzględne. Tyle że... jakąś obcą kroplę na wyschniętej na wiór skórze zauważasz. Piaskowy zamek Jasia cały w wilgotnych, ciemnych kropkach. Jest tak, jakby ktoś w paru miejscach przekłuł ziemię mokrą igłą. Ciemność zostawiła ślady. Zimne, wilgotne tropy kropel nie z tego świata. Coś się stało? Ależ skąd! Wszystko w porządku.

Są takie widmowe deszcze. Są takie istnienia ludzkie, całe w zimnych, wilgotnych tropach kropel nie z tego świata, istnienia jak piaskowe zamki Jasia. Tylko że piasek w końcu wysycha, mózg - nigdy, przynajmniej za tego życia. Smak "Fantoma" Ingmara Villqista cały jest w tych plażowych obrazkach. Przez nerwy bohaterów Villqista przeszły krople stamtąd, ale żyć trzeba przecież tu. Smoła nie odeszła. Smoła została pod skórą. Może smoła wcale nie nieosiągalną górą idzie? Może idzie zawsze osiągalnym dołem?

Żona (Aldona Grochal) i Mąż (Jacek Romanowski) na wczasach. Morze, plaża, błękit i słońce jak cholera. Obiad o drugiej. Pięknie jest. Tylko że... ślad jednej smolistej kropli, ślad nie do wysuszenia. W jej głowie. Chciała mieć dziecko? Miała dziecko i je straciła? Pragnie maleństwa, a on nie pragnie? Jeszcze inaczej: po co w ogóle pytać o takie mocne rzeczy? Po co, skoro dramaturgia Villqista jest krucha, niczym plasterek piernika. Dość, że Żona jest lekko odklejona. Dość, że Mąż ją kocha. Dość, że trzeba z tym jakoś żyć, choć przecież nie da się żyć - ani z tym, ani w ogóle. Niech to wystarczy. To musi wystarczyć. Wczasy, morze, plaża, błękit, słońce jak cholera, a obok mała, szara psychodrama. Ona ma dziecko w mózgu. Czasem rozmawia z dzieckiem i wtedy on jest dzieckiem. Musi się uczesać, musi umyć rączki, założyć buciki i marynarski mundurek, grzeczny być musi, bo obiadek o drugiej. Gdy nie jest dzieckiem, jest ojcem. Musi załatwić w stołówce wysoki stołek, bo przecież dziecko nie może siedzieć na niskim. Tak, ona ma dziecko w mózgu. Tak, on jest ojcem fantoma. Tak, trzeba jakoś przeżyć. Zwłaszcza że psychodrama za chwilę wskoczy w drugą potęgę. Przyjeżdża Gerdmann (Ryszard Łukowski), stary ich przyjaciel, a na dokładkę psychiatra, specjalista od wszelakich fantomów, wirtuoz zimnych, wilgotnych tropów kropel nie z tego świata, ale tropów w mózgach jak najbardziej z tego świata. Przyjeżdża ze świeżo upieczoną narzeczoną Carlą (Ewa Kaim). A może to już żona? Carla jest w ciąży. Jedna zatem ma dziecko w głowie, druga w brzuchu. Jeden nie wie, jak dalej żyć, drugi wie wszystko, ale nie ma klucza do fantomowych furtek. Nie umie zamykać i otwierać...

Mam smutne wrażenie, że za dużo powiedziałem. Villqist jest w istocie kruchszy, detaliczny, pełen półsłówek i pozornie nic nie znaczących rzeczowników. Na później po Villqiście wątłe, widmowe smaki zostają do przemyślenia, psychologiczne mgiełki i kupa ciszy. Solidna delikatność. Mam więc takie smutne wrażenie, że za dużo powiedziałem, i pewność mam równie smutną, że Agnieszka Lipiec-Wróblewska ma rączkę stanowczo zbyt mocarną, jak na taką kruchość. Nie przesadzajmy jednak - Villqist jest tylko i aż dramaturgiem zwyczajnie porządnym. Owszem, ja się już na okoliczność tego pisarstwa od kolegów recenzentów najidiotyczniejszych cudów na kiju dowiedziałem: że to dramaturgia nowej wrażliwości, że Villqist to drugi Strindberg, trzeci Ibsen oraz siódmy ktoś tam, że w ogóle, w szczególe i pod każdym innym względem, proszę ja was - geniusz. Owszem, jak zwykle na bezrybiu, nasz recenzencki stawik ogarnął szał wysysania miodu z kija, gorączka złota spadła na Polskę, ale, powiadam, nie przesadzajmy. Villqist jest zwyczajnie porządny, interesująco kruchy - i tak też trzeba go robić w teatrze. Porządnie, czysto i delikatnie. Bo jak z każdą kruchością bywa, byle detal wystarcza, by pajęczynę zerwać. U Lipiec-Wróblewskiej jest po prostu ździebełko za dużo nut. Jak już jest jakowyś przełom duchowy, to na tylnej ścianie sceny oczywiście krwistoczerwone światło pała, z głośników kapie głębinno-elektroniczna muzyka, upstrzona odgłosami zrywających się do lotu mew, zaś aktorzy interesująco patrzą w siną dal. Jak rzecz się dzieje nad morzem, to podłoga wczasowego pokoju jest ze szkła, pod którym widać piasek i muszelki. Jak aktorzy mają rzec: dzień dobry, to mówią to tak, jakby co innego powiedzieć chcieli. Za dużo nut, za dużo baroku intonacyjnego, za dużo taszczonego za uszy psychologizowania. Ale i nie dziwota, że na tym tle Kaim migoce tak bardzo czysto.

Słowem - za dużo dziwności robionej dziwnością. A przecież Villqist pisze prosto. Jego dziwność jest jak bułka z masłem. Morze, plaża, słońce jak cholera, w mózgu ślad po kropli nie z tego świata, ślad nie do wysuszenia. Smoła sunie po piachu. Trzeba jakoś żyć. Trzeba wysokie krzesełko dla pustki załatwić. Trzeba sobie w łeb palnąć. Obiad o drugiej. Pewnie znów będzie ryba. To wszystko.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji