Artykuły

Pejzaż życia Katarzyny Kobro

"Kobro" w reż. Iwony Siekierzyńskiej w Teatrze Nowym w Łodzi. Pisze Magdalena Sikorska na portalu Plaster Łódzki.

Kobro należy do grupy sztuk granych na deskach Teatru Nowego im. Kazimierza Dejmka, które podejmują łódzkie tematy. Katarzyna Kobro w pewnym etapie swojego życia mieszkała i tworzyła w naszym mieście, tu też zmarła i została pochowana. Przedstawienie to próba ukazania fenomenu wybitnej twórczyni z perspektywy jej dziecka, matki, która jest w stanie poświęcić wszystko dla córki. To też dramat rodzinny, którego konsekwencje zmieniają kształt dalszego życia.

Zamierzeniem dramatopisarki, Małgorzaty Sikorskiej - Miszczuk było stworzenie sztuki o matce, choć tak naprawdę to historia o córce. Centralną postacią jest Nika, kobieta już dojrzała, lecz cieniem na jej dorosłości kładzie się dzieciństwo. Spędziła je u boku rodziców: artystów, uprawiających sztukę dla sztuki, ale przede wszystkim ludzi połączonych trudną relacją. Autorka odwołuje się do pozaspektaklowej wiedzy publiczności, najbardziej drastyczne, czy kontrowersyjne momenty wspólnej biografii Katarzyny Kobro i Władysława Strzemińskiego nie były ukazane. Bardzo wymowną sceną, kreślącą rys psychologiczny Niki było przywołanie sytuacji w sądzie, kiedy to, jako mała dziewczynka, jest świadkiem w trakcie sprawy o prawa rodzicielskie. Krzyki nawzajem oskarżających się rodziców i ona. To zdarzenie wprowadziło dużo napięcia emocjonalnego do opowiadanej z jej perspektywy historii. Udało się ukazać na scenie pogłębiony portret psychologiczny głównej bohaterki, Nika ma problemy z funkcjonowaniem w społeczeństwie, z niechęcią nawiązuje nawet przypadkowe rozmowy z ludźmi, ma też problem ze sobą.

Za wszelką cenę próbuje dookreślić własne ja, zdefiniować siebie poprzez zrozumienie relacji, zarówno tych łączących ją z rodzicami, jaki i tego, co było między wspomnianym dwojgiem. Dlatego złowrogi dwugłos "matka zdradziła, ojciec zdradził" przysparzają jej tak wiele cierpienia. Kwestie są wypowiedziane, chociaż do końca nie wiadomo, czy nie kołaczą się tylko po głowie głównej bohaterki. Na scenie padają z ust pracowników urzędu dzielnicowego, którzy później zaczynają uosabiać jej rodziców. Sam urząd dzielnicowy, do którego udała się Nika zamienia się w sąd ostateczny, czy jakieś inne miejsce refleksji i rozrachunku z zakończonym już życiem. Te surrealistyczne przekształcenia powodują, że sztuka jest przewrotna i zaskakująca, wymaga skupienia, śledzenia wydarzeń na scenie. Wzrok przykuwa również interaktywna scenografia, na dwóch białych ścianach tworzących zręb urzędowego korytarza wyświetlane didaskalia, dopowiedzenia do dialogu. Świetne rozwiązanie dopełniające ascetyczną przestrzeń sceniczną. Będąc już przy stronie technicznej nie sposób przeoczyć pewnego mankamentu spektaklu, a mianowicie głosu aktorki wcielającej się w Nikę Strzemińską (w tej roli Joanna Król), mówiła cicho i męczyła tym samym ucho. Po spektaklu dowiedziałam się jednak, że Król straciła głos na dzień przed premierą, więc nie jest to kwestia warsztatu. W moich oczach jest usprawiedliwiona, nie wiem, jak z resztą publiczności.

Autorka wyznała, że zainteresowała się Kobro, jako kobietą - artystką, żyjącą w cieniu męża, wskazała też na analogię z historią innej rzeźbiarki, Camille Claudel. Spektakl jest więc formą popularyzowania postaci artystki, próbą zaznajamiania publiczności z przypadkiem prekursorki, która zmuszona była porąbać własne prace, aby mieć czym napalić w piecu i przygotować posiłek dla dziecka. To hołd dla kobiety silnej, stojącej za sukcesem Strzemińskiego, lecz niecieszącej się tak dużą sławą jak on. Na szczęście twórczość Kobro, do pewnego momentu znana głównie specjalistom, uzyskała światowy rozgłos.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji