Artykuły

"Seks" do bólu klasyczny

"Seks nocy letniej" w reż. Pawła Aignera w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Kacper Sulowski w Gazecie Wyborczej - Lublin.

Krytycy zgodnie uznali, że film "Seks nocy letniej" z 1982 roku jest jednym z najgorszych, jeśli nie najgorszym obrazem, jaki wyszedł spod ręki Woody'ego Allena. Paweł Aigner, przenosząc ekranizację filmową na deski Teatru im. Osterwy postawił więc przed sobą trudne zadanie.

Artykuł otwarty

Wiejska posiadłość w pobliżu Nowego Jorku. Początek XX wieku. Gospodarzem jest Andrew, wynalazca - naukowiec. Z jednej strony patentuje maszynkę do filetowania ryb, z drugiej przyrząd do zagłębiania się w ludzkie umysły. Przy tym jest zawzięty i uparty. Choć kolejne próby wzniesienia się w przestworza kończą się twardym lądowaniem, to po każdym upadku podnosi się i próbuje dalej. Do wiejskiej posiadłości na weekend przyjeżdżają dwie pary: Maxwell, chirurg, kobieciarz ze swoją nową zdobyczą - śliczną, głupiutką pielęgniarką Dulcy, mający się pobrać następnego dnia pragmatyczny naukowiec Leopold i Adrian, rozwiązła kobieta "z przeszłością". Wszyscy na pozór szczęśliwi. Z czasem jednak odkrywamy, że uśmiech to maska, pod którą skrywają swoje problemy, tajemnice i sekrety. Bohaterowie jeszcze nie wiedzą, że najbliższy weekend zmieni ich życie o 180 stopni. Podczas pobytu na wsi towarzyszy im ktoś jeszcze. To zaczerpnięte z Szekspirowskiego "Snu nocy letniej" zjawy, które jak Puk u Szekspira, w tajemniczy sposób wpływają na losy bohaterów. Raz rzucą kobietę w ramiona innego mężczyzny, innym razem podadzą śmiercionośną siekierę.

Z naukowca w dzikiego samca

Aigner podzielił spektakl na dwie części. Odniosłem jednak wrażenie, że mamy do czynienia z dwoma przedstawieniami. O ile pierwsza część, mimo przelatujących nad sceną samolotów i jeżdżących na niej samochodów mocno się dłuży, druga jest już skrojona na miarę. Całość jednak ogląda się dość przyjemnie. Swingująca muzyka Piotra Klimka i monumentalna scenografia Pavla Hubicki sprawiają, że spektakl nabiera bardziej filmowego wyrazu. Aktorsko stoi na bardzo wysokim poziomie. Aktorzy potrafią myśleć tekstem i świetnie reagować na siebie nawzajem. Prym wiedzie Janusz Łagodziński w roli Leopolda. Jego przemiana z racjonalnego naukowca w dzikiego, epatującego rządzą samca jest zjawiskowa. Nie ustępuje mu też Krzysztof Olchawa (Maxwell). Jednocześnie wzbudza sympatię i współczucie, z drugiej odrazę i zażenowanie.

Czego zabrakło

Reżyser podszedł do teatru z dużym szacunkiem. "Seks..." to przedstawienie do bólu klasyczne. Jedynym miejscem rozgrywania akcji jest scena, a jej początek i koniec wyznacza podniesienie i opuszczenie kurtyny. Zabrakło ciekawych eksperymentów i dalszych poszukiwań, jakby "efekty specjalne" i komizm Allena miały wystarczyć. Owszem, wystarczyły, aby spektakl oglądało się przyjemnie. Ale to za mało, aby został w mojej pamięci na dłużej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji