Artykuły

Tercet egzotyczny

Kiedy przed siedemdziesięciu laty, w roku 1932, poznański Teatr Wielki wystawił "Poławiaczy pereł", odbyły się tylko cztery przedstawienia tej wczesnej opery Bizeta. Czy jej nowa realizacja zainteresuje dzisiejszego widza i doczeka się dłuższego scenicznego żywota - czas pokaże

Libreciści: Michel Carre i Pierre Etienne Cormon usytuowali akcję w bardzo odległym zakąt­ku świata - na Cejlonie, w dodatku za czasów starożytnych. Istotną rolę pełnią więc nie tylko barwy i pejzaże Da­lekiego Wschodu, ale także obyczaje i hinduistyczne wierzenia.

Główni bohaterowie to: Leila - kapłan­ka w świątyni Brahmy, Zurga - poławiacz pereł oraz jego dawny przyjaciel Nadir - myśliwy. Przyjaźń dwóch mężczyzn, fascynacja tą samą kobietą, opozycja mię­dzy powinnością a uczuciem oraz pomię­dzy miłością i zazdrością, wreszcie po­święcenie siebie dla innych - te wszyst­kie sytuacje interpersonalne owego osob­liwego trójkąta miłosnego mogły i mogą się zdarzyć pod każdą szerokością geo­graficzną, niekoniecznie na Cejlonie. Mi­mo to realizatorzy nie poszli w kierunku uniwersalizacji, pozostając przy niezwy­kle malowniczej i - bądź co bądź - bar­dzo atrakcyjnej scenicznie egzotyce.

Mamy więc pod Pegazem Cejlon "jak żywy", autorstwa Zofii de Ines. Dominu­je złoto-rdzawy koloryt, przełamywany intensywnym turkusem oceanu i srebrzy­stym odcieniem księżyca (tylko dlacze­go tak banalnie spuszczanego na sznur­ku, jak w dziecięcym teatrzyku kukieł­kowym?). Imponujące wrażenie robi świątynia brahmińska, z olbrzymim po­sągiem Bóstwa, piękne są też krajobrazy z morzem w tle. Środki, jakimi autorka scenografii realizuje swoje pomysły, z wykorzystaniem rzucanych na ekran montaży fotograficznych, są jednak bar­dzo niekonsekwentne. Szczegóły reali­styczne, takie jak np. łódź poławiaczy pe­reł, mieszają się z elementami ukazany­mi w symbolicznym skrócie, jak choćby wyobcowanie Nadira pokazane poprzez jego kostium, wyraźnie różniący go od mieszkańców cejlońskiej wioski.

Dramat tej opery rozgrywa się kameral­nie - wśród trojga bohaterów, poprowa­dzonych przez reżyserującą "Poławiaczy" Marię Sartową moim zdaniem zbyt sta­tycznie, papierowo. Tym ważniejsze są więc sceny zbiorowe. To one w poznań­skim przedstawieniu stanowią jego naj­mocniejszą stronę, bo wówczas tworzy się prawdziwy teatr. Przyciąga oko urodziwa choreografia Emila Wesołowskiego, a par­tie chóralne wprowadzają ożywienie i te­atralne "dzianie się". Chór operowy przy­gotowany jak zawsze znakomicie przez Jo­lantę Dotę-Komorowską to grupa nie tyl­ko świetnych wokalistów, ale także świa­domych swoich zadań scenicznych akto­rów. Im też biłam brawo najgoręcej.

Kierujący premierą Maciej Wieloch muzykę Bizeta zaprezentował w sposób może nie porywający, ale bardzo rzetel­ny. Zwłaszcza w II i III akcie przyciągał ucho interesująco rozplanowany narasta­jący dramatyzm warstwy orkiestrowej, skontrastowany ze słodkimi kantylena­mi lirycznych kochanków. Leila to sa­ma zwiewność i delikatność, toteż Ro­ma Jakubowska-Handke dzięki swojej urodzie, sylwetce i wdziękowi jest do tej roli stworzona. Także jej głos, o pięknym, ciepłym zabarwieniu stanowi ide­alne dopełnienie postaci. Również To­masz Mazur jako Zurga, z każdym tak­tem śpiewający coraz pewniej i dźwięcz­niej, aby w końcowych scenach prawdzi­wie wzruszyć, może uznać stworzoną przez siebie rolę za udaną. Niestety, nie można tego powiedzieć o skrępowanym i bardzo niewyrównanym głosowo Pio­trze Friebe w roli Nadira. A przecież to na jego arię z 1 aktu, która jest najsłyn­niejszym fragmentem opery Bizeta, cze­ka się z największym zainteresowaniem. Mam nadzieję, iż niedyspozycja solisty spowodowana była wyłącznie premiero­wą tremą, a później będzie już tylko le­piej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji