Artykuły

Przyjaciel wszystkich ludzi

Gdzie dziś są tacy cudowni ludzie jak Kazio - rozrzewniają się wszyscy, gdy pytamy o KAZIMIERZA WICHNIARZA. Rzadko się zdarza, by człowiek pozostawił po sobie tylko dobre wspomnienia. Tak jest w przypadku tego aktora. Śmiał się, że grał amantów charakterystycznych. - Gdy tylko wchodziłem na scenę widownia parskała śmiechem, a przecież amant jest piękny - mówił pan Kazimierz.

Urodził się 18 stycznia 1915 roku w Poznaniu. Wychowywał w Górczynie. Jak wielokrotnie wspominał, chciał być aktorem i został aktorem. Już w latach 30. ubiegłego wieku grał na scenach Poznania. W 1934 roku prawo do bycia aktorem potwierdził, zdając egzamin eksternistyczny. W tym samym roku został przyjęty do Związku Artystów Scen Polskich. Do wybuchu II wojny światowej występował w Łucku i w Łodzi.

Lekarz mi zabronił ze względów estetycznych

Gdy wybuchła - został żołnierzem. Dostał się do niewoli. Na szczęście udało mu się zbiec. Paradoksalnie to właśnie w czasie wojny przeszedł prawdziwy chrzest aktorski. W latach 194446 występował w Teatrze Wojska Polskiego, zagrał m.in. Jakuba Szelę w "Weselu" Stanisława Wyspiańskiego. Potem pan Kazimierz grał w Katowicach, Bydgoszczy, Toruniu, Poznaniu. Peregrynacje po kraju zakończył w Warszawie, gdzie od 1957 roku był w zespole Teatru Narodowego. Kiedyś Adam Hanuszkiewicz usiłował go namówić, by rozebrał się na scenie.

- Do rosołu? - jęknął Wichniarz. - Całkowicie. - Nie mogę, lekarz mi zabronił. - Dlaczego? - Ze względów estetycznych. Właśnie za ten szelmowski dowcip, poczucie humoru, dystans lubili go koledzy i widzowie.

Gdy wchodził na scenę, ludzie pękali ze śmiechu

Śmiał się, że grał amantów charakterystycznych. - Gdy tylko wchodziłem na scenę widownia parskała śmiechem, a przecież amant jest piękny - śmiał się pan Kazimierz.

Zagrał w wielu filmach. Między innymi w "Szatanie z VII klasy" Marii Kaniewskiej i Anny Sokołowskie-Zamysłowskiej, "Małżeństwie z rozsądku" Stanisława Barei, "Chłopach" Jana Rybkowskiego, "Kobiecie z prowincji" Andrzeja Barańskiego. Wszystkie dokonania przyćmiła rola imć Onufrego Zagłoby, herbu Wczele. A miał zadanie niebywale trudne.

Wszak przed nim Zagłobą doskonałym w "Panu Wołodyjowskim" był Mieczysław Pawlikowski. Miał grać też w "Potopie". Na przeszkodzie stanęła choroba - Pawlikowski chorował na serce. Wichniarz podjął rękawicę. Nawet nie musiał używać fortelu, by przekonać do siebie widzów. - Z Zagłobą w sposób naturalny łączy mnie waga (ważył 110 kg) i umiłowanie do jadła i picia - żartował.

W młodości chciał też być cyrkowcem

Z żoną Mieczysławą udało im się stworzyć bardzo szczęśliwy związek. Kazimierz Wichniarz zawsze o żonie wyrażał się z wielką czułością. - Dowodzi mną, ale ja o tym nie wiem. Rodzinni, serdeczni, niestety nie mieli dzieci. Pan Kazimierz często i chętnie wyjeżdżał z Warszawy do pobliskiej Magdalenki, gdzie miał wóz cyrkowy, który wykorzystywał jako dom letniskowy. Właśnie w ten sposób aktor rekompensował swoje drugie marzenie, tym razem niespełnione, o byciu artystą cyrkowym.

- Kazio miał rzadkie poczucie humoru i niespotykaną pogodę ducha. Zachował poczucie humoru nawet wtedy, gdy zmagał się z chorobą - mówią koledzy.

W pamięci widzów pozostał również jako dobrotliwy król z telewizyjnych "Dobranocek dla dorosłych" w reżyserii Janusza Rzeszewskiego, prywatnie przyjaciela aktora. Ci, którzy znali Wichniarza, mówią, że do "Dobranocek..." przemycił swój charakter. Zakochanego w życiu, życzliwego, pogodnego i dobrego człowieka.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji