Bogusław Linda nie lubi garderoby
Z teatrem jest jak z rodziną. Kocha się i nienawidzi jednocześnie. Kocham teatr za to, że daje w tak niepozornych przestrzeniach, w tak biednych miejscach niesamowite poczucie iluzji. Że - korzystając z zatęchłych kotar, połamanych mebli i kurzu - może przenieść w świat marzeń, w zaklęte bajki. Fascynujące, do czego zdolna jest ludzka wyobraźnia. Jest w tym magia - zabrzmi to górnolotnie, ale zaryzykuję - to świecka msza. A czego nie lubię w teatrze? Siedzenia w garderobie jako aktor i patrzenia się w lustro na swoją lekko odurniałą twarz, malowania jej co wieczór tą samą farbką i wychodzenia - też co wieczór - na scenę, powtarzania tych samych tekstów, a potem, po ukłonach, robienia szybkich zakupów w spożywczym ze świadomością, że jutro o tej samej porze to wszystko się powtórzy. Moja psychika tego nie wytrzymuje. Mam to szczęście, że nie muszę grać. Ale jednocześnie mam to szczęście, że mogę być z aktorami, z ludźmi teatru,wszystkimi: od maszynistów, przez panie księgowe, po portierów, mogę z nimi uciec od rzeczywistości, wejść w świat iluzji, ale... jako reżyser - mówi Bogusław Linda, który właśnie wyreżyserował "Tramwaj zwany pożądaniem" w Teatrze Ateneum.