Poznać samego siebie
Scena "Margines" nadal zapoznaje widzów olsztyńskich z twórczością najwybitniejszych dramaturgów współczesnych państw zachodnich. Chwała jej za to. W ciągu trzech sezonów Genet, Beckett, Pirandello, Pinter... Teraz Michel de Ghelderode, w przyszłości Ionesco, a może też coś z polskiej awangardy. Wszystkiego po trochu. Różne literatury, różne doświadczenia. Awangarda stara i młoda. W niektórych wypadkach już klasyka. Możliwości sceny określają realizację. Dwie, trzy premiery w ciągu roku. Przeważnie jednoaktówki o niewielkiej obsadzie.
Czy to wystarczy? Biorąc pod uwagę zaniedbania repertuarowe teatru olsztyńskiego, poczynania "Marginesu" stanowią krok naprzód. Mierząc te poczynania potrzebami oddziaływania artystycznego, nadążania za aktualnymi tendencjami sztuki współczesnej inscenizacje "Marginesu" są kroplą w morzu. Ogląda je zaledwie kilkaset osób. Amatorów obejrzenia byłoby może więcej, ale teatr nie zawsze jest w stanie zapewnić sztukom tym dłuższą eksploatację. Aktorzy wędrują z "bazy" do "bazy", kolidują ze sobą terminy prób i przedstawień na dużej scenie itp.
Mimo przeszkód teatr zapowiada, że w sezonie 1972/73 premier "Marginesu" będzie więcej. Pierwsza odbyła się przed dwoma tygodniami. Mówiąc ściślej, powtórzono premierę sprzed wakacji. W czerwcu wystawiono "Eskurial" dwukrotnie - w Olsztynie i w Toruniu. Dopiero teraz sztuka weszła na scenę na dłużej. Nie często widz polski spotyka się z teatrem Michela de Ghelderode. Potrafimy wymienić zaledwie kilka przedstawień. Dwie inscenizacje "Wędrówek mistrza Kościeja" i "Zejścia aktora", "Czerwoną magię", "Pantagleize"... "Eskurialu" zdaje się nie wystawiono jeszcze w Polsce. Mamy więc prapremierę. Dla widzów interesujących się teatrem naprawdę kontakt z twórczością Michela de Ghelderode jest przeżyciem. Wyłania się przed nami świat jakiego nie znamy. Niestety "Eskurial" to zaledwie próbka tego świata. Resztę musimy uzupełnić sobie komentarzem. Michel de Ghelderode zmarł dziesięć lat temu. Należał do pisarzy poruszających społeczeństwo skandalami życia i twórczości. Czynił tak z pełną świadomością. "Prawdziwy teatr żyje skandalem, a umiera w poczuciu bezpieczeństwa" - mówi jeden z jego bohaterów. Flamand z pochodzenia, pisał przeważnie po francusku. Wychował się na ludowej fantastyce. Matce zawdzięcza, że jego wyobraźnia opanowana została aniołami, demonami, objawieniami, cudami, słowem, światem mistyki... Była to mistyka rdzennie flamandzka. Szybko zauważono że jest to ten sam świat, który znamy z płócien Breughla czy Boscha - pełen fantastyki, okrucieństwa, ludowego witalizmu.
Średniowieczna Flandria była światem Michela de Ghelderode, z którego niechętnie się oddalał. Wybrał ten świat z całym dobrodziejstwem inwentarza: z brzydotą biednych i prześladowanych, z okrucieństwem i nieustannym widmem śmierci. Rzec można, że ukochał ziemię, "którą do wybojów poprzedeptywały wojska, trzody, pielgrzymki, Żydzi, włóczykije, żebracy, zdziry, ta wspaniała, erotyczna, cuchnąca, gwałtowna w gestach, krzyku, kolorach ludzkość...".
Opętany obsesją śmierci i strachu ciągle powracał do ulubionych motywów. W jego dramatach, jak w krzywym zwierciadle przeglądał się człowiek z całą swoją brzydotą, z tym, co w nim najgorsze. W ten sposób Michel de Ghelderode pojmował powołanie pisarza-moralisty. Odkrywając najgorsze cechy ludzi zadawał sobie i cztytelnikom pytanie: kim jest człowiek, w czym jego los?
Pisarz pozostawił po sobie około pięćdziesięciu utworów. "Około", ponieważ, nikt naprawdę nie poznał całej twórczości Michela de Ghelderode. Żył w samotności, w dobrowolnej izolacji. Ciężko chory na astmę, umierał przez dwadzieścia lat. Dopiero po śmierci doczekał się należnej sprawiedliwości. Zaczęto grać jego dramaty, wydawać zbiory utworów.
W Polsce również obserwujemy nieznaczne, ale ciągle wzrastające zainteresowanie pisarstwem Flamanda. Najciekawsze inscenizacje pochodzą z ostatnich lat. Przed rokiem wyszedł obszerny wybór dramatów pisarza.
Teatr olsztyński , wykazał wiele starań i ambicji, by zapoznać swoich widzów z twórczością de Ghelderode. Nie jest to twórczość łatwa, a i teatr nie dysponuje odpowiednim zespołem realizatorów i wykonawców, by sięgnąć po największe, najpełniej charakteryzujące pisarza utwory. Wybór padł na "Eskurial", jednoaktówkę napisaną w 1927 roku, o niewielkiej obsadzie. Miniatura ta dobrze przedstawia nam moralistykę Michela de Ghelderode. Chodzi w niej przecież o to, by odkryć samego siebie, poznać swoje uczucia, tęsknoty, pragnienia. W krótkiej, zagęszczonej akcji między dwoma bohaterami "Eskurialu" dochodzi do ostrych spięć które mówią wszystko o człowieku.
"Eskurial" przenosi nas do średniowiecznej Hiszpanii na dwór królewski. Królestwo chyli się ku upadkowi. Sztuka ma dwóch bohaterów: króla i błazna. "... król chory, ziemistej cery, w niechlujnych szortach, w koronie trzymającej się niepewnie na głowie...", "... błazen w liberii o jaskrawych barwach, atleta na nogach pokurcza, który chodząc sprawia wrażenie pająka...". Gdzieś za sceną umiera królowa. Między królem a błaznem toczy się gra. Najpierw chodzi o odwrócenie ról dla czystej zabawy, ale mistyfikacja rychło przekracza granice farsy zainscenizowanej ku uciesze króla. Król naprawdę staje się błaznem, błazen królem. Okazuje się, że jeden nie dorósł do swojej roli, drugi przerósł samego siebie. Żywot prawdy bywa jednak krótki. Także w "Eskurialu". Król zachowa się "po królewsku": zgładzi błazna, który "wyszedł z roli", pokazał swoją prawdziwą twarz, ogromnie ludzką, ale niewygodną. Król wykona wyrok czy jednak odzyska spokój? Po jego wyjściu rozpadną się resztki królewskiego przepychu. W inscenizacji olsztyńskiej reżyserowanej przez Zdzisława Wardejna w finałowej scenie spadają dekoracje sali: ciężkie draperie...
W przedstawieniu występują: Jan Błeszyński (król), Jerzy Grałek (błazen Szalej), Piotr Skarga (mnich). W kostiumie historycznym realizują współczesny teatr okrucieństwa z ekspresją dosadnego gestu, szeptu przeplatanego krzykiem.