Pod słabym Aniołem
"Ja pragnę doprowadzić rzeczywistość do literatury" - mówi Juruś, bohater powieści Pilcha. Kolejny krok zrobił Rafał Sahara. Doprowadzenie literatury do teatru jednak się nie powiodło.
Kolejny krok okazał się krokiem wstecz. To, co dla Jerzego Pilcha było tworzywem dla uwodzicielskiej i błyskotliwej prozy, stało się dydaktyczną opowieścią o szkodliwości spożywania alkoholu. Historia alkoholika Jurusia i jego braci w piciu, odarta ze słów, z osobowości narratora, ze zmienności nastrojów, zmienności perspektyw - zszarzała, zbladła i zbanalniała. Niektóre dowcipy, opowieści, paradoksy pozostały, ale zafunkcjonowały na zasadzie kabaretowych puent, scenek czy monologów.
Rafał Sabara, reżyser i autor adaptacji, chciał zachować dygresyjny charakter powieści (czy też, jak woli autor, prozy) Pilcha. Jednocześnie starał się ją jakoś uporządkować i stworzyć w miarę jasną fabułę. Wyszedł z tych przeciwstawnych starań niezbyt strawny melanż realistycznych obrazków ze szpitala dla deliryków i deliryczno-metaforycznych obrazów duszy. Dygresyjność zamieniła się w kabaret albo - co gorsza - w nieczytelne a sentymentalne mamłanie. Zwłaszcza pod koniec - walka Jurusia ze staroświeckim atletą z końską głową, rozmowa z diabłem, odnalezienie Kobiety w czarnej bluzce (a raczej w czarnym kostiumie kąpielowym) są albo - dla tych, co nie znają powieści - nieczytelne, albo wprowadzone mechanicznie, nie łączące się ze sobą.
Pilch tworzy w "Pod Mocnym Aniołem" pijacki kosmos; nie jest to powieść o piciu, ale obraz duszy. Pilch bawi się i gra z czytelnikiem - bolesna szczerość narratora jest natychmiast kwestionowana (co nie znaczy, że jej nie ma), zabawne historyjki miewają ponure zakończenia, a często nie wiadomo, czy się naprawdę wydarzyły. Nie wiadomo też, gdzie jest prawda, a gdzie fałsz, a raczej istnieją one jednocześnie, są dwiema stronami rzeczywistości.
Niewątpliwie trudno to przełożyć na scenę, ale nie taką prozę już oglądaliśmy w teatrze. Chwilami reżyserowi udaje się stworzyć interesujący, odjechany klimat - śpiewająca i gnąca się uwodzicielsko przy mikrofonie Joanna Mastalerz (poetka Alberta Lulaj, której towarzyszy zespół złożony z pacjentów), jest delirycznie zabawna. Takoż wizyta u Jurusia dwóch gangsterów (Jerzy Światłoń i Marcin Kuźmiński) i rzeczonej Alberty. Wizyta Jurusia u państwa Katastrofów (Sławomir Rokita i Urszula Popiel, ciekawa i wzruszająca również jako Fanny Kapelmeister opowiadająca o swoim pijackim ciągu). Krzysztof Jędrysek jako Doktor Swobodziczka i Doktor Granada miewa dobre momenty - a przede wszystkim potrafi przekonać, że postać ta istnieje na pograniczu realności i nierealności.
Ale spektakl, choć użyto tutaj wielu środków inscenizacyjnych (scenografia błyskawicznie zmieniająca charakter przestrzeni, projekcje wideo, muzyka), grzęźnie powoli w nudzie, przerywanej słownymi bon-motami. Nie tworzy się żaden kosmos - każde ciało niebieskie istnieje z osobna.
Jerzy Pilch ma licznych fanów (świadczą o tym choćby nakłady jego książek). Nie wiem, jak oni zareagują na spektakl. W każdym razie "Pod Mocnym Aniołem" znacznie ciekawiej się czyta, niż ogląda w teatrze. Spektakl Rafała Sahary ani nie oddaje w pełni uroków prozy Pilcha, ani też nie odkrywa w niej czegoś nieoczekiwanego.