Artykuły

Jak rozmawiać o śmierci?

"Czy ryby śpią?" w reż. Pawła Szkotaka w Teatrze Polskim w Poznaniu. Pisze Błażej Kusztelski.

Jak rozmawiać z dziećmi o śmierci i przemijaniu - o tym mówią książeczki dla rodziców, ale rzadko kto z nich korzysta. Czy teatr też może o tym rozmawiać? Spektakl poznańskiego Teatru Polskiego "Czy ryby śpią" Jensa Raschke próbuje dać odpowiedź pozytywną, wprawdzie kontrowersyjną, ale ważną.

Sceniczny monodram to opowieść dziesięciolatki o tym, z czym musiała się zmierzyć - ze śmiercią swego młodszego brata. Jak wiadomo, u niektórych dzieci po zgonie bliskiej osoby następuje pogorszenie zachowania, wzmożona pobudliwość czy pozorna beztroska. Tak właśnie zachowuje się owa dziewczynka w przedstawieniu w reżyserii Pawła Szkotaka, grana przez Marcelę Stańko, pogodzona po roku ze śmiercią brata, nie przeżywająca już traumy. Relacjonuje fakty, a także własne odczucia i myśli ze swadą i dystansem, bezceremonialnie, bez owijania w bawełnę, jakby skrywając swoje emocje. Niekiedy z drastyczną dosłownością opisuje, jak bardzo rozpaczała jej mama (dziewczynka rejestruje nawet smarki z jej nosa podczas płaczu). Z kolei w zachowaniu nauczycielki mała bohaterka dostrzega tylko śmieszny konwenans, a dla siebie samej pragmatyczną dogodność (po pogrzebie brata nie była odpytywana i traktowano ją ulgowo). Potrafi bez skrępowania mówić o tym, co stanie się z pogrzebanym ciałem i snuć przypuszczenia, co może spotkać robaka zjadającego robaka, który zjadał nieboszczyka.

Paweł Szkotak rozgrywa "akcję" w jakimś niezwykłym czarnym tunelu, w którym białe "zajączki" skaczą po czarnych ścianach, albo czarne kreskówki po białym parawanie szpitalnym, jakby całunie śmierci. Jest też biała ławeczka, która bywa nagrobkiem, i biała deskorolka, która bywa trumienką, a ubrany na biało, grający z boku gitarzysta to jakby anioł lub jakiś Eol, "owiewający" opowieść nastrojowym podkładem melodycznym.

CZY MONODRAM ZYSKAŁBY

Nie wiem, czy ten monodram nie zyskałby, czy nie byłby przejmujący, gdyby ową dziesięciolatkę uczynić wrażliwą, delikatną dziewczynką, skłonną do marzeń i konfabulacji, do melancholijnych nastrojów, do nostalgii i smutku, do uśmiechu przez łzy, do głębokiego emocjonalnie przeżywania spraw, o których mówi. Wydaje mi się, że taką właśnie bohaterkę pokazał w prapremierowej realizacji niemiecki autor, reżyserując swój monodram. U niego rzecz dzieje się chyba na cmentarzu (może w parku?), wśród pożółkłych liści, może nad grobem, który dziewczynka przyszła odwiedzić. Wyobrażam sobie, że zwierza się ona nie tyle widzom, ile kwiatom czy zwiędłym liściom; może przemawia do robaczka, który skądś wylazł, może do ślimaka, który wypełzł zbudzony nagle jesienną porą, a może do nieżyjącego brata.

W poznańskim spektaklu bohaterka zwraca się wprost do widzów, jakby trochę gra przed nimi, zwierza się im, ale bez koniecznej intymności. Reżyser (wraz z aktorką, która tworzy wyrazistą i przekonującą postać) pokazuje po prostu inny typ dziecka, inne relacje buduje między nim a widownią, a także ucieka od dosłowności w jakąś z lekka nadrealną umowność. Pełna temperamentu, nieco trzpiotowata bohaterka pewnie łatwiej też będzie nawiązywać kontakt z dziećmi, ale czy nie zbyt powierzchowny?

Jaki sens przypisać temu przedstawieniu? Czy chodzi o przekaz, że czas leczy najgorsze rany i sprawia, że patrzymy po jakimś czasie pogodnie, z dystansem, a nawet potrafimy spojrzeć na niektóre sprawy z humorem? Czy to raczej rodzaj cierpkiego, bez skrupułów i bez złudzeń, zderzenia ze śmiercią i przemijaniem (ciało zjedzą robaki, a w niebo i tak dziewczynka nie wierzy)? A może chodzi o pokazanie, jak dziecko (część dzieci) pojmuje i objaśnia fenomen śmierci, lub po prostu o spotkanie dziecka dotkniętego w swym życiu traumą (bohaterka sceniczna) z dziecięcą widownią, i o doświadczenie przez tę widownię takiego spotkania?

SUBTELNIE CZY BEZCEREMONIALNIE

Jak rozmawiać o umieraniu, o śmierci i jej konsekwencji? Taktownie, subtelnie, indywidualnie, czy zbiorowo i pałą po głowie, bez ogródek, żeby dziecko nie miało złudzeń? Faktem jest, że w teatrze, w odbiorze zbiorowym, nie ma mowy o dostosowaniu się do wiedzy i wrażliwości pojedynczego dziecka, do tradycji, w której wyrasta, do treści wychowania w danej rodzinie czy społeczności, do wyznawanych przez rodziców, opiekunów czy wychowawców przekonań, także religijnych. Ten spektakl wydaje się być adresowany do dzieci wychowywanych pragmatycznie, raczej w duchu sceptycyzmu czy agnostycyzmu, bezstresowo, pewnych siebie, a nie do delikatnych wrażliwców.

Tak czy siak, odbiorcą tego spektaklu powinien być jednak widz familijny. Tylko wtedy ma to sens, kiedy przedstawienie będzie zaczynem dalszej rozmowy rodzica z dzieckiem, ba - nawet łącznie z wyrażeniem niezgody na taki sposób relacji o śmierci i przemijaniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji