Wymyśl coś śmiesznego
Myśl, jaka przychodzi po wyjątkowo zabawnym przedstawieniu, wcale nie jest zabawna. Scenarzyści telenowel nie cofną się przed przerobieniem wszystkiego na świecie w towar komediowy, jeżeli tylko widzowie i producenci wyrażą zainteresowanie.
Angielscy autorzy "Komedii sytuacyjnej" Johnnie Mortimore i Bian Cooke okazali się podwójnymi mistrzami w komediopisarskim fachu. Gdyby dołożyć jeszcze trzeci walor w postaci udanej reżyserii Sylwestra Chęcińskiego oraz czwarty z dobrą obsadą aktorską, można by mówić o pełnym powodzeniu przedsięwzięcia Teatru Lubuskiego.
Wypada najpierw wytłumaczyć podwójne mistrzostwo scenarzystów. Oto, z jednej strony zbudowali na potrzeby widzów farsę o zgrabnej fabułce i błyskotliwych dialogach, z drugiej strony z niewiarygodną lekkością zadrwili z siebie i sparodiowali imperium współczesnej telenoweli. Pomysł był prosty. Dwaj doświadczeni tekściarze - Karol Summerskill (Sławomir Krzywiźniak) i Artur Grey (Artur Beling) pracują nad scenariuszem komedii dla telewizji. Zamówienie jest intratne, więc agent naciska. Termin się zbliża, a w głowach pustka. Dla odprężenia Karol, Artur i ich żony organizują małe spotkanie zakrapiane winem. Wstawieni zamieniają się żonami. Karol ląduje w łóżku z atrakcyjną Beryl Grey (Hanna Klepacka), typem modystki i kobiety wyzwolonej. Artur zaś ląduje w swoim domu (ale nie w łóżku) z Doris (Tatiana Kołodziejska), kobietą potulną i skarbem domowym z wyjątkowymi zdolnościami kulinarnymi. O zamianie dowiadują się po otrzeźwieniu. Jak w takiej chwili bywa, unoszą się, obrażają i cała odmiana potrwa czas jakiś. Karol korzysta z uroków bezpruderyjnej kobiety, bagatelizując rosnącą stertę rachunków ze sklepu z futrami i fryzjerskich salonów. Artur odkrywa świat kuchni. I nie musi to wcale być odgrzewany bigos. Sytuacja, w jakiej się obaj znaleźli, ma dwie strony medalu. Karol podziwia wyobraźnię seksualną nowej partnerki, ale chodzi głodny, a w domu jest coraz brudniej. Artur jest syty, ale tęskni do dawnej alkowy. Z sytuacji tej nie ma dobrego wyjścia. Karol zdradził swoją żonę, Artur nie. Przepaść nie do zasypania. A co z pomysłem na komedię? Obaj mają zobowiązania i praktycznie brak czasu. Agent grozi, że w razie klapy, pójdą na dno.
I tu zaczyna się najlepsza część spektaklu. Artur przedstawia serial komediowy z arystokratycznych sfer, klasycznie koturnowy, z wydumanymi problemami. Karol zaś rewanżuje się spektaklem ze sfer robotniczych, z irytującą, ale powszechną w telewizji stylizacją i udawaniem prawdopodobieństwa. Obu udaje się autoironicznie ukazać świat sitkomów, jako maszynkę do produkowania towarów ze znakiem "popularny" z głupimi, niewybrednymi żartami i papierową galerią postaci. Ciężko w takiej sytuacji o komedię klasyczną, z pościgiem, qui pro quo. A czy z wymyślania komedii można zrobić komedię? Można, i to świetną. Spółka angielskich pisarzy, reżysera Chęcińskiego i zielonogórskich aktorów gwarantują taką zabawę.