Artykuły

Polskie węzłowisko

Jerzy Jarocki, jeden z najwybitniejszych twórców naszego teatru, pod koniec życia przygotowywał dla Teatru Narodowego spektakl, który miał być artystycznym testamentem reżysera silnie wpisanym w rocznicę odzyskania niepodległości. Bohaterami mieli być min. Piłsudski, Dzierżyński, Lenin i Witkacy - pisze Jan Bończa-Szabłowski w Rzeczpospolitej.

Projekt zatytułowany "Węzłowisko" był porywający i tak szalony, że wydawał się nierzeczywisty. Znając jednak konsekwencję Jerzego Jarockiego - po korektach i zmianach - z pewnością udałoby się go zrealizować. Plany przerwała śmierć. Pozostał tylko szkic, rodzaj wstępnego scenariusza. Na podstawie moich spotkań z reżyserem, jego notatek, rozmów z rodziną i najbliższymi współpracownikami podjąłem próbę odtworzenia, jak to przedstawienie mogłoby wyglądać.

Wśród bohaterów spektaklu znalazły się postacie historyczne: Witkacy, Żeromski, wielokrotnie przywołuje się Piłsudskiego, jest Dzierżyński, Stanisławski, Lenin. W przypadku wodza rewolucji Jarocki chciał nawet zajrzeć do jego alkowy. To miała być opowieść o przenikaniu się polityki i sztuki. Teatr ukazany w kontekście przemian społecznych i politycznych.

W prologu Jerzy Jarocki wyjaśniał, że "węzłowisko" to punkt, w którym teatr, historia i losy jednostki splatają się w sposób zastanawiający. Aby przygotować widzów do zrozumienia spektaklu, postanowił nawet opracować odpowiedni przewodnik.

Spektakl rozpisany był na niemal wszystkie pomieszczenia Teatru Narodowego. Stałyby się one czymś w rodzaju gigantycznego muzeum.

Niektóre rozwiązania inscenizacyjne miały być konsultowane z Centrum Nauki Kopernik. Widz oglądałby obrazy, eksponaty, ale także sceny i sytuacje z wybranych wydarzeń z czasów odzyskiwania niepodległości. Byłby też świadkiem I wojny światowej i rewolucji bolszewickiej. Kompozytor Stanisław Radwan jako jeden z wtajemniczonych przyznaje, że Jarocki chciał w "Węzłowisku" ukazać, jak zmiany w myśleniu o państwie, religii, społeczeństwie odbijają się na sztuce.

O przenikaniu się sztuki i historii

Projekt zaprezentowany zaledwie kilku osobom budził zachwyt, ale i niedowierzanie. Jerzy Jarocki słynął z tego, że potrafił wprowadzić w życie pomysły, które wielu aktorom wydawały się trudne do realizacji. Nie znosił sprzeciwu. Kiedy był w pełni sił, często stosował prosty zabieg. Gdy aktor mówił, że dane zadanie jest nie do wykonania, sam je wypełniał. Z wykształcenia był przecież aktorem.

- Do widza mam zawsze wielki szacunek - mówił mi kiedyś w wywiadzie. - Zakładam, że rozumie tyle samo co ja, a niekiedy więcej. Publiczność teatralna składa się głównie z ludzi młodych i często dostrzega w spektaklach te wartości, których moje pokolenie już nie widzi.

Aktorzy nazywali go torturmistrzem, perfekcjonistą, który wyciska z nich ostatnie poty. Tadeusz Różewicz wspominał, że gdy ten niewielkiej postury reżyser spotykał się z przejawami nieprofesjonalizmu, marnowania czasu, nieterminowości, potrafił wydać z siebie ryk lwa.

Sam Jarocki odniósł się wtedy do tych opinii następująco: - Każdy uczciwy artysta przed nową inscenizacją staje bezradny jak debiutant. Chyba że jest notorycznym chałturszczykiem kopiującym tylko swoje albo czyjeś pomysły z perfekcyjną rutyną. Z aktorami jest zaś tak, że ci, którzy mi zaufają, wcale nie muszą się pocić. Otrzymują po pewnym "dotarciu" pomoc, pewien komfort poruszania się w materii sztuki i swojej roli.

Mariusz Bonaszewski, jeden z jego ulubionych aktorów, mówi mi dziś:

- Jerzy Jarocki, orientując się, że mam pewne plany filmowe, zadzwonił do mnie pod koniec wakacji w 2012 roku i zdecydowanym tonem oświadczył: "Pan wie, że nie może mi odmówić udziału w "Węzłowisku", bo występuje pan pod swoim nazwiskiem, więc nie mogę pana zastąpić kimś innym". Miałem pełnić funkcje przewodnika i kustosza muzeum. Przemieszczać się z grupą widzów po teatrze, wchodzić z nimi w poszczególne obiekty, epoki, zdarzenia. To była opowieść o teatrze, polityce i historii, o ich wzajemnych zależnościach. Scenariusz zawierał jeszcze luki, puste miejsca, ale wyczuwałem w nim ogromną siłę teatralną. Czułem, że zetknięcie widza z pokojami, w których rozgrywają się zdarzenia, pojawiają postacie historyczne, będzie robiło wrażenie. Zapowiadało się coś naprawdę atrakcyjnego, wręcz pionierskiego. "Proszę się nie przywiązywać do szczegółów - mówił mi Jarocki - to jest tylko wstępna koncepcja". Do drugiego spotkania 11 października, już nie doszło, dzień wcześniej reżyser zmarł.

Teatr a polityka

Jerzy Jarocki zawsze mocno podkreślał konieczność dialogu ze współczesnością poprzez teatr. - Nie jestem jednak tak naiwny, by twierdzić, że jeden spektakl czy nawet działalność jednego teatru była w stanie przeobrazić społeczeństwo - mówił mi w 2000 roku. - Działanie doraźne, bezpośrednie jest teatrowi obce, ale staram się wierzyć, że to, co robię, ma sens. Czas pokaże, że właśnie w teatrze tkwi siła, wartość, a ich znaczenie trudno spostrzec od razu. Teraz, po latach, ze zdumieniem i wielkim wzruszeniem czytam wyznania, wspomnienia, wzmianki byłych naszych wojujących z komunistycznym reżimem działaczy opozycyjnych, pisarzy, jak ważny był dla nich w latach 70. i 80. ten czy inny mój spektakl, czasem tylko epizod czy scena. To są najwspanialsze satysfakcje, dużo większe niż recenzje czy nagrody.

Danuta Maksymowicz, aktorka, wdowa po Jerzym Jarockim, przeglądając ostatnio zapiski w dzienniku męża, odnalazła następujący fragment odnoszący się do klęski wrześniowej: "Chętnie wierzyłem, że żyje w kraju bohaterów. Że Piłsudski, że Śmigły... Dlatego tak nieprawdopodobne, nie do pojęcia, nie do zaakceptowania w dziecięcej świadomości było to, co się stało, co było kataklizmem, kosmiczną katastrofą. A więc było wielkim oszustwem, zdradą. Równie kosmiczną jak katastrofa. Było coś niepojętego w tym całym zachowaniu się świata wobec tej klęski. Dlaczego było tak ciepło, tak cicho, tak słonecznie. Bóg? I cóż, Bóg nie widział, że działa się mi krzywda?".

Jerzy Jarocki nie był postrzegany jako twórca teatru politycznego, a jednak, patrząc na jego dokonania, widać, że były to opinie dość powierzchowne.

- Nigdy nie miałem za złe artystom, że wykazywali aktywność polityczną - mówił mi Jarocki. - Zarówno po 1989 roku, jak i wcześniej. Mnie to po prostu nie interesowało.

Mam inny temperament. Czasem okazywało się jednak, że motywacje idące od polityki wpływały na działalność artystyczną. Ze artystyczne zdarzenie stało się wypowiedzią polityczną. Bodźcem do mojego spektaklu "Sen o bezgrzesznej" w 1978 roku stała się 60. rocznica odzyskania niepodległości. Błyskawiczną reakcją na stan wojenny były warszawska i krakowska premiera "Mordu w katedrze" Eliota.

13 grudnia 1999 roku w rocznicę wprowadzenia stanu wojennego odbyła się telewizyjna premiera głośnego przedstawienia Jerzego Jarockiego "Historia PRL wg Mrożka". Żywo dyskutowanym spektaklem była "Sprawa" z 2011 roku, czyli inscenizacja "Samuela Zborowskiego" odczytanego przez "Fausta" Goethego. W spektaklu było wiele odniesień do współczesności, wrócił m.in. temat pochówku na Wawelu. Po katastrofie smoleńskiej wzbudziło to jednoznaczne konotacje.

W oparach PRL

Fama, że jest reżyserem zdolnym i odważnym, rozeszła się już po jego spektaklu dyplomowym w 1957 roku - "Balu manekinów" w Teatrze Śląskim w Katowicach. Jarocki był tuż po studiach w moskiewskim GITIS. Nim przystąpił do realizacji, spotkał się z wypuszczoną z łagru wdową po autorze. Szybko się przekonał, że pisarz nie był - jak pisano - ofiarą politycznej pomyłki, lecz zaplanowanej stalinowskiej represji. W przedstawieniu mocno zaakcentował m.in. temat skorumpowanych związków zawodowych, co publiczność odebrała jako aluzję do polskich organizacji będących wówczas przybudówką do rządzącej PZPR.

Przedstawienie zaproszono do Warszawy i zaprezentowano składającemu wizytę w naszym kraju ministrowi kultury ZSRR. Ten - jak wspomina Robert Jarocki, brat reżysera - nie podzielał zachwytów, tłumacząc wszystko "polskim rozwichrzeniem politycznym i brakiem czujności". To też przyczyniło się do wzrostu popularności spektaklu.

Jarocki nigdy jednak nie przywdziewał szat męczennika. Z godnością znosił restrykcje PRL-owskich władz, jakie dotykały niektórych jego spektakli. 0 ulubionych autorów potrafił walczyć. Kiedy cenzura uzależniała zgodę na prapremierę "Policji" Mrożka od zmiany tytułu na "Policjanci", Jarocki odrzucił ten warunek. Poczekał, aż inny reżyser (Jan Świderski) zrealizuje utwór pod narzuconym tytułem, a trzy miesiące później wystawił spektakl w Teatrze Śląskim pod oryginalnym tytułem autora.

Niełatwo było też Jerzemu Jarockiemu wypromować Gombrowicza. Brat reżysera w publikowanych w miesięczniku "Teatr" (7/8 2014) zapiskach "O Jurku prawie wszystko" wspomina wręcz patologiczną wrogość Władysława Gomułki do Gombrowicza. To spowodowało, że głośna polska prapremiera "Ślubu" przygotowana przez Jarockiego ze studentami w Gliwicach nie mogła być zaproszona na festiwal we Wrocławiu. Robert Jarocki podjął się interwencji w tej sprawie u ówczesnego kierownika Wydziału Kultury KC Wincentego Kraski.

Tak wedle relacji brata reżysera przebiegała ta rozmowa. "Czy możecie mi powiedzieć, o czym jest ten Ślub Gombrowicza, boja dopiero od niedawna jestem kierownikiem Wydziału Kultury, stopniowo wciągam się - zapytał Krasko. Mój Boże! Pomyślałem, jak mu streścić tę skomplikowaną sztukę? Ale coś mnie natchnęło. Odpowiedziałem więc: - No wiecie, to jest bardzo wyrafinowana dramaturgia, ale rzecz ujmując popularnie, można by powiedzieć w przenośni, że to swoista historia rodziny Matysiaków".

"Ach, rozumiem - powiedział Krasko zakłopotanym głosem - zadzwońcie do mnie za kilka dni". A po kilku dniach oddzwonił i dodał, że nie może pomóc, bo odmowną decyzję podjęto na bardzo wysokim szczeblu.

W wywiadzie z Marylą Zielińską, opublikowanym przed dwoma laty w "Didaskaliach", Jerzy Jarocki opowiadał m.in. o bojach, jakie toczył w epoce Gierka, by pokazać na Zachodzie "Szewców". To napotkało zdecydowany opór PZPR-owskich aparatczyków. Nawet interwencja znakomitego aktora Tadeusza Łomnickiego, wówczas członka KC PZPR, na niewiele się zdała. "Pan nie będzie nam dyktował, jak powinna wyglądać polityka kulturalna kraju. Na tej platformie nie będziemy rozmawiać. Kiedy powtarzałem swoje dlaczego, usłyszałem: - To nie jest witkacowski Witkacy, a Witkacy realistyczny. Witkacowski Witkacy to Witkacy, którego realizuje pan Szajna. Na tym rozmowa się skończyła. Nie chciano mieć w Witkacym legitymacji wolności, która podobno panowała wówczas w Polsce" - wspominał z żalem Jarocki.

Witkacy, jeden z czołowych bohaterów "Węzłowiska", jak inne historyczne postacie epoki miał się wyłaniać z gablot ustawionych na scenie. Ubrany w uniform oficera gwardii carskiej stawał przed sypialnią Mikołaja II niczym Kordian.

Piłsudski, Dzierżyński i Lenin

Tak naprawdę do stworzenia scenariusza "Węzłowiska" Jarocki przygotowywał się od lat. Temat przenikania sztuki i polityki interesował go już w czasie studiów moskiewskich. Korzystając z materiałów źródłowych, z właściwą sobie dociekliwością prześledził m.in. działania Teatru Artystycznego Konstantego Stanisławskiego oraz innych twórców w czasie zdobywania Moskwy przez bolszewików. Zwrócił też uwagę na ówczesną polemikę Feliksa Dzierżyńskiego z Tadeuszem Micińskim.

- Miciński - jak wyjaśniał w wywiadzie dla "Didaskaliów" - był kimś w rodzaju oficera politycznego w wojsku polskim, które formowano w

Moskwie z jeńców wziętych do niewoli z armii austriackiej i pruskiej. Niektórzy komunizowali, większość jednak była piłsudczykami. Liczyli na przyjście Hallera. Ci Polacy planowali opanować Moskwę, wykorzystując gorączkę rewolucji. Miciński wygłosił przemówienie do żołnierzy, wzywał ich do czekania na możliwość powrotu do Polski. W gazecie następnego dnia ukazała się odpowiedź Dzierżyńskiego, krytykująca burżuja Micińskiego i poglądy, jakie poprzez niego ujawniły się w polskim wojsku, które miało być przecież lojalne wobec nowej władzy.

- Feliks Dzierżyński, który pojawia się w "Węzłowisku", zainteresował

Jurka z wielu powodów - wspomina Robert Jarocki. - W historii zapisał się jako postać skrajnie obrzydliwa.

Ale piszący o początkach komunizmu Richard Pipes natrafił na ciekawą notatkę o tym, że przebywając na kuracji w Zakopanem na początku XX wieku, Dzierżyński sprawiał wrażenie człowieka niezwykle czarującego, oczytanego. Myślę, że znakomitego erudyty i gawędziarza, który swoją powierzchownością zachwycał całą artystyczną młodzież. Poglądy, jakie wówczas głosił, były nie tylko antycarskie, ale też mocno antyrosyjskie. Dziś powiedzielibyśmy, że wtedy był patriotą. I być może jego życie inaczej by się potoczyło, gdyby nie przewrót bolszewicki, który wysunął go na policyjnego kata.

Ważną postacią "Węzłowiska" był też Józef Piłsudski. Nie pojawiał się wprawdzie w pierwszej wersji scenariusza, ale wielokrotnie była o nim i mowa jako twórcy niepodległości.

- Jerzy opowiadał mi kiedyś, że jako dziecko miał okazję zobaczyć osobiście marszałka Piłsudskiego - wspomina Danuta Maksymowicz, - Jest taka rodzinna opowieść - potwierdza Robert Jarocki. - Wszystko wzięło się z tego, że rodzice urządzali nam letnisko w Sulejówku. Byliśmy tam dwa, może trzy razy.

Słynąca z wielkiej gościnności babcia, smażyła cudowne konfitury. Często i odwiedzała nas zatrudniona przez mamę praczka, która pracowała u państwa Piłsudskich. I to ona zabrała kiedyś kilkuletniego Jurka do sędziwego już Marszałka. Ten przywitał malca serdecznie, posadził na kolanach i pogładził po główce.

W "Węzłowisku" Jarocki, kreśląc postać Lenina, posłużył się tekstami Sołżenicyna, ukazującymi go jako "zawodowego rewolucjonistę", który napędza się planem zburzenia zastanego porządku.

Robert Jarocki ujawnia, że jego brat, pisząc o Leninie, nieco miejsca - poświęcił jego związkowi z Inessą Armand.

- Kochanka i przyjaciółka intelektualna Lenina - mówi Robert Jarocki pochodziła z aktorskiej rodziny. O jej formacie intelektualnym i ambicjach świadczy fakt, że po śmierci drugiego męża studiowała na Sorbonie. Lenin zachwycił się nie tylko jej urodą, ale też erudycją, znajomością - filologii klasycznej, literatury, poezji i teatru. W szkicu "Węzłowiska" była - scena określająca prywatne relacje i Lenina i Inessy. W hotelu w Zurychu Lenin po nocy spędzonej z Inessą chce ją wysłać na jakieś ważne zgromadzenie polityczne, ona jednak woli jechać z odczytami... o wolnej miłości.

- Po lekturze Sołżenicyna i "Węzłowiska" - dodaje brat reżysera -Lenin jawi się jako doktryner zdolny do uczuć wyższych niż polityka, skupiający się na stworzeniu partii, umocnieniu nad nią kontroli i zdobyciu władzy, ale niemający realnego pomysłu na urządzenie świata po rewolucji.

Zapętlenia historyczne w "Węzłowisku" przedstawiane były fragmentami utworów literackich. Oprócz materiałów źródłowych, listów, dokumentów, fragmentów wspomnień dochodziła oczywiście fantazja autora.

Ważne miejsce w spojrzeniu na sztukę i historię zajmuje obecne w niedokończonym utworze spotkanie Konstantego Stanisławskiego, dyrektora MChAT, jednej z kluczowych postaci w historii teatru, z Juliuszem Osterwą, twórcą legendarnej Reduty. Jarocki zwrócił uwagę na realizację "Kaina" Byrona przez Stanisławskiego jako aluzji do wojny domowej w Rosji.

Część scenariusza Jerzy Jarocki tworzył w sopockim ZAiKS-ie. Ponieważ pisanie go męczyło, miał kłopoty ze wzrokiem, dyktował sekretarce. Systematycznie skracał wszystkie teksty. Bardzo mu zależało, by było to widowisko zwarte, dziejące się podczas jednego wieczoru.

Budując sceny, chciał usłyszeć, jak brzmią, i o głośne czytanie prosił kompozytora Stanisława Radwana. Gdy słyszał, że coś jest zbyt zawiłe, natychmiast to zmieniał.

- Pomysł "Węzłowiska" był bardzo trudny dla scenografa - uważa Stanisław Radwan. - Na pierwszym piętrze miały być obrazy Malewicza. Jego manifest artystyczny wchodził do spektaklu. Jak uznawał Jarocki, to jeden z najpiękniejszych tekstów, jakie mówią o prawdziwym buncie. Malewicz pokazywał, jak się odchodzi od wszystkiego, co wydaje się za bardzo literackie, aż do jego słynnego czarnego kwadratu na białym tle.

Narodziny spektaklu Ostateczny scenariusz tego, co otrzymało tytuł "Węzłowisko", narodził się z propozycji Jana Englerta złożonej na jubileusz 250-lecia sceny teatralnej w Polsce. Jerzy Jarocki pomyślał wówczas o teatralnej opowieści o artyście.

Miał już konkretne pomysły obsadowe. Mariusza Bonaszewskiego widział zarówno w roli wspomnianego kustosza, jak i Witkacego. Role Bogusławskiego i Stanisławskiego chciał powierzyć Janowi Englertowi. Lenina miał kreować Jerzy Radziwiłowicz, który sprawdził się w tej roli w "Miłości na Krymie" w Teatrze TV.

- Opowieść kończy się na sierpniu 1920 roku, który wiąże się z kontratakiem Piłsudskiego na wojska Tuchaczewskiego - mówi mi Robert Jarocki. - Ostatnim akordem jest scena zatytułowana "Plebania w Wyszkowie". Tam przy herbatce, parę dni po ucieczce bolszewików, rozmawiają o niedawnych wypadkach Żeromski, Ruszczyć i Grzymała-Siedlecki. Jurek dopisał też generała Hallera i młodziutkiego porucznika de Gaulle'a. Proboszcz, nie bez satysfakcji, podsumowuje nieudane próby tworzenia przez Dzierżyńskiego i Marchlewskiego Polskiej Republiki Rad. Pada pytanie, dlaczego polscy chłopi mimo nędzy i biedy nie opowiedzieli się za tzw. sprawiedliwością społeczną głoszoną przez bolszewików, tylko wstąpili do armii polskiej.

- Nazwa "Węzłowisko" wymyślona została na użytek tego szkicu - mówi Robert Jarocki. - Ale myślę, że dobrze odpowiada zagmatwaniu tych wszystkich biografii, życiorysów, postaw. Jurek tym spektaklem z pewnością chciał zadać wiele pytań.

W tekście "Kogo szukał, czego chciał" zamieszczonym w "Dialogu" brat reżysera dodaje: "Przypuszczam, że Jerzy szukał bohaterów do filozoficznie okrutnego teatru, w którym wszystko jest absurdalne, zmienne, niespójne, wybuchowe. Interesowali go inteligenci, zajmujący się zawodowo wzniecaniem buntów i wyzwalaniem mas pracujących rzekomo dla ich dobra. Ciekawiło go, jak długo bunt kiełkuje, żeby w pewnym momencie przypadkowo eksplodować? Ile trzeba każdorazowo przelać krwi, dla szczęścia przyszłych pokoleń? Kto ma prawo to szczęście definiować. Myślę, że chciał pokazać procesy myślowe prowadzące do nieustannych krwawych utopii. Teatr historii bez końca".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji