Artykuły

Fascynacja, która nie mija

- 25 lat temu przyszłam do dosyć kostycznego teatru. Ten współczesny jest niesamowity, dynamiczny, niesłychanie kreatywny, jeśli chodzi o podejście do tekstu - rozmowa z opolską aktorką BEATĄ WNĘK-MALEC, obchodzącą 25-lecie pracy artystyczne.j

25 lat pracy w teatrze to dużo?

- Prawdę mówiąc nie zauważyłam. Ale chyba sporo. Było nie było... ćwierćwiecze.

Dobra okazja do bilansu...

- Oj, boję się bilansów. Zawsze mam wrażenie, że czas za szybko przeleciał i że jeszcze dużo przede mną. Na początku był amok, rzucanie się na wszystko z pełnym entuzjazmem. Teraz mam więcej rozwagi, świadomości. Teatr to nieustanna nauka, dojrzewanie. Ale jedno pozostało niezmienne - moim największym marzeniem było pracować w teatrze i tak jest do dziś. Praca w teatrze to najlepsze, co może być.

Tych 25 lat spędziła pani na jednej scenie - w Kochanowskim. To już związek na zawsze?

- Pierwsze zdanie, jakie wypowiedziałam na jego scenie brzmiało: Życie jest pełne niespodzianek. Przyszłość zawsze jest niewiadomą. Studia aktorskie robiłam w moim rodzinnym Wrocławiu. Pewnego razu na przedstawienie dyplomowe przyszedł dyrektor Kochanowskiego, Maciej Korwin. Teraz już prawie się nie zdarza, by dyrektor ściągał aktora do pracy prosto z dyplomu. Nie znałam Opola, raz byłam tu ze szkolną wycieczką w skansenie w Bierkowicach. Ale pomyślałam: dlaczego nie? Warto spróbować. Bardzo mi się spodobała Mała Scena i podpisałam umowę. Wkrótce potem, we wrześniu 1980 na tej Małej Scenie debiutowałam w "Gwiazdach na porannym niebie". To była wspaniała praca ze znakomitym rosyjskim reżyserem. Był nie tylko artystą, ale i świetnym pedagogiem.

Wspomnienia ról są nierozłączne z reżyserami, którzy pomagali je stworzyć?

- O tak, to stanowi jedność. Bardzo dobrze wspominam pracę nad "Sytuacjami rodzinnymi" z Markiem Fiedorem. Duży przełom w moim myśleniu o teatrze spowodował "Czarujący korowód" z Tomaszem Hynkiem. Wtedy pierwszy raz ośmieliłam się proponować własne pomysły.

Rola w "Małych zbrodniach małżeńskich" też była ważna?

- Wszystkie role są ważne. Ta o tyle była szczególna, że zagrałam w duecie z mężem.

To ułatwia pracę?

- Bardzo dobrze nam się razem pracuje razem. Dużo z siebie czerpiemy, inspirujemy się nawzajem. Reżyser, Marcin Sosnowski, powiedział potem, że to było jego najlepsza praca.

Od kilku lat prowadzi pani warsztaty teatralne dla dzieci i młodzieży w Teatrowni.

- Bardzo to lubię, zwłaszcza pracę nad klasyką, nad tym, czego uczą się w szkole. To daje dużo satysfakcji, gdy okazuje się, że zajęcia w teatrze pootwierały im głowy na różne sprawy. Na zajęcia przychodzą świetne dzieciaki, zdolne, pracowite, twórcze, ambitne. Praca z nimi mnie także rozwija, zmusza do różnych poszukiwań.

Co się pani marzy na następne ćwierćwiecze?

- Fajna praca. Praca, praca, praca. To daje dużo szczęścia. W teatrze jest zawsze coś nowego. Nie sposób wypalić się zawodowo, bo tu wciąż przychodzą nowi ludzie, pojawiają się nowe sztuki, nowe zadania. 25 lat temu przyszłam do dosyć kostycznego teatru. Ten współczesny jest niesamowity, dynamiczny, niesłychanie kreatywny, jeśli chodzi o podejście do tekstu. Dzięki temu nie mija młodzieńcza fascynacja.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji