Fredro w pigułce
Na scenie dwoje tylko aktorów. Ona i On. Katarzyna Golaszanka i Lech Chojnacki. Na szczęście jest także trochę lalek, przedmiotów i
rozmaitych rekwizytów. I wszystkie one w ich rękach grają we "Fredroigraszkach". Wyborze miłosnych scenek i duetów z komedii Aleksandra hrabiego Fredry w poznańskim Teatrze Animacji. To już trzecia w tym teatrze premiera adresowana do młodzieży szkolnej proponująca widzom nie jakąś konkretną sztukę, lecz kolaż sceniczny rozmaitych dość luźno ze sobą związanych tekstów. Najpierw był świetny "Ribi rabidi knoll" z wyliczanek i umoralniających wierszyków dla dzieci, potem gorszy nieco Gałczyński, teraz na podobnej zasadzie aktorka tego teatru Katarzyna Golaszanka zadebiutowała jako reżyserka i scenarzystka Fredry. Mamy więc tutaj wyrwane z kontekstu sztuki sceny i postaci z "Zemsty", ze "Ślubów panieńskich" oraz z "Dam i huzarów". I to nie tyle może świetnie zagrane, co bardzo zabawnie i pomysłowo zaanimowane, a więc okraszone mnóstwem funkcjonujących poza tekstem gagów i kabaretowych żartów i sytuacyjnych i muzycznych.
Debiut reżyserski młodej aktorki, ubiegłorocznej zaledwie absolwentki po szkole białostockiej, wypadł więc wcale zgrabnie. Przedstawienie jest krótkie, typowo szkolne, ale gęste. Co sytuacja, to jakiś nieoczekiwany gag lub zabawnie uruchomiony rekwizyt.