Artykuły

Rewizor jak hipster

- Kiedy wystawiam klasykę, postępuję bardzo radykalnie, wywracam sztukę do góry nogami. Tak też będzie w "Rewizorze" - mówi Nikołaj Kolada przed premierą w Teatrze Studio w Warszawie.

Izabela Szymańska: Dokąd przyjeżdża Rewizor? Nikołaj Kolada: Do nas wszystkich, do kraju, który może być Polską, Francją, Rosją czy Niemcami. Przyjeżdża tam, gdzie mali ludzie żyją małym życiem. Jest człowiekiem z innego świata, poniża tych, którzy i tak już żyją w poniżeniu. I o tym mówi spektakl. O poniżeniu, które ma miejsce codziennie, co godzinę, w dowolnym kraju, z dowolnym człowiekiem. Mówię aktorom: wy też jesteście poniżani przez zależność od dyrektora, reżysera. Musicie się cały czas uśmiechać, a człowiek, który ma władzę, może was rozgnieść.

Spektakl będzie grany na dużej scenie. Wylaliśmy na nią błoto. Bohaterowie są dosłownie ubrudzeni.

Czytając sztukę, zastanawiałam się, jaki mechanizm kieruje tymi ludźmi, że są w stanie uwierzyć Chlestakowowi?

- Myślę, że oni chcieli, żeby ich oszukano. Szukali do tego okazji, bo już tak przywykli do swojego życia. U mnie łże-Rewizora gra Eryk Kulm, młody chłopak, student Akademii Teatralnej. Pojawia się w bogatym, błyszczącym, kolorowym stroju. Wygląda jak hipster czy modniś. Bardzo kontrastuje z ubiorem pozostałych postaci. One mają na sobie zniszczone fraki, surduty, kufajki. Przez to, że Chlestakow tak błyszczy, jest taki jasny - gotowi są paść przed nim na kolana. Ale jak to w Rosji mawiają: witasz kogoś wedle ubioru, a żegnasz wedle rozumu.

W tej relacji podległości łatwo jest dopatrywać się wątków politycznych. Czy u pana się pojawią?

- Siłą rzeczy będą, czy chcę czy nie. Widzowie pewnie odczytają przedstawienie jako historię o Rosji ze względu na estetykę, rekwizyty, samowar, stylistykę wzorów ludowych - nasz "Rewizor" ma więcej odnośników do Rosji niż jakiegokolwiek innego krają Co poradzisz. Rzeczywiście Rosjanie na prowincji żyją w potwornych, odrażających warunkach. W centrum Moskwy ludzie zarabiają miliony, 100 km dalej na wsi starsza babcia musi za 500 zł przetrwać miesiąc, zastanawia się nad wydaniem każdego grosza, żeby starczyło na drewno na opał, wodę, ziemniaki. Przepaść między bogatymi a biednymi jest u nas bardzo duża. Do niczego dobrego to nie doprowadzi. Mieszkałem dwa lata w Niemczech i zrozumiałem, że oni starają się z całych sił tych najbiedniejszych i najbogatszych jakoś zbliżyć do siebie, żeby nie dopuścić do wybuchu rewolucji.

Nie kusi pana, żeby coś dopisać autorowi "Rewizora"?

- Prawdę mówiąc, coś dodałem. Wczoraj oglądałem "Wiśniowy sad" w reżyserii Agnieszki Glińskiej w Teatrze Studio. Byłem pod wrażeniem, że z takim szacunkiem, pieczołowitością twórcy odnieśli się do tekstu Czechowa. Każde słowo zostało zachowane i wypowiedziane.

Kiedy ja wystawiam klasykę, postępuję radykalnie, wywracam sztukę do góry nogami. Tak też będzie w "Rewizorze". W niektórych momentach aktorzy wypowiadają oryginalny tekst, ale wykonują kontrastujące z nim czynności. Zona i córka Horodniczego wychodzą do Chlestakowa w białych sukniach ślubnych, a on je gwałci, brudzi błotem. Tego nie ma u Gogola, ale ja tak ten fragment odczytałem.

Gogol napisał komedię, ja wystawiam tragikomedię. Będzie bardzo śmiesznie, a potem bardzo smutno. Dla takiego efektu nie trzeba zmieniać samego tekstu.

Praca nad przedstawieniem idzie doskonale. Dobrze się pracuje z aktorami Studio, wszystko układa się według planu: scenografia, kostiumy, światło. Nie ma żadnej paniki. Boję się tylko, że polscy dziennikarze w związku z zaistniałą sytuacją polityczną odniosą się do "Rewizora" i pozostałych przedstawień, które pokażemy, przez pryzmat wojny i obsmarują od góry do dołu. Tak było, kiedy w Teatrze Wybrzeże wystawialiśmy "Statek szaleńców". Recenzje były, mówiąc delikatnie, miażdżące, ale wszystkie bilety są sprzedane, trzeba było zagrać dodatkowy spektakl.

Mam nadzieję, że się pan myli i w Warszawie będzie miejsce zarówno dla teatru rosyjskiego, jak I ukraińskiego, który możemy poznać dzięki projektowi w Teatrze Powszechnym.

- Ja sam jestem Ukraińcem. Obecna sytuacja jest zła. Rana, która została zadana, jest bardzo bolesna, dużo czasu minie, zanim się zrośnie. My jesteśmy braćmi. Mam powiedzieć ojcu, że go kocham, a matce, że jej nienawidzę? Trudno opisać ten konflikt.

Znamy pana jako dramatopisarza. Kiedy czytałam pierwsze publikowane u nas teksty "Merylin Mongoł" czy "Martwą królewnę", miałam wrażenie, że jest pan rosyjskim brutalistą. Podczas festiwalu poznamy pana nowsze sztuki?

- Moich dramatów nie będzie. Napisałem ich ponad 100, część z nich została przetłumaczona na język polski i grana w wielu polskich teatrach. Kiedy ustalaliśmy program festiwalu, Agnieszka Lubomira Piotrowska wybrała spektakle, które uznała za najciekawsze dla polskiej publiczności. Będzie więc "Borys Godunow", "Hamlet", "Tramwaj zwany pożądaniem", "Wiśniowy sad". Z Krakowa przyjedzie "Maskarada", z Łodzi - "Marzenie Nataszy".

Zaprezentujemy wiele tekstów moich uczennic: Jarosławy Pulinowicz, Anny Baturiny, Iriny Waskowskiej. Młode polskie reżyserki przygotowują próby czytane ich dramatów. A potem 15 listopada odbędzie się dyskusja pt.: "Czernucha i pornucha na polskiej scenie". W Rosji reżyserzy bardzo ostrożnie odnoszą się do tych tekstów, mnie nazywają ojcem czernuchy. Jeśli już ktoś je wystawia, to stara się, żeby te motywy były bardzo stonowane.

U pana nie ma takiego wymogu?

- Mam prywatny teatr, robię, co chcę. Bardzo mnie cieszy, że w Polsce jest tak wiele sztuk pisarzy uralskiej szkoły. Reżyserzy szukają w tej twórczości wątków ogólnoludzkich, humanistycznych, a nie tylko folkloru: bałałajka, samowar, matrioszki, niedźwiedzie.

O czym piszą pana uczennice?

- O czym mogą pisać? O miłości. Nie jest to uczucie w profesorskiej, inteligenckiej rodzinie, tylko często rozgrywające się gdzieś na dnie. W świecie, który one znają. Ale miłość to miłość. Zawsze jest piękna.

Oglądałam film dokumentalny Jestem stąd", w którym opowiada pan o pracy ze studentami. Metodą jest, żeby ich często chwalić, bo tylko w przyjacielskiej atmosferze może rozwijać się talent.

- Tak, to prawda.

Czy to się też sprawdza w pracy z aktorami?

- Oczywiście. Agresja rodzi agresję. A jak ich zachęcasz - to daje dobre efekty. Lubię pójść do sklepu, kupić kiełbasę, chleb, usiąść z aktorami, zjeść wspólnie. A jak już oni są najedzeni, to mówię: no, ślicznie, ślicznie, a teraz spierdalaj na scenę (śmiech). W Krakowie zrobiłem barszcz, w Gdańsku - barszcz i pierogi. Aktorów trzeba ośmielać. Jak dzieci. Zresztą często im mówię: wyobraźcie sobie, że jesteście dziećmi. Mama poszła do pracy. Zamknęła drzwi. A wy siedzicie w domu. I wyciągacie z jej szafy sukienki, szminki, bransoletki, kolczyki, zaczynacie przebierać się, wygłupiać. Wiecie, że o 18 mama wróci i dostaniecie po dupie, ale do tego czasu możecie się bawić. Aktorzy czasem pytają: Co ja w tej scenie robię? Odpowiadam: Mama wyszła do pracy. A, rozumiem - mówią.

W wielu pańskich spektaklach główną rolę gra Oleg Jagodin. Co wyjątkowego ma w sobie, że tak chętnie go pan obsadza?

- Jest genialnym aktorem. Gra Borysa Godunowa, Stanleya Kowalskiego, Hamleta, Łopachina. Swoją drogą w "Tramwaju..." jest odrażającym Polakiem, pewnie nie spodoba się to publiczności, ale gra genialnie.

Przeczytałam o panu "reżyser hippis".

- Tak? Słyszałem, że mówią o mnie "rosyjski Almodóvar" - nie wiem, co to znaczy. Dla ranie teatr dzieli się na martwy i żywy. Nieważne, jakimi środkami się do tego celu dochodzi: czy to będą ekrany czy tylko aktorzy siedzący na scenie i rozmawiający. Ważne, żeby widz nie zasypiał, ale w napięciu obserwował to, co się dzieje na scenie. Niech nazywają mnie, jak chcą.

Teatr Studio: "Rewizor" Nikołaja Gogola, reżyseria, opracowanie muzyczne, koncepcja scenografii i kostiumów: Nikołaj Kolada, przekład: Agnieszka Lubomira Piotrowska, scenografia, kostiumy, światło: Justyna Łagowska, choreografia: Maćko Prusak. Występują: Agata Góral, Ewa Jakubowicz, Marta Juras, Dorota Landowska, Monika Obara, Agnieszka Pawełkiewicz, Joanna Pokojska, Natalia Rybicka, Monika Świtaj, Eryk Kulm, Łukasz Lewandowski, Modest Ruciński, Łukasz Simlat, Krzysztof Stelmaszyk, Mirosław Zbrojewicz, Michał Żerucha, Wojciech Żołądkowicz. Premiera: 7 listopada, godz. 19

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji