Artykuły

Byt określa świadomość Marks i Engels na scenie? Czemu nie.

"Narodziny Fryderyka Demuth" w reż. Macieja Wojtyszki w Teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Pisze Joanna Targoń w Gazecie Wyborczej - Kraków.

Marks i Engels na scenie? Czemu nie. Maciej Wojtyszko zapuścił sondę w życie ojców komunizmu i wydobył z niego całkiem interesujące znaleziska.

Marks i Engels w pamięci starszych widzów istnieją głównie jako dwie brodate fizjonomie straszące przy obchodach świąt komunistycznego kalendarza, przesłonięte przez innego brodacza, w odróżnieniu od nich łysego. Wojtyszko zajął się ich życiem prywatnym. Państwo Marksowie mieszkają w Londynie z czwórką dzieci i młodą służącą Heleną (Karolina Kamińska). Pani Marksowa (Dominika Bednarczyk), z domu baronówna von Westphalen, jest w kolejnej ciąży. Żyją w biedzie, utrzymuje ich zafascynowany Marksem zamożny fabrykancki syn Fryderyk Engels (Grzegorz Mielczarek). Częstym gościem jest młody rewolucjonista Wilhelm Liebknecht (Krzysztof Piątkowski), podkochujący się w pani Marksowej.

Rewolucyjne towarzystwo rozprawia o wyzysku robotników, równości, obmierzłej burżuazji, wyczekuje kryzysu ekonomicznego, który uruchomi światową rewolucję, a jednocześnie nieświadomie reprodukuje tak znienawidzone schematy patriarchalnej mieszczańskiej egzystencji. Marksowie nie wyobrażają sobie życia bez służącej. Engels nie tylko pracuje w ojcowskiej firmie (sugeruje, że chce ją rozbić od środka, ale z czego wtedy żyłby on i uwielbiani Marksowie?), ale przyznaje się do utrzymywania dwóch domów z dwiema kochankami.

W tak ironicznie przez Wojtyszkę przedstawiony świat wkrada się dramat: Marks (Marcin Sianko), który jest nie tylko namiętnym rewolucjonistą, ale i chutliwym samcem, pod nieobecność ciężarnej żony uwodzi (a raczej gwałci) służącą. Będzie dziecko i będzie kłopot, bo przecież Marks kocha żonę, poza tym wrogowie tylko czyhają na skandal w skłóconym środowisku rewolucjonistów. Pani Marksowa lubi Helenę, ale nie wyobraża sobie, żeby jej dzieci mogły się wychowywać z dzieckiem służącej. I mamy, niczym w "Moralności pani Dulskiej", próby rozwikłania sytuacji tak, żeby zachować pozory, żeby wszystko na zewnątrz wyglądało jak należy. Marks miał rację, byt określa świadomość.

Wojtyszko umiejętnie splata komedię i dramat - to spektakl nie do głośnego śmiechu, raczej do chichotu, i to nie nieustannego. Każdy z bohaterów dostaje od autora-reżysera porcję czułości, ironii, złośliwości - w różnych proporcjach. I o ile panowie kreśleni są grubszą, komediową kreską, o tyle kobiety Wojtyszko obdarza subtelniej rysowanymi, ciekawszymi charakterami. Jakby starał się im wynagrodzić podrzędne role, w jakie wtłoczyła je epoka, w której żyły, i mężczyźni, którzy z nimi żyli. No bo jakie role zostały przydzielone tym inteligentnym i interesującym kobietom? Sekretarki i podpory (pani Marksowa), służącej i chwilowej kochanki (Helena).

Spektakl Wojtyszki jest staroświecki - scenografia i kostiumy zgodne są z epoką, w której rozgrywa się dramat, bohaterowie są ucharakteryzowani według portretów pierwowzorów, młode Marksiątka swobodnie hasają po scenie (dawno nie widziałam tak naturalnych dzieci w teatrze). Sama idea zaglądania w życie prywatne sławnych ludzi też ma szacowne korzenie, podobnie jak dramat oparty na błyskotliwej konwersacji i grze charakterów. A że Wojtyszko umie robić taki teatr, dobrze się go ogląda.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji