Zmagania z Faustem
FAUST Goethego to, jak wiadomo, jeden z najważniejszych tekstów światowej kultury. Wielki traktat o walce dobra ze złem, odpowiedzialności, miłości, próżności człowieka w przekraczaniu boskiego porządku, zawiłościach i mrokach ludzkiej duszy. Niemiecki romantyk - jeśli można tak powiedzieć - podsumował lub też wydobył na światło dzienne pewną odwieczną przypadłość ludzkiej kondycji: paktowanie z samym diabłem w imię doraźnych korzyści; cofnięcia czasu i zachowania młodości; zdobycia tego, czego zwykłymi ludzkimi siłami zdobyć nie sposób.
Arcydzieło Goethego stworzyło w kulturze niemieckiej swoisty fundament dla wielu późniejszych interpretacji ludzkich, historycznych, a nawet politycznych spraw. Wspomnijmy choćby o wielkiej powieści Thomasa Manna "Doktor Faustus", czy książce jego syna Klausa - "Mefisto". Ta ostatnia stała się zresztą kanwą słynnego filmu Istvana Szabo "Mefisto". W filmie i książce Faustem zaprzedającym duszę diabłu jest utalentowany aktor, który pozwala się wprzęgnąć w machiny totalitarnego państwa i pochłonąć odmętom podwójnej moralności. Ponosi porażkę. Jest niczym wobec ogromu stadionu olimpijskiego (ostatnia scena filmu z Klausem Marią Brandauerem), bo w takim teatrze nazistowski funkcjonariusz każe mu teraz grać: - Precz, nędzna aktorzyno! Role się odwróciły. W pierwszej scenie filmu widzimy twarz Mefista na scenie berlińskiego teatru - potem ten sam aktor zaprzedaje duszę systemowi hitlerowskiemu. Staje się Faustem.
Średniowieczna baśń ludowa o Fauście i Mefiście przetrwała i znalazła zaskakująco wiele wcieleń - przyswajana jest na niemal wszystkich piętrach kultury. Wymieńmy na wyrywki. Jeszcze w 1926 roku powstał film kostiumowy "Faust", w którym Mefisto traci duszę Fausta: miłość do Małgorzaty okazała się na tyle silna, że unieważniła pakt z diabłem. Na obraz krytyka wybrzydzała (brak głębi filozoficznej tragedii Goethego), ale film się bardzo w Europie podobał. Minęło wiele, wiele lat i powstała dziś już legendarna niemiecka grupa "Faust" - jej mroczna muzyka bardzo z nazwą zespołu korespondowała. Temat Fausta przynajmniej dwukrotnie znalazł odbicie w operze. Charles Gounod napisał do dziś niezwykle popularną operę "Faust", choć w Niemczech stosuje się tytuł "Małgorzata", gdyż dzieło uznano w warstwie libretta za niegodne pierwowzoru Goethego. A zupełnie niedawno odbyła się w poznańskim Teatrze Wielkim premiera muzycznego rarytasu: opery, "Faust" Antoniego księcia Radziwiłła!
Siłą rzeczy najchętniej i najczęściej po "Fausta" Goethego sięga teatr dramatyczny. Obie role stwarzają ogromne możliwości dla dwóch wielkich osobowości aktorskich. Stosunkowo niedawno odbyła się premiera "Fausta" w koszalińskim Bałtyckim Teatrze Dramatycznym, a przed tygodniem w szczecińskim Teatrze Polskim. Tym razem z "Faustem" zmaga się (niestety, ze zmiennym szczęściem) doświadczony reżyser Ryszard Major. Wiele pułapek czyha przy okazji "Fausta" i nie ze wszystkich udało się realizatorom szczecińskiego przedsięwzięcia wyjść cało. Najbardziej chyba doskwiera brak w tym spektaklu - jeśli można tak to ująć - pewnego filtra współczesności. Chciałoby się, aby zło było silniej skojarzone z dzisiejszymi "kodami zła" i wyraźniej nazwane. Za swój emblemat obierają często Fausta grupy satanistyczne (nb. bywalcy Internetu - wystarczy wrzucić hasło: faust) - może tędy mógłby pójść jakiś trop inscenizacyjny?
Kontrowersje budzi też szermowanie czasem teatralnym (ponad 4-godzinny spektakl!), który jednak nie zawsze jest "meblowany" odkrywczą interpretacją lub choćby znaczącą (jak np. u Krzysztofa Lupy, gdzie czas rzeczywisty jest tożsamy z teatralnym) - pauzą. Szkoda też, że sama przestrzeń teatralna okazała się nazbyt dosłowna, by uwolnić z niej choć trochę poezji i zarazem zbyt "baśniowa", aby można było dostrzec w niej jakąkolwiek projekcję mroków ludzkiej duszy...
Na tym tle bronią się wykonawcy głównych ról. Jacek Polaczek tworzy bardzo precyzyjną i wielowymiarową postać Mefistofelesa - zwykłego człowieka... Swój demonizm Polaczek buduje krok po kroku, sekunda po sekundzie, niczym niezauważalny ludzkim okiem moment przejścia dnia w noc. Faust Macieja Tomaszewskiego to nie tyle starzec chcący odzyskać młodość, lecz ktoś pogubiony wewnętrznie i niepogodzony ze sobą. Nadwrażliwiec, któremu Mefisto służy jako swoisty lek przeciwbólowy... Małgorzata Dorota Chrulska niczym grzeszna Ewa stopniowo wyganiana z raju dzieciństwa i niewinności - dotkliwie i rozdzierająco odczuwa swój upadek. Zapewne temat pojedynku Fausta i Mefistofelesa nigdy do końca nie zostanie zgłębiony - choćby powstawały same genialne przedstawienia i wielkie filmy. W tym właśnie tkwi podstawowa siła arcytragedii Goethego. I samego tematu.