Dzienniki Majdanu w Teatrze Powszechnym. Zapowiada się niezwykłe przedstawienie
- Tam ramię w ramię, pod flagami europejskimi i ukraińskimi, stali ze sobą profesorowie, studenci, robotnicy, przedsiębiorcy, lewicowcy, prawicowcy, zjednoczeni w imię walki o "lepszy świat", o podmiotowość społeczeństwa, o samostanowienie kraju. W tym sensie Majdan to fenomen - z Joanną Wichowską, dramaturżką spektaklu, rozmawia Edyta Błaszczak.
W Teatrze Powszechnym w Warszawie premiera "Dzienników Majdanu" w reżyserii Wojtka Klemma. Zapowiada się niezwykłe przedstawienie, które ma oddać emocje manifestujących w Kijowie tysięcy ludzi, którzy domagali się odejścia Wiktora Janukowicza
***
Edyta Błaszczak: Czym są "Dzienniki Majdanu"?
Joanna Wichowska: To sztuka dokumentalna, która powstała na podstawie wypowiedzi nagrywanych na gorąco podczas kijowskiego Majdanu przez nieformalną grupę Nowa Ukraińska Drama. Młodzi dramatopisarze i reżyserzy byli na Majdanie z dyktafonami - rozmawiali z ludźmi i ze sobą nawzajem, a potem Natalia Worożbyt dokonała własnej selekcji i redakcji zebranego materiału. Jej tekst opowiada o Majdanie widzianym oczyma jego uczestników.
Kogo wybrała? Na Majdanie byli różni ludzie i z prawego sektora, wspierający Julię Tymoszenko, wolne duchy... To musiał być trudny wybór.
- Worożbyt pokazuje ludzi z różnych środowisk - co jest próbą oddania specyfiki Majdanu. Bo tam ramię w ramię, pod flagami europejskimi i ukraińskimi, stali ze sobą profesorowie, studenci, robotnicy, przedsiębiorcy, lewicowcy, prawicowcy, zjednoczeni w imię walki o "lepszy świat", o podmiotowość społeczeństwa, o samostanowienie kraju. W tym sensie Majdan to fenomen, projekt społeczny, od którego Europa, Unia Europejska mogłaby się wiele się nauczyć. Bohaterowie Natalii Worożbyt to są właściwie tacy ludzie jak my - tyle że wrzuceni w ekstremalne okoliczności.
Ludzie jak my - dziennikarka i artystka?
- Właśnie tak, tacy ludzie też byli na Majdanie i oni też są w tekście.
Ale to są postacie modelowe, soczewka emocji Majdanu.
- I właśnie te emocje zajmują reżysera, Wojtka Klemma. Ale nie na sposób psychologiczny. Wojtek pracuje bardzo formalnie - z ciałem, rytmem, muzyką. Tekst jest dokumentalny, ale spektakl nie do końca. Reżyser traktuje sztukę Worożbyt jako punkt wyjścia do pełnowymiarowej inscenizacji - nie ma ambicji opowiadać, co wydarzało się chronologicznie przez trzy miesiące na Majdanie, od pobicia studentów do zwycięstwa protestujących, czyli ucieczki Janukowicza. Raczej sprawdza, co gra w sercach i umysłach ludzi biorących udział w rewolucyjnych wydarzeniach, co się dzieje z ich ciałami. Postacie nie są budowane psychologicznie. Aktorzy-performerzy na chwilę przywdziewają skórę protestujących, z całą świadomością fikcyjności teatru.