Artykuły

Pokolenie: żarty i schematy

Przypadkowe spotkanie w kawiarni: kilku młodych mężczyzn i kilka tegorocznych maturzystek. Panowie opowiadają dowcipy o zielonym śledziu,co wisi na ścianie i śpiewa. Potem dziewczęta: nic z tego jednak nie mogę powtórzyć,bo przypuszczam,że kartka by się zarumieniła,na której piszę. Oprócz słonych dowcipów lubią jeszcze Sienkiewicza i Słowackiego,znają nawet dość dobrze. I podrwiwają z panów, którym "pewnie podoba się Gałczyński". Jest to rocznik 1943. W latach 1955-56 mieli po jedenaście - dwanaście lat. Tyle ile STS-owcy w dniu zakończenia wojny. A więc dziś ani Gałczyński,ani Białoszewski;ani Różewicz,ani Słonimski;kto to jest Miłosz? Gust jest bardziej stabilny,tradycyjny,nie ma żadnej dobrej potrzeby niepokoju,wojna nie jest nawet wspomnieniem,może być tylko sienkiewiczowskim mitem,lata późniejsze to dzieciństwo,które zawsze wspominać się musi rzewnie,nawet z tęsknotą.

"Nie piszę tego,by obwieścić jedynie,że oto w życie wchodzi nowe,jeszcze jedno pokolenie by zżymać się lub mu przyklasnąć,by zwrócić się ku niemu z tym samym zainteresowaniem,z jakim, przed pięciu laty patrzono na maturzystów. Raczej przeciwnie. Chciałbym pokazać,że nie ma już nic aż tak interesującego. Że wchodzimy być może,w okres zdrowszy niż lata ostatnie,kiedy starsi panowie przestaną wreszcie podglądać dzieci i młodzież,chociażby tylko dlatego,że zabawy ich stają się coraz mniej zabawne. Aż to było potrzebne,aby dorosłych opuściło niezdrowe podniecenie. Przyznajmy lojalnie,że podniecenie bywało dotąd tylko intelektualne. A więc wymykało się paragrafom kodeksu.

Jeśli na początku tego zainteresowania był "Zły" Tyrmanda, to koniec jego można obwieścić sztuką Andrzeja Wydrzyńskiego "Uczta morderców" graną właśnie w Teatrze Dramatycznym Warszawy."Zły": fascynacja tym co przemilczane,podskórne,co reguluje ukryty niewidoczny rytm życia. Z tego zafascynowania rodzi się mit,potem cała ideologia,by wreszcie przejść - co się już dzisiaj dzieje nieuchronnie i systematycznie - we wspomnienie,legendę,bajkę."Zły": sentymentalne wzruszenie,jakie towarzyszy zawsze odkryciu świata lub w pierwszy dzień stworzenia."Zły": groźny pomruk przebudzonej fali,zapowiedź nieoczekiwanego,nieznanego,oto co wyrosło wśród nas obok nas,w nas samych."Zły": od tej pory starsi panowie zaczęli prześcigać się w podglądaniu,w mimikrze,do własnych sporów włączyli jakiś niejasny,mglisty obraz tego,co się dzieje poza nimi,znaleźli nieurojony wprawdzie,ale jakże fikcyjny punkt odniesienia dla swych argumentów,ba,myśli nawet. Odtąd w słowie młodzież zogniskował się wszelki strach. Raz bardziej prymitywny, kiedy indziej bardziej wysublimowany. Raz dwudziestolatek zjawiał się przy biurku czy za fotelem czyhając na posadę, kiedy indziej równie sugestywnie przerażał pierwotną logicznością swego rozumowania. Potem widziało się w nim już tylko młodość biologiczną,której temperament ostro kontrastował z wiekiem dojrzałym. Zaczynała się szansa mimikry: gaworzenie dziecięcym językiem i koziołki dookoła stołu,na którym czeka poważnie maszyna do pisania. W krótkich lecz coraz częstszych chwilach zadyszki stroniczka zapełnia się powoli obserwacjami poczynionymi na dywanie.

Zapas słów dziecka jest ograniczony - i chociaż jemu wystarcza w zupełności,dorosły zaczyna się wkrótce powtarzać. Może jeszcze ułożyć słownik wyrażeń specjalnych,a nawet napisać w tym języku zabawne dialogi. Ale to już naprawdę wszystko. I to zrobił w swojej sztuce Wydrzyński. Wydrwił gaworzenie chuliganów i niedopieczonych artystek, tępawych tatusiów i zrezygnowanych matek,tchórzliwą błyskotliwość dziennikarzy i raj - jako jedyny autentyczny raj współczesny - pomocy domowych.

Ale cała młodość została u Wydrzyńskiego w schematach. Nie było już żadnego odkrycia,tylko kodyfikacja. Prace słownikowe i zbierackie wykonywane na seminariach przez studentów. Tyle że od czasu do czasu pokazywał się jeszcze inteligentny asystent i dowcipnie zestawiał wyniki poszczególnych seminarzystów. To zawsze wywołuje na sali odprężenie i wybuch śmiechu. Ale przecież w tym wszystkim nie może być nic nowego,nieznanego jednej czy drugiej stronie. Po prostu: skończył się sezon podglądania. 0 tych, którzy byli przez moment niecodzienni,oryginalni,wiemy już wszystko;był to kontrast z szarością lat pięćdziesiątych: dżinsy przeciw produkcyjnym kombinezonom albo wytartym urzędniczym marynareczkom. Ich młodsi koledzy,tegoroczni maturzyści,są już zrównoważeni na sposób tradycyjny: gust mają swoich dziadów,tylko słownik bogatszy i bardziej wulgarny,nie odważyłbym się powiedzieć prymitywniejszy,ale na pewno prościej zmierzający do celu.

"Uczta morderców" byłaby dobrym podzwonnem pewnego mitu, gdyby autor drwiąc nielitościwie z podglądanych i podglądaczy sam nie dostawał od czasu do czasu wypieków autentycznego podniecenia. Wydrzyński należy już do zarażonych. Wprawdzie mity i kompleksy młodych wywołują w nim śmiech,ale przecież są one jakoś mniej śmieszne, prawdziwsze i lepsze niż to,co im przeciwstawiają ojcowie, lub tacy zawodowi pozerzy jak dziennikarz Lucjan. Gdy Alicja czy Robert wołają czasem,że mają już dosyć kłamstwa,świństw i głupoty,jakie ich otaczają,wydaje się,że to nie Wydrzyński skrywa się za nimi lecz Perzyński,Kisielewski,już Zapolska byłaby mniej gadatliwa i bardziej drastyczna. Ale u Wydrzyńskiego młodzi oprócz buntu integralnego są jeszcze znudzeni, niczego nie pragną,ot,truciznę wsypać do filiżanki z kawą może by potrafili. To jest ich differentia specifica. Ale tu Wydrzyński znowu ich karykaturuje,nawet on w końcu chwyta się na tym,że jego podglądanie jest śmieszne. Jedno jest pewne: tzw.temat młodzieżowy wyczerpał się ostatecznie,dramaty pokolenia zbladły nadzwyczaj szybko. Miały one bardzo niejasne,mętne odniesienie w świecie konfliktów społecznych,w świecie rzeczywistych i przeciwstawnych sobie sił. Ale to w końcu można wybaczyć.Nie miały one jednak ponadto żadnego programu intelektualnego, nie stawiały swojej polemiki na żadnej dostępnej płaszczyźnie i nie wyznaczały jej żadnego pułapu. Konflikt pokoleń nie był wprawdzie urojony ale nic nie oznaczał,nie pozostawił też żadnych śladów poza gwarą i modą. Powiem więcej: był to konflikt od początku fikcyjny,ponieważ rewolucjoniści mody nie mogli liczyć na żadne inne zwycięstwo,więc niechętnie go nawet próbowali. I tu jest chyba jakiś rzeczywisty dramat,ale nie podjęła go jeszcze literatura. Ani Wydrzyński. Byłby to wszakże dramat zbyt jasnej a nie zbyt mętnej świadomości,którą próbują wmówić nam podglądacze. I Wydrzyński. O ile jest ten dramat rzeczywisty,możliwy i sprawdzalny - to trzeba zbadać. Nie byłoby to już wszakże tylko przepisywanie knajackiego słownika i odrysowywanie malowniczej pozy,ale samodzielna praca intelektualna czekająca na swego autora. Przypuszczam, że odkryłby on wtedy także jej autentycznych bohaterów. Klęską podglądaczy jest zwykle to,że nie potrafią zobaczyć co się dzieje poza zasięgiem ich wzroku; w życiu nie spotyka się codziennie tak idealnych wizjerów,jakimi dysponuje sex-przemysł paryski. Zadziwiającą cechą tak zwanej literatury pokolenia było to,że równała ona zawsze w dół,że raz odkrywszy przedmieście nie spróbowała nigdy wejść do innych bardziej centralnych dzielnic,że oprócz,problematyki obyczajowej nie potrafiła ogarnąć także intelektualnej. Nie zrobiła tego również literatura pisana o tym pokoleniu przez podglądaczy. A więc i Wydrzyński. To jest wyraźna luka i nie wiem czy zostanie ona jeszcze kiedykolwiek wypełniona. Wyszumiała cała pianka obyczajowej sensacji. Pozostaje rozdrażnienie,pustka,zniechęcenie. Patrząc przez dwie godziny na "Ucztę morderców" widzimy ostatecznie,że o tym już dzisiaj w ten sposób mówić nie można. Wcale nie można. Istnieją jakieś przeczuwane obszary zainteresowania, istnieją jakieś problemy,o które ocieramy się,które niepokoją i na które nie mamy odwagi spojrzeć. W takich sytuacjach drwi się i plącze na przemian. Śmiech pusty a potem litość i trwoga - ten kompleks uczuć jest dzisiaj mniej bezsensowny niż kiedykolwiek. Ale jak o tym powiedzieć prosto i przekonywająco? Może tylko posługując się cytatami z historii literatury? Cytatami z literatury i wiązkami pewnych konwencjonalnych pojęć i wyobrażeń posługuje się w swoich filmach Bergman - i zwykle trafia w dziesiątkę. Jak długo będziemy czekać na tak wytrawnego gracza, aby potasował i rozdał karty do nowej partii?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji