Artykuły

Litość i trwoga. Triumf zła

Jean-Paul Sartre jest pisarzem w Polsce bardzo popularnym. Bierze się to stąd,że Sartre ciągle zmienia zdanie,co zbliża go do polskich kół intelektualnych,inna rzecz,że Sartre niedobrze wychodzi na tej wymianie: zazwyczaj zmienia zdanie na gorsze,a czyni to przy tym tak często,że sam już w końcu nie wie,jakie ma. Ponadto interesuje go,czy istnieje Bóg, dobro i zło,co z miejsca stawia go w nieco dwuznacznym świetle.

Można się o tym przekonać w Teatrze Dramatycznym w Warszawie,gdzie grana jest obecnie sztuka "Diabeł i Pan Bóg". Zestawienie jest niebezpieczne. Sam Pan Bóg,jak wiadomo,bardzo nie lubił,aby go porównywać z diabłem. W zestawieniu z diabłem,bywa nudny - ciągle tylko dobro i dobro,do ( ). Diabeł natomiast reprezentuje element atrakcji,przygody,nieobowiązującej awantury. Jest sympatyczny jak negatywni bohaterowie w filmach polskich.

Sztuka Sartre'a ma nas o czymś przekonać,ale o czym,tego nie wie nawet jej reżyser,Ludwik Rene. Zaczyna się triumfem zła,który jest bardzo dobry,kończy natomiast zwycięstwem dobra,które jest bardzo złe. W finale sztuki jej bohater, Goetz,czując,że z uprawianego przezeń dobra nic dobrego nie wychodzi,zdobywa się na formułe kompromisową - będzie czynił dobro złymi środkami. Znamy takich. Goetz zabija w tym celu jednego ze swych podwładnych. Trup,jak zwykle,wprowadza do sztuki pewne ożywienie,ale nie ratuje sytuacji,ponieważ Sartre z Renem zanudzają już w tym momencie całą sale.. Wówczas przedstawienie się,kończy. A przecież mogłoby się zacząć od początku. Zaletą bowiem "Diabła i Pana Boga"jest to,że kończy się kilkakrotnie i ciągle zaczyna z powrotem. Najładniej kończy się po pierwszej odsłonie,słabiej po drugiej,lecz na prawdziwy jej koniec czekać trzeba aż do jedenastej w nocy. Zupełnie niepotrzebnie,bo przecież od samego początku wiadomo,że dobro jest niemożliwe. Nie udało się ono nawet Gustawowi Holoubkowi,który dobry jako zły w trzeciej odsłonie nie wytrzymuje i zaczyna krzyczeć razem ze wszystkimi partnerami,którzy zresztą krzyczą już od pierwszej odsłony przy każdej możliwej okazji. Pani Mikołajska krzyczy nawet na leżąco,a pan Paluszkiewicz krzyczy umierając. Jestem zdania,że nadużycie głosu na scenie jest również nadużyciem artystycznym. Nie wiem,co o tej sztuce napisze p.Wirth w swojej rubryce pod dziwnym tytułem "Teatr,jaki mógłby być",drukowanej w "Nowej Kulturze" ale to już jego Wirth-Schaff(t). Wiadomo,że mógłby być każdy teatr,tylko po co?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji