W zaginionym świecie Żydów
Jeżeli dotąd jeździło się do Wrocławia w celu oglądnięcia Panoramy Racławickiej obecnie warto poszerzyć program pobytu w mieście nad Odrą o przedstawienie "Sztukmistrza z Lublina" Isaaca Bashevisa Singera w tamtejszym Teatrze Współczesnym im. E. Wiercińskiego. Weszło na deski tego teatru w grudniu, budząc ogromne zainteresowanie, o bilecie należy więc pomyśleć wcześniej (oglądnięcie "Sztukmistrza" zawdzięczam uprzejmemu zaproszeniu dyrektora Jana Prochyry, odtwórcy roli Hermana).
Zdawało mi się, że nagle z dwudziestowiecznego zgiełku aut, komputerów, elektroniki i kosmicznych rakiet wchodzi się na wrocławskiej ulicy Rzeźniczej w świat, którego już nie ma, który bezpowrotnie stracił rację bytu, a przede wszystkim w okresie wojny został brutalnie zlikwidowany - przynajmniej w Europie - eksterminacyjną polityką Hitlera. "Dynamicznie rozwijającą sę kulturę i literaturę podcięto przy korzeniach. Wielki duch został bez spadkobierców" (Salomon Belis-Legis. Szkic do autoportretu. "Literatura na świecie" 1984 nr 12). Gdy pomyślałem o tym, siedząc na widowni wrocławskiego Teatru Współczesnego i słuchając przejmujących śpiewów w synagodze, ogarnęło mnie rzadko dziś w teatrze przeżywane autentyczne wzruszenie: ci Żydzi w swoich tałesach, z rękami wyciągniętymi ku niebu, ten donośnym, mocnym głosem śpiewający kantor, przyćmione światła i blask ozdób na zasłonie zakrywającej Torę, orkiestra składająca się z basetli, skrzypiec i fletu - wszystko to przywoływało wspomnienia z minionych i wydających się nieprawdziwymi lat. Wtedy życie biegło normalnie, żyli ludzie, wyznający religię Mojżeszową, można ich było spotkać na ulicach naszych miast choćby na krakowskim Kazimierzu. Przedstawienie oparte na tekście głośnej powieści Singera "Sztukmistrz z Lublina" staje się przeżyciem artystycznym i duchowym, wspomnieniem o odeszłych w mrok bohaterach historii wybranego a tak doświadczanego narodu. Nie piszę recenzji, przekazuję tylko własne impresje ze spektaklu; który chyba pod koniec 1986 r. stał się jednym z głośniejszych w kraju.
Kilka koniecznych informacji, komu należy zawdzięczać wzruszenia: adaptacja powieści wg przekładu Krystyny Szerer dokonana przez Michała Komara, opracowanie tekstu Jan Szurmiej, teksty pieśni Agnieszka Osiecka, inscenizacja, reżyseria i choreografia Jan Szurmiej, muzyka Zygmunta Koniecznego, dekoracje Wiesław Olko. Bohater - Jaszka Mazur, Sztukmistrz z Lublina, zagrany przez Macieja Tomaszewskiego, który musiał pokonać nie tylko niuanse aktorskiego rzemiosła, ale i sztuki cyrkowej i niełatwej prestidigitatorskiej, w czym pomocą i umiejętnościami służyli mu fachowi konsultanci. Zygmunt Konieczny stworzył niezapomnianą ilustrację muzyczną spektaklu, skomponowaną na motywach melodii żydowskich, stworzył kompozycję, nadającą widowisku szczególny koloryt i atmosferę, bo muzyka towarzyszy mu cały czas. Chciałoby się, żeby spektakl ten obejrzeli widzowie w kilku miastach, w tym i w naszym Krakowie, tak mocno związanym z historią i zagładą polskich Żydów. Specyfika utworów Singera, który z maestrią odtwarza życie Żydów jest szczególna, jest w jego prozie i liryka, i nastrój, i autentyzm, i atmosfera tych żydowskich środowisk, w których codzienne kłopoty i problemy przeplatały się z majestatem tak rygorystycznie traktowanej religii, nie pozwalającej na najmniejsze uchybienia.
Wrocławskie przedstawienie nie jest adaptacją niewolniczą tekstu Singera. Jego wspaniała proza pomogła w stworzeniu widowiska, ale ozdabiają go jeszcze przerywniki w postaci lirycznych pieśni Osieckiej, a rozpoczyna, inaczej niż w powieści, po pokazie łykania ognia przez Sztukmistrza, charakterystyczna przypowieść, wygłoszona przez cadyka. Warto ją i tu powtórzyć:
"Pewnego razu do Międzybuża przybyli kuglarze, którzy na ulicach pokazują sztuki. Przeciągnęli linę nad rzeką, a jeden z nich chodził po linie nad nurtem. Aby widzieć te cuda zbiegła się gawiedź z całego miasteczka. I przyszedł także święty Bal-Szem i stanąwszy pośród ludu przypatrywał się linoskoczkowi. A uczniowie Bal-Szema wielce dziwili się, że chce na te sztuczki spoglądać. Wtedy święty mąż rzekł: - Przyszedłem zobaczyć, jak to człowiek przechodzi nad głęboką przepaścią. A teraz myślę: - Gdyby człowiek tyle pracował nad swą duszą, ile ów nad zręcznością ciała, to ponad jakże głębokimi otchłaniami mogłaby wędrować dusza po cieniutkiej nitce życia!"
Przesuwa się przed nami opowieść o życiu Sztukmistrza i jego współwyznawców, bardziej zresztą dojrzałych religijnie niż on, o świętach pełnych radości i smutnych, a zwłaszcza o żywiołowej grotesce karnawałowej, która zakwita w święto Purim zabawowym szałem i kolorami fantazyjnych masek. A ów koncertowy gwar głosów w dwupiętrowej kamienicy, opinającej trzema skrzydłami podwórze, a owe modły pobożnych mężów z cadykiem na czele, a całe misterium świateł i cieni, oplatających religijne uroczystości i cotygodniowe szabaty. Doskonałym przewodnikiem jest pięknie wydany program, w którym wiele nie tylko o Singerze i jego prozie, ale i o życiu i religii Żydów łącznie z przypowieściami z Talmudu. Naprawdę warto wybrać się do Wrocławia.