Tania siła teatralna
W kontrakcie z Belgami nie było ani słowa o języku angielskim. Belgijska publiczność została wprowadzona w błąd ulotkami, iż gramy po angielsku. Po przyjeździe do Brukseli okazało się, że przedstawienie jest reklamowane jako grane po polsku, a także jako grane po angielsku - ale reklama płynęła z różnych źródeł. Spektakl nie został przerwany. Po kilku minutach przedstawienia z balkonu odezwały się głosy: "in english". Trwało to stosunkowo krótko, jako że na parterze wstał jeden z widzów, który odezwał się do całej widowni apelując o spokój i szacunek dla aktorów. Sugerował, że ewentualne pretensje należy składać po przedstawieniu do organizatorów. Część publiczności - ok. stu osób - w sposób kulturalny opuściła widownię i od tego momentu przedstawienie poszło normalnym trybem. Brawa bito przy otwartej kurtynie prawie po każdej scenie, a przedstawienie zakończyło standing ovation. Taka jest prawda o naszej Brukseli.
Tak zaraz po powrocie skomentował relacje prasy i TV na temat rzekomego przerwania spektaklu "Sztukmistrz z Lublina" dyrektor Teatru Współczesnego we Wrocławiu, Jan Prochyra. Rewelacje Reutera, na których opierały się polskie publikatory okazały się mocno przesadzone - wrocławianie odnieśli spory sukces.
Jak wiadomo poszło o angielski, którym jak zapewniali organizatorzy mieli się posługiwać na scenie polscy artyści. Prochyrze nic na ten temat nie było wiadomo aż do przyjazdu do Brukseli. Tłumaczy mi, że praktyka teatralnych wojaży nie przewiduje takich lingwistycznych popisów - gra się we własnym języku. Spektakl odniósł sukces i to jest najważniejsze. Organizujący wyjazd Andrzej Kosmala z impresariatu Teatru Studio także jest zdziwiony doniesieniami prasy.
- Sala miała 2500 miejsc, a jak wyszło 150 osób to góra. Z tego, co wiem, 80 osób złożyło zażalenia.
Pytam Prochyrę jak wyglądały po spektaklu kontakty na linii organizatorzy - teatr, czy złożyli protest?
- W Brukseli był to incydent - nie miałem powodu składać protestu.
- Ale reklamowanie was, że gracie po angielsku to spora niedelikatność...
- Gdybym wiedział wcześniej to bym odpowiednio zareagował.
- Czy aby nie przemilczał pan afrontu, chcąc za wszelką cenę zachować furtkę na wycieczki do Beneluxu?
- Belgijscy organizatorzy nie są moim partnerem - głównym organizatorem jest fundacja "Polish Art", a na nich się nie zawiodłem.
Niestety, "nieco" innego zdania byli podwładni pana Prochyry. Nie wszyscy chcieli, a raczej mogli, rozmawiać, tak byli roztrzęsieni. Realia wyjazdu na Zachód znacznie różniły się od obietnic. Artyści zgodnie twierdzili, iż na dwa tygodnie przed wyjazdem otrzymali angielskie teksty i taśmy, bo wybrane sceny oraz songi miały być grane w języku Szekspira. Mówiono mi, że grający tytułową rolę Maciej Tomaszewski miał nawet zajęcia z lektorem. Część aktorów odmówiła nauki, a niektórzy woleli opracować tekst po niemiecku. Zresztą symptomatyczne jest, iż w przerwie zakłóconego spektaklu namawiano Tomaszewskiego, by zagrał swój monolog po angielsku. Odmówił...
Najwięcej emocji wywołały jednak sprawy organizacyjne. Wrocławianie czują się po prostu wykorzystani. Warunki stworzone w Belgii były o wiele gorsze niż obiecywano. O "hotelu", w jakim mieszkali mówią zgodnie "schronisko dla psów" twierdząc, że w dużo lepszych warunkach nocowali po drodze w NRD. Czteroosobowe pokoje bez łazienek, piętrowe łóżka itd. Na domiar złego brakowało miejsc - część osób musiała zamieszkać u polskich znajomych. Także warunki w Palais Des Beaux-Arts pozostawiały wiele do życzenia. Na dobrą sprawę nikt się nimi nie interesował - jedną z prób przeprowadzono z godzinnym opóźnieniem albowiem nie było nikogo z organizatorów... Aktorzy mówili też o specyficznym rozdziale diet, o pretensjach do polskiego menadżera. Następnego dnia, 27 stycznia, postanowiłem niepokoić dyrektora Prochyrę po raz wtóry.
- Dlaczego aktorzy na parę dni przed wyjazdem musieli się uczyć angielskich tekstów?
-... W pierwszej wersji kontraktu była mowa o takiej ewentualności ze względu na propozycje Belgów. Ale nie zgodziliśmy się, dotyczyło to zresztą niewielkich partii tekstu.
- To dlaczego w przerwie nakłaniano Tomaszewskiego do mówienia monologu po angielsku?
- To był pomysł naszego menażera. Ale ja nie uważałem tego za słuszne.
- To z jakich powodów część zespołu, np. Eliasz Kuziemski, grała na próbie w Brukseli po niemiecku?
- Miał to być ukłon w stronę publiczności.
- Jak Pan ocenia stronę organizacyjną wyprawy?
- Średnio.
- To znaczy?
- Po prostu średnio.
- Czy ktoś na was po prostu nie zarobił tanim kosztem?
- Nie sądzę. Ale aby to stwierdzić trzeba spokojnie usiąść i policzyć.
- A w jakich warunkach mieszkaliście?
- Były lepsze niż podczas poprzednich wyjazdów.
Żeby było weselej, przed wyjazdem zespołu był w Belgii polski menażer, by sprawdzić warunki pobytu... Komentować tego nie będę. Nasuwa się tu jednak pytanie - czy tak powinny wyglądać zagraniczne wyjazdy pod hasłem "ambasador kultury polskiej"? A może lepiej się jednak szanować? Czy tanie wycieczki nie są za drogie?