Ten rewolwer to jest bomba!
Myśmy właściwie już trochę zapomnieli co to jest kunszt aktorski. Zwłaszcza w kinie, zwłaszcza w telewizji, gdzie technika prym wiedzie stając się nierzadko powodem ekscytacji, gdzie się deformację czyni ekspresją a mikrofonem wzmacnia i tonuje głos.
Jan Świderski realizując dla teatru telewizyjnego "Rewolwer" Aleksandra Fredry nie skorzystał z dobrodziejstw techniki, wyjąwszy nagranie spektaklu na taśmie filmowej. Odrzucił możliwość wyjścia w plener, możliwość uniknięcia "odsłon". Wybrał tradycyjną wręcz archaiczną dekorację w której papierowe drzewo nie udaje, że jest prawdziwe. Wszystko w tej konwencji zostało podporządkowane wykonawcom. Jan Świderski poszedł na całość aktorską. I wygrał.
Oglądanie tego spektaklu było ucztą dla oka i ucha, smakowaniem słowa, gestu, mimiki. Pierwsze skrzypce w nim zagrali przewybornie Jan Świderski i Jan Kobuszewski. Pierwszy zamknął w postaci barona całą chytrość i drapieżność świata, drugi wyposażył swojego Barbiego we wszystkie możliwe odcienie służalczości, czyniąc go jak wąż elastycznym i jak węgorz oślizgłym. Tysiącem furii i miliardem uśmiechów na przemian szafowała temperamentna Pamela Barbary Wrzesińskiej. A wreszcie brawa ogromne dla Wiesława Gołasa, którego ta rola pozbawiła prawa głosu i który udowodnił znakomicie, czym jest, czym może i czym być powinna sztuka mimiki. Tej czwórce sekundował wyśmienicie Marek Walczewski, w którego kreacji grały o lepsze przebiegłość z pazernością. Byłoby wszakże niesprawiedliwe zamykać listę wykonawców tego przedstawiania na wymienionych, bo godni uwagi byli bez wyjątku wszyscy. I Andrzej Szczepkowski z córką Joanną - Otyldą pojawiający się w końcowym epizodzie, i Krzysztof Kołbasiuk i Jan Kociniak i Maria Klejdysz i Marek Kondrat.
Była to w istocie prawdziwa perełka ze starego lamusa wyciągnięta.