Artykuły

Sztuka mistrza

Osobiście nie wierzę w celowość działań pod prąd, w możliwość zahamowania postępującej standaryzacji wzorów w zakresie inscenizacji widowisk telewizyjnych, stylu gry aktorskiej etc. Zdarzają się jednak momenty, kiedy wypada zawstydzić się z powodu przedwczesnej zgody na ten proces. Takie chwile zawstydzenia przeżywam, ilekroć w TV gra i reżyseruje Jan Świderski. Jego telewizyjny dorobek reżyserski i aktorski zadziwia konsekwencją. Na przekór modom i powszechnym praktykom, Świderski realizuje swój program przywracania rangi takim walorom sztuki teatru, jak konwencja, styl, precyzja aktorstwa charakterystycznego. Jako reżysera interesuje go przede wszystkim klasyka dramaturgiczna o wyrazistym kontekście moralnym i strukturach wspartych na zwartych, mocnych wiązaniach. Jako aktor, jest Świderski od lat najwierniejszym kontynuatorem tradycji aktorstwa kreacyjnego. Cudowna technika i wielka kultura pozwalają aktorowi w jego wcieleniach łączyć elementy realizmu historycznego z własnym oryginalnym wyrazem. Panowanie nad plastyką postaci, mechaniką gestu, modulacją głosu czynią każdą kreację Świderskiego majstersztykiem formy. Wobec tej sztuki intensywnej, kunsztownej w stylizacji, chciałoby się zawołać: patrzcie młodzi, bo to może ostatni... Niestety, w umysłach nawykłych do powszedniej papki, czyli gry aktorskiej powściągliwej, do tonów trochę bezwyrazowych, do ogólnej eliminacji środków na rzecz pewnej spokojnej nijakości - zachwyt szybko miesza się z poczuciem obcości całego zjawiska. Podziwiamy więc kunszt aktora, świadomi zarazem odświętnej sporadyczności tego, co wnosi na mały ekran. W każdym razie konwencja teatralna w stanie czystym, jak i wielkie skądinąd zalety aktorstwa kreacyjnego nie wydają się dla telewizyjnej sztuki wzorem do naśladowania. Jej autonomiczne walory z innych pochodzą rejonów. Toteż chyląc czoło przed dojrzałą urodą dzieł mistrzów, niech nam będzie wolno z życzliwością śledzić również estetyczny bałagan niektórych ekranizacji klasyki w wykonaniu np. młodych reżyserów filmowych. "Faust" Królikiewicza mógł być dowodem wielu jawnych zapożyczeń i wielu wykroczeń przeciw elementarnym zasadom kompozycji, a przecież było to jedno z najbardziej frapujących widowisk telewizyjnych ostatnich lat. Być może, gdy rodzi się nowe, trzeba do lamusa wsadzić wszelkie normy i kryteria. Są w oczywisty sposób nieprzydatne.

Jedna z późniejszych komedii Aleksandra Fredry "Rewolwer" w opracowaniu reżyserskim Jana Świderskiego z udziałem znakomitych aktorów, okazała się w wersji ekranowej cudowną niespodzianką. Kostiumowa satyra na społeczeństwo Galicji drugiej połowy XIX wieku przerodziła się w trochę ponadczasową, w każdym razie bardzo czytelną, satyrę na oportunizm w ogóle, a więc i dziś. Przede wszystkim Baron, cóż to za kapitalne zestawienie służalstwa i moralnego brudu, lojalności wobec władzy z wyuzdanym cynizmem w stosunku do wszystkich otaczających osób. Komedia łącząca elementy farsowej intrygi z głębszą motywacją społeczną i psychologiczną jest na tyle żywa, że pozwala z zainteresowaniem śledzić postępki odrażającej galerii typów. Ani jednego sprawiedliwego w tym gronie. W sumie to prawdziwie gorzka, może najbardziej ze wszystkich, komedia Fredry. Jest w niej wreszcie coś więcej niż tylko wizerunek finansowych oszustw, podłości ludzkiej i hodowanej, jak w inspekcie, pod skrzydłami biurokracji i politycznych zarządców monarchii austriackiej. Jest jeszcze gorzka ironia na temat wiary w to wszystko, co młodemu Fredrze, uczestnikowi kampanii napoleońskich, wydawało się odchodzącym, ale sympatycznym przytułkiem polskości.

Znakomici w tym spektaklu aktorzy (Jan Kobuszewski, Wiesław Gołas, Marek Walczewski, Jan Kociniak, Barbara Wrzesińska i inni) wyłamują się świadomie z historycznie ukształtowanego rysunku fredrowskich typów (co zresztą ułatwia usytuowanie akcji we Włoszech). W sposobie bycia przed kamerami - w geście, mimice, podawaniu tekstu - są bardzo zindywidualizowani, tworząc tym samym wyraziste typy, ale zarazem są dalecy od tradycyjnie pojmowanej stylistyki teatru Fredry. Społeczność, jaką kreują przed nami, wydaje się z jakiegoś politycznego kabaretu, gdzie kostium, przebranie tworzą zasłonę dymną dla zmylenia naiwnego widza. W istocie to satyra pełna jadu, jak u Suchowo Kobylina, jak w dramacie rosyjskich realistów XIX wieku.

Telewizyjna inscenizacja "Rewolweru" była pełnym zwycięstwem reżysera i zespołu aktorskiego nad niszczycielską w stosunku do starych tekstów siłą czasu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji