Artykuły

Jak powstała antracytowa szkatuła

Dla jednych ten budynek jest celnym, pięknym dziełem sztuki i współgra z przeszłością. Innych denerwuje, bo kojarzy się z grobowcem Tutenchamona - o niedawno otwartym Gdańskim Teatrze Szekspirowskim pisze Bożena Aksamit w Gazecie Wyborczej.

Kolor i bryła budynku bardzo przypominają muszlę: z zewnątrz szorstką i ciemną, w środku jasną i zawierającą to, co delikatne - tłumaczył dziewięć lat temu ideę projektu Renato Rizzi, włoski architekt, twórca Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego.

To idea - budynek nie ma nic wspólnego z muszlą, żadnych łuków czy krągłości. Jest smukły i niesymetryczny, składa się z trzech brył o różnej wysokości. Gdy się patrzy na lite, ciemne ściany, można zgadywać, że wenecjanin Renato Rizzi, projektując teatr, rozmyślał o gotyku i egipskich sarkofagach. Architekt osłonił go strzelistymi murami zamykającymi przestrzeń i odgradzającymi od czerwonego, ceglanego gotyku, z którego słynie Gdańsk. Pozbawiona okien bryła obłożona cegłą w kolorze antracytu wybija się z czerwieni kamienic, zieleni drzew i pstrych elewacji bloków, którymi po wojnie oklejono Dolne Miasto.

Teatr wkomponowuje się w południową pierzeję średniowiecznych murów okalających śródmieście Gdańska, ma 131 metrów długości i 37 szerokości. Gdy znajdziemy się w środku i zaczniemy spacerować zaułkami oraz przesmykami utworzonymi między murami a ścianami budynku, to gołym okiem widać nawiązania do architektury sakralnej i stłoczonych ciasno kamienic. Trudno nie myśleć o hanzeatyckim gotyku, mijając rytmicznie rozmieszczone przypory "wzmacniające" bryłę teatru.

Budowla składa się z trzech części: jedna z nich jest zapleczem technicznym z garderobami i hotelikiem dla aktorów, salami warsztatowymi i biurami. Z niej przechodzi się do najwyższej części - strzelistej wieży, która jest sznurownią, czyli miejscem w teatrze służącym do opuszczania dekoracji na scenę i ich podnoszenia. Za nią znajduje się zamknięty jak skarb w wielkiej skrzyni drewniany teatr. Szkatuła ma wieko - nad teatrem można otworzyć dach i jak za czasów Szekspira grać spektakle pod gołym niebem.

Teatr wygląda jak teatr

Nie byłoby antracytowej budowli na obrzeżach gdańskiej starówki, gdyby Jerzy Limon, profesor anglistyki z Uniwersytetu Gdańskiego, pisarz i pasjonat teatru, nie trafił na XVII-wieczną rycinę przedstawiającą gdańską Szkołę Fechtunku. Na co dzień służyła do ćwiczeń szermierczych, latem grano tam spektakle. Gdańsk jest jedynym poza Anglią i Amsterdamem (tamtejszy teatr działał jednak bardzo krótko) europejskim miastem, w którym działał teatr elżbietański. Angielskie trupy aktorskie pojawiły się w Gdańsku na początku XVII wieku. Do miasta przyciągały ich bogate mieszczaństwo i spora kolonia angielska, występy zbiegały się zwykle z Jarmarkiem Świętego Dominika.

Szkoła Fechtunku została zbudowana na wzór londyńskiego teatru The Fortune (konkurent The Globe). W 1741 r. przebudowano ją i przemianowano na Komedienhaus. Drewniany budynek z czasem się rozpadł i w latach 80. XIX w. gdańscy Żydzi zbudowali tam Wielką Synagogę. Została zburzona tuż przed wybuchem wojny. Nowy teatr elżbietański stanął obok miejsca po synagodze, na zapuszczonym parkingu.

- Pomysł na historyczną rekonstrukcję sceny elżbietańskiej porzuciliśmy właściwie od razu - mówił Jerzy Limon w 2004 roku. - Ostrzeżeniem był dla nas odbudowany londyński teatr Globe, który szybko zmienił się w skansen i atrakcję dla turystów.

Fundacja Theatrum Gedanense i jej prezes Jerzy Limon dziesięć lat temu ogłosili konkurs architektoniczny na projekt teatru. Fundacja została zarejestrowana jako jedna z pierwszych w Polsce, w 1991 r. Grupa przyjaciół zaczęła od organizowania Dni Szekspirowskich, z czasem przeobraziły się one w Międzynarodowy Festiwal Szekspirowski, kolejnym celem, który sobie postawili, była budowa teatru elżbietańskiego. Udało się dzięki pieniądzom z Unii oraz samorządów miejskiego i wojewódzkiego.

- 24 lata temu naiwnie uważaliśmy, że w młodej demokracji, przy poparciu światłych polityków, nowy teatr uda się zbudować w parę lat - wspomina profesor Limon. - Zaczynaliśmy od zera jako inicjatywa obywatelska w kraju, w którym nie było i wciąż nie ma tradycji wspierania podobnych inicjatyw. Ale The Globe w Londynie budowano ponad 25 lat.

Patronem idei budowy sceny został książę Walii Karol, honorowym patronem projektu - Andrzej Wajda. Później pomysł publicznie poparli Günter Grass, Tadeusz Mazowiecki, Stanisław Barańczak, Jan Kott oraz twórcy kojarzeni z Szekspirem - aktor i reżyser Kenneth Branagh i dramaturg Tom Stoppard. O budowie teatru z Lechem Wałęsą rozmawiała królowa Elżbieta II, gdy prezydent gościł w Londynie.

Wszystko szło świetnie do momentu rozstrzygnięcia konkursu w 2005 roku. Międzynarodowe jury (głównie architekci) przyznało dwie główne nagrody biurom architektonicznym z Wielkiej Brytanii, jednak do realizacji wybrano pracę Renato Rizziego. Nie mógł wygrać, bo zlekceważył warunki konkursu i zaproponował nie tylko budynek, który wszystkich zachwycił, lecz także zagospodarowanie 16 hektarów dookoła teatru.

Zrobiła się awantura. Uczestnik konkursu, krakowski architekt Michał Szymanowski, twierdził, że nagrodę Rizziemu przyznano niesłusznie, i domagał się unieważnienia konkursu. Sąd arbitrażowy, który zajął się sprawą, uznał konkurs za nierozstrzygnięty. Projekt Włocha władze Gdańska kupiły z wolnej ręki, poza konkursowymi procedurami.

Limon z przyjaciółmi podkreślali, że propozycja Rizziego była po prostu tak dobra, że trzeba było zrobić wszystko, aby ją zrealizować.

- Zdaniem jury i konkurentów Włoch wykroczył poza epokę - tłumaczył profesor.

- Ten projekt mnie emocjonuje, a nawet podnieca. Jest celny, piękny i współgra z przeszłością Gdańska - wtórował mu prezydent Gdańska Paweł Adamowicz.

Jednomyślność inwestorów nie pomogła. Wrogowie projektu Włocha zwarli szyki. Złożyli do Ministerstwa Kultury wniosek o unieważnienie pozwolenia na budowę. Minister wniosek odrzucił. Sąd podzielił zdanie ministra.

Najbardziej aktywni przeciwnicy Renato Rizziego, poza konserwatorem bazyliki Mariackiej Tomaszem Korzeniowskim, mieli niewiele wspólnego z architekturą. Jeden to inżynier budowy okrętów, członek LPR i publicysta "Naszego Dziennika", drugi to najstarszy, bo 101-leni, przewodnik po Gdańsku. Mówili, że są po prostu miłośnikami miasta.

W 2009 r. ruszyła budowa. Wystarczyło, że bryła teatru wyłoniła się z ziemi i pokryto ją antracytową cegłą, by znowu podniosły się protesty. Tym razem oprócz zasłaniania panoramy zarzucano budynkowi, że jest ciemny i zbyt odróżnia się kolorem od gdańskiego gotyku. Śmiano się, że przypomina grób Tutenchamona albo osłonę reaktora jądrowego. Krytykowano, że gdy otworzy się dach, to na pewno w środku jest hałas. Twierdzono, że holenderskie cegły śmierdzą, ławy do siedzenia są niewygodne, a fotele za drogie.

- Już starożytni mówili, że tam, gdzie się myśli tak samo, mało się myśli. Cóż by nam przyszło z poklasku tłumu - broni projektu Jerzy Limon. - Mamy do czynienia z dziełem, które pobudza do myślenia i dyskusji. Jakie gromy rzucano na twórców i władze Paryża za budowę wieży Eiffla.

- Słyszę zarzuty, że to straszna bryła, ciężka i zasłaniająca Główne Miasto. Cóż, trudno dyskutować o gustach. Projekt jest nie tylko śmiały, lecz także niezwykle efektowny - mówi Adamowicz.

Całkowity koszt to 93 mln złotych, z tego 51 mln to dofinansowanie z Unii. Czy to dużo za jedyny na świecie teatr z otwieranym dachem?

Ważący 160 ton, dwupołaciowy dach otwiera się w trzy minuty. Jest pokryty spatynowaną blachą miedzianą i ma ponad 400 m kw. powierzchni. W kwietniu, gdy po raz pierwszy publicznie go otwarto, Roberto Rizzi powiedział, że skrzydła dachu otwierają się ku niebu jako gest wdzięczności i podziękowania dla tych, którzy w tym miejscu cierpieli. Architekt mówił o gdańskich stoczniowcach.

Łamie normy, wyznacza trendy

Renato Rizzi często powtarza, że istota architektury ukrywa się w najtrudniejszych do zdefiniowania elementach. Jest domeną duchowości, mistyki, niewidzialności oraz emocji.

Urodzony w Rovereto w 1951 r. absolwent architektury wykłada w Instituto Universitario di Architettura w Wenecji. Nie podąża za modą, łamie normy, wyznacza nowe kierunki. Zaczynał karierę od dekonstruktywistycznych, w większości niezrealizowanych projektów tworzonych w pracowni Petera Eisenmana - autora pomnika ofiar Holocaustu w Berlinie.

Renato Rizzi współpracował z Eisenmanem kilkanaście lat, samodzielnie wygrał kilkanaście prestiżowych konkursów architektonicznych, niestety, jego zwycięskie projekty rzadko kiedy są realizowane - Rizzi nigdy nie respektuje warunków organizatorów. Według jego projektu powstał Pałac Sportu w Trydencie czy opera w Tokio. Zaprojektował też gmach Muzeum Egipskiego w Kairze, dzielnice Pujiang w Szanghaju i La Villette w Paryżu.

Teatr Szekspirowski to niejedyna polska przygoda Rizziego. Architekt zdobył wyróżnienie za Centrum Jana Pawła II "Nie lękajcie się!" w Krakowie oraz wyróżnienie honorowe za Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie. Też złamał chyba wszystkie warunki konkursu. Zamiast budynku muzeum zaproponował przestrzeń obejmującą cały kwartał wokół Pałacu Kultury i Nauki. Miała to być lekko wyniesiona platforma otaczająca wieżowiec, a od ulic oddzielałaby ją głęboka fosa. Występowały tam monumentalne schody, portyki, rozmaite ciężkie formy bliskie architekturze egipskiej i wizjom projektantów z czasów Stalina i Mussoliniego.

O gdańskiej realizacji architekt, który co kilka tygodni przylatywał do Polski, by doglądać robotników, napisał książkę. Została wydana na początku 2014 roku, po włosku i po angielsku.

Połowa drogi

Budynek teatru, na zewnątrz ciemny monolit, w środku jest jak negatyw - jasny i lekki. Wewnętrzna konstrukcja jakby wisi w powietrzu - klatki schodowe z poręczami wykończonymi marmurowymi inkrustacjami, drewniana skrzynia foyer, która unosi się nad wejściem do sali. Aby znaleźć się w teatrze, wystarczy uchylić duże, dwuskrzydłowe drzwi.

Renato Rizzi zaprojektował unikatowe połączenie trzech typów scen: elżbietańskiej, włoskiej i areny. Na elżbietańskiej aktorzy zagrają przy otwartym dachu, scena zostanie podniesiona na wysokość 1,2 metra nad podłogę, a widzowie będą stać lub oglądać przedstawienie z trzech trzykondygnacyjnych galerii bocznych. Ściana, do której przylega scena, staje się miejscem scen balkonowych.

Wystarczy rozebrać podium i na jego miejscu postawić obite skórą fotele, zdemontować ścianę z balkonem, a powstanie scena włoska, przypominająca pudełko. Jest ona najbardziej popularna w teatrze.

Trzeci układ to arena - widzowie otaczają aktorów z każdej strony, a scena umieszczona jest na środku. Wnętrze teatru jest wykonane z jasnego drewna, bukowy odcień mają galerie, szerokie ławy i podłoga.

- To dość niezwykłe uczucie. Ta radość - mówi Jerzy Limon. - Jesteśmy dopiero w połowie drogi. Ten niecodzienny gmach musimy wypełnić treścią, marzymy, aby było to miejsce spotkań różnych sztuk, nie tylko teatralnych.

***

Przy pisaniu korzystałam z tekstów Mirosława Barana opublikowanych w "Gazecie Wyborczej Trójmiasto"

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji