Artykuły

Jednak - uchodzi!

"Nie uchodzi, nie uchodzi, czyli Damy i huzary" - brzmi tytuł spektaklu. Roz­szerzenie tytułu powstało stąd, że uzupełniono tekst o piosenki (20) reżysera Ma­cieja Wojtyszki. Sprawiły one, że komedia stała się ra­czej jakby tzw. śpiewogrą. Z konieczności - dokonano też małych skrótów w dialo­gach. Czy to uchodzi, żeby Fre­drze dopisywać piosenki? Przecież sam, kiedy chciał, też je pisał i wplatał w tekst. Dowodem - choćby "Nowy don Kiszot, czyli sto sza­leństw", albo "Nocleg w Apeninach". Cóż, można i tak, zwłaszcza że śpiew, muzyka i taniec w spekta­klach, przede wszystkim ko­mediowych, cieszą się dziś wielkim powodzeniem.

Niektóre piosenki, dopisa­ne w Teatrze Śląskim do Fre­dry (muzykę i aranżację opracował Jerzy Derfel), po­dobały się widzom bardzo.

Na przykład piosenka o Grzegorzu (oblężonym przez trzy "Gracje" - Zuzię, Fruzię i Józię). Albo piosenka o ser­cu siostry (przykład tzw. ter­roru psychicznego i szantażu uczuciowego, wywieranego przez trzy starsze "Gracje" na Majora). Także - nasyco­ne humorem lirycznym pio­senki zakochanych - Zofii i Edmunda. W każdym z tych przypadków piosenka znako­micie komponowała się z grą, ruchem, sytuacją sce­niczną. Jednak można mięć wątpliwości, czy w sumie piosenek nie było za dużo. Nierówny wydaje się też ich poziom. Niektóre wydają się przydługie, zbyt obfitujące w powtórzenia i trochę mo­notonne w melodii. A pre­zentowany przez część z nich rodzaj humoru wydaje się trochę za mało Fredrowski, przynajmniej - za mało w ty­pie humoru z komedii Fre­dry.

Do scen z piosenkami i tańcami dopasować jakby musiały się i niektóre sceny mówione. W efekcie - spek­takl momentami przesuwał się trochę za bardzo w stronę farsy (zwłaszcza w finale). Działo się to chyba czasem trochę kosztem Fredry - psy­chologa, który poprzez śmiech i barwną, zabawną historyjkę chciał przecież przekazać m.in. parę - jakże trafnych - refleksji o wiel­kim wpływie pochlebstwa na postawy ludzi i o potężnej broni, jaką bywa, umiejętnie stosowany, szantaż uczucio­wy, wobec którego rzeczywi­ście niczym staje się nie tyl­ko uzbrojenie huzarów, ale i zdrowy rozsądek.

Mimo pewnych zastrze­żeń, doceniam wdzięk Fredry z piosenkami, trochę innego. Wdzięk już pierwszej sceny, kiedy to w budzących się do życia (domyślnie: po nocnym popijaniu) huzarów, cieszą­cych się brakiem niewiast w chacie, uderza wieść o przybyciu sióstr Majora. Bardzo zabawnie i sympa­tycznie pokazuje spektakl niestrudzoną, pełną wręcz sa­mozaparcia, galanterię huza­rów wobec dam oraz środki terroru psychicznego, czyli spazmy, omdlenia i gorzkie wyrzuty, jakimi biegle wła­dają damy.

Wszystkie role były wyra­ziste i zagrane z werwą. Jako Damy - bardzo zróżnicowa­ne w typie - wystąpiły: Bo­gumiła Murzyńska (Pani Orgonowa), Maria Stokowska (Pani Dyndalska), Krystyna Wiśniewska (Panna Aniela).

Spodobało mi się m.in., że z Anieli wcale nie zrobiono zdziwaczałej samotnej kobie­ty (jak to czasem w spekta­klach bywa), ale pokazano istotę atrakcyjną, obdarzoną wdziękiem (jeśli taka Aniela nie znalazła męża, to chyba tylko z winy (kapryśnego cha­rakteru). Anna Kadulska gra­ła Zofię. Jako pokojówki za­prezentowały się: Agnieszka Wróblewska (Józia), Maria Świecówna (Zuzia), Alina Chechelska (groźna wręcz Fruzia). Huzarów kreowali: Bernard Krawczyk (Major), Wiesław Sławik (Rotmistrz), Roman Michalski (Kapelan), Grzegorz Przybył (Edmund). Wiesław Kańtoch był Grze­gorzem, Adam Baumann - Rembą.

Bardzo ładną - barwną i nastrojową scenografię opracowali Anna i Tadeusz Smoliccy (dowcipny pomysł: umieszczenie muzyków w głębi sceny). Choreografia była dziełem Tadeusza Wi­śniewskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji