Artykuły

Uchodzi! Uchodzi!

Najnowsza premiera w Teatrze Śląskim nosi tytuł "Nie ucho­dzi, nie uchodzi czyli damy i huzary". Ingerencja Macieja Wojtyszki w tekst tej popularnej komedii Fredry jest duża, choć jego piosenek i sam hrabia by się nie powstydził. Fredrolodzy mogą się krzywić nieco, lecz publiczności ten rozśpiewany i roztańczony spektakl się podoba.

Anna i Tadeusz Smoliccy ak­cję "Dam i huzarów" przenieśli z czterech ścian pokoju w je­sienny plener. Ogromnej urody to scenografia, podobnie jak i kostiumy bohaterów komedii.

Wojtyszko na umuzycznienie "Dam i huzarów" uzasadnienie znalazł w słownej materii Fre­drowskiej frazy. Muzyką są więc i odgłosy rąbania drew i kaszel Rotmistrza, paplanina kobiet i wymowne milczenie mężczyzn, wystrzały z moździerza i gwintówek oraz piski przerażonych pań. Ten rytm Fredrowskiej fra­zy niepostrzeżenie przechodzi w piosenki, które zastępują całe sekwencje dialogu.

Słowa do nich reżysera spek­taklu Macieja Wojtyszki i muzy­ka Jerzego Derfla służą pasti­szowi, podobnie jak i choreogra­fia Tadeusza Wiśniewskiego.

Mnóstwo tu burleskowo-operetkowych tanecznych scen i muzycznych odwołań do arcypolskiej tradycji mazurków i kujawiaków, dworkowych śpie­wów i zabaw. Ale myliłby się ten, kto by w "Damach i huza­rach" Wojtyszki upatrywał znamion musicalu. Wśród 22 pio­senek nie ma ani jednego prze­boju. Wszystkie ilustracyjne, dość gładko wtapiają się w rytm przedstawienia. Rytm znacznie lepszy w drugiej czę­ści spektaklu. W pierwszej nie­stety tempo się rozłazi i na lep­sze wyszłoby przedstawieniu, gdyby z niektórych piosenek zrezygnować, a wiele po prostu skrócić.

Koncertowe aktorstwo całego zespołu raz po raz pobudza wi­downię do śmiechu. Przede wszystkim naprawdę pyszne role Rotmistrza Wiesława Sławika i Grzesia Wiesława Kańtocha! Ma­jor Bernarda Krawczyka zbyt ma­ło zamaszysty (być może to wina niedyspozycji spowodowanej chorobą aktora), choć w scenie z Zosią (Anna Kadulska) - świetny. Orgonowa Bogumiły Murzyń­skiej to skrzyżowanie urokliwości z cynizmem. Maria Stokow­ska Dyndalską wyposażyła w stentorowy głos i kanciastą su­rowość. Prawem kontrastu pisk­liwym głosikiem i zalotnością obdarzyła pannę Anielę Krysty­na Wiśniewska. Scena jej zawró­cenia w głowie Rotmistrzowi zna­komita, podobnie jak "urabia­nie" Grzesia przez trzy pokojów­ki (Alinę Chechelską, Marię Świecównę i Agnieszkę Wrób­lewską). Nawet Edmund Grzego­rza Przybyła, choć przypisana mu rola romantycznego kochanka, swą wysoką i chudą sylwetką po prostu śmieszy. Słowem już daw­no w Teatrze Śląskim tak udane­go spektaklu nie oglądałam. I jeśli ktoś widząc zapowiedź na afiszu "Dam i huzarów" po­myślał, że to szkolny bryk, to ra­dzę natychmiast tę niedorzeczną myśl odrzucić i na spektakl się wybrać. Fredro Wojtyszki na­prawdę śmieszy i bawi.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji