Artykuły

Na końcu księgi stworzenia

"Ofiara" w reż. Adama Sajnuka w Teatrze WARSawy w Warszawie. Pisze Agnieszka Górnicka w serwisie Teatr dla Was,

"Każdy widział wielką niesprawiedliwość w tym, że jeden człowiek korzysta ze wszystkich wygód życia, podczas gdy inny nie ma nic. Ale jak należało sobie z tym radzić w stosunkach między ludźmi? Każdy wykolejony żebrak albo włóczęga mógł zaczepić człowieka na ulicy i powiedzieć: świat nie został stworzony bardziej dla ciebie niż dla mnie, nieprawdaż?".

Słowa wypowiedziane przez jednego z bohaterów książki Saula Bellowa, oscylujące na granicy filozoficznej myśli i egzystencjalnej refleksji, zawierają w sobie zalążek problemu, który staje się punktem wyjścia dla teatralnej adaptacji powieści "Ofiara", w reżyserii Adama Sajnuka. Relacja dwóch mężczyzn uwikłanych w absurdalną spiralę wzajemnych oskarżeń, oparta na poczuciu winy i manipulacji ukazuje jak nisko może upaść człowiek, który za wszelką cenę pragnie podnieść się z dna upokorzenia i obojętności. Rozwiązaniem aktualnych problemów staje się ucieczka w przeszłość, w której znalezienie kozła ofiarnego, daje możliwość oskarżenia i zrzucenia odpowiedzialności za własne życie. Tak postępuje Kirby Allbee (Adam Sajnuk) - nieudacznik, alkoholik i antysemita, którego ofiarą staje się stary znajomy Asa Leventhal (Grzegorz Małecki): Żyd pracujący w jednej z nowojorskich redakcji.

Przepaść ekonomiczna i światopoglądowa, dzieląca rozmówców, zostaje wyeksponowana już w pierwszej scenie spektaklu. Wśród piętrzących się drapaczy chmur, na jednej z ruchliwych ulic Nowego Jorku, dochodzi do niespodziewanego spotkania dwóch mężczyzn: jeden wyglądem przypomina żebraka z tobołkiem w dłoni, drugi ubrany jest w elegancki garnitur i kapelusz. To między nimi w przeciągu kilkunastu minut dojdzie do dyskusji na temat ludzkiego szczęścia i przeznaczenia; ludzkiego cierpienia i winy, także moralnego aspektu podejmowanych decyzji i odpowiedzialności za drugiego człowieka. W rozmowie usłyszymy także o nieprzejednanej mocy uprzedzenia i sile strachu. Strachu przed samotnością, śmiercią ukochanej osoby: dziecka, żony, również tym, który odczuwamy przed drugim człowiekiem. Czym bowiem, jeżeli nie przejawem strachu są stereotypowe i lekceważące uwagi czynione pod adresem nie tylko Leventhala, ale całej społeczności żydowskiej przez Allbee'go?

W atmosferze irytacji i zdenerwowania Asa zaczyna zastanawiać się nad własną nieomylnością. Postawiony w stan oskarżenia, żyjąc w niepewności i niemożności wyrażenia sprzeciwu, trochę jak bohater "Procesu" Franza Kafki, balansuje na granicy zdrowego rozsądku i szaleństwa.

Aby wydobyć tę wewnętrzną sprzeczność i tragizm obojga bohaterów, Sajnuk w narrację powieści wplata fragmenty opowiadania Brunona Schulza "Sanatorium pod klepsydrą". Reżyser świetnie wykorzystał dialogiczność obu tekstów, (motyw szaleństwa rodzica, w przypadku Asy obłąkanej matki, u Schulza, schizofrenicznego ojca) dodając do swojej historii element poetyckiej intensywności przeżyć i uczuć miotających bohaterami.

"Ach jak mi ciąży ta straszna przyjaźń. Jak mnie przeraża ta niesamowita sympatia. Jak pozbyć się tego człowieka kroczącego obok mnie i uwisłego okiem, całą żarliwością swej psiej duszy na mojej twarzy."

Końcowy monolog Grzegorza Małeckiego to próba opisania stanu, w którym człowieka obezwładnia obsesja i strach o własne życie. Stanu, w którym jedynym wyjściem jest ucieczka. Ale czy można uciec przed siłą sugestii, manipulacji i fałszywego oskarżenia osoby, która nieustannie mówi o tym, jak łatwo można stracić wszystko, co kochamy: pracę, rodzinę, szacunek; jak łatwo stracić równowagę, wykoleić się, upaść?

Gdy przez scenę przewija się Elena (Aleksandra Justa) - żona brata Leventhala, w duchu śmiejemy się z jej naiwności i strachu przed wysłaniem chorego syna do szpitala. Kobieta, w hipnotycznym transie powtarzająca słowa modlitwy, nie zdaje sobie sprawy, jak blisko jej do stanu, w którym znajduje się Asa: tak bezradny, zagubiony i mimo długiej walki, zrezygnowany.

Czytając powieść Bellowa nie odczujemy niesamowitego komizmu, który wydobył na scenie Sajnuk. W teatralnej adaptacji reżyser stworzył niesamowicie dynamiczną i żywą przestrzeń, w której aktorzy wspinają się na wyżyny własnych możliwości, tworząc silne, przenikliwe i zachwycające portrety swoich bohaterów. Grzegorz Małecki ukazuje stopniową przemianę i utratę panowania nad własnym ciałem i umysłem, które wieńczy końcowym monologiem. (Swoją drogą wykorzystanie prozy Schulza w celu uzewnętrznienia głęboko skrywanych uczuć, wprowadziło do inscenizacji niepokój i lęk, które podświadomie wpisane są w twórczość Bellowa, który "Ofiarę" napisał tuż po traumatycznych przeżyciach związanych z II wojną światową.) Adam Sajnuk, jako aktor, rozśmiesza widownię swoją życiową mądrością, która w ustach bezdomnego nieudacznika wybrzmiewa ze zdwojoną siłą. Jego sprytne zagrywki i argumenty wywołują uśmiech na twarzy, nie wspominając o niewybrednych żartach skierowanych pod adresem Leventhala.

W całym spektaklu kreacje aktorskie dopełnia funkcjonalna, stylizowana na lata trzydzieste XX wieku vintage-scenografia oraz klimatyczna muzyka, która tylko w jednym momencie zakłóciła siłę obrazu. Podpowiem, że chodzi o ostatnie sekundy spektaklu. Ich wydźwięk i znaczenie dopełniłaby przenikliwa cisza. W końcu Asa i Kirby "w zamurowanym pokoju siedzą i słuchają ciszy", którą zakłóca jedynie zwiastujący nadchodzące niebezpieczeństwo syk włączonego palnika.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji