Wielce staroświecka sztuka współczesna
Ta sztuka powinna nosić tytuł ,,Sprawa rodzinna". Była w tej sztuce mowa o jakichś rodzinnych sprawach, podobno w minionym tygodniu ten i ów na Małej Sali w Teatrze Dejmka bardzo dobrze się bawił rozumiejąc wszystkie niuanse sytuacje, obsesje i aluzje. Ja, niestety, nie należę do żadnej artystycznej rodzinki nic z tych rzeczy nierozumiałem, i źle się bawiłem choć sztuka miejscami wydaje się zręczna, przyznaję jest w niej mowa o zdradzanych mężach, o zdradzanych żonach - sam rad w życiu obserwuję podobne sytuacji - ale jeśli te wszystkie śmieszne krotochwile dorabia się do polityki, lub na odwrót - polityka jest celem sztuki, a perypetie zdradzanych mężów i żon mają być dodatkiem, to jest te chyba jakieś nieporozumienie.
Sztuka Janusza Warmińskiego nosi jednak tytuł "Człowiek z głową". Jest historią - jak się to mówi - "z wyższych sfer", ze szczebla dyrektorów instytutów naukowych. Nie jest to jednak satyra na nasz świat naukowy i stosunki w nim panujące. Autor kilkakrotnie daje nam do zrozumienia, że w ogóle dzieje się tak jak to nam pokazano na scenie.
W Instytucie do spraw kosmicznych rządzi facet z "głową", nie posiadający żadnego wykształcenia, konsultujący się u swej pokojówki, toż samo jest okazuje się i gdzie indziej. Wszędzie siedzą i rządzą niefachowcy, ludzie z "głową". Głową do robienia kariery. A robią oni karierę dzięki szantażom i romansom swoich żon oraz romansom z cudzymi żonami.
Autor "Człowieka z głową" zrobił na mnie wrażenie człowieka, który spóźnił się o co najmniej dwieście lat. Spróbował przenieść we współczesność sytuacyjki z okresu madame Pompadour, gdy wiele spraw można było załatwić przez łóżko uwzględniając szczególnie rolę służących. Oglądając tę sztuczkę odnajdywałem znajome sytuacje i problemy z niektórych powieści Balzaka, zmieszane z pozostałościami po starych mieszczańskich farsach czy wodewilach, sytuacje dawno wyeksploatowane przez operetkę. Nawet poczciwy międzywojenny Dyzma mi się przypomniał. Ale "kudy tam" Księżyckiemu, bohaterowi sztuki Warmińskiego - do Dyzmy z Dołęgi Mostowicza! Czyżby i pod tym względem autor tak kiepsko oceniał naszą rzeczywistość? A może sądził, że nie stać nas na porządnych Dyzmów; zamiast nich mamy głupawych i niezbyt sprytnych, kochliwych ludzi ze słabymi głowami. Żałosne są te postacie u Warmińskiego. Jedyne czym potrafią posługiwać się dla robienia kariery - to szantaż wzajemny i noclegi z cudzymi żonami. Autor i tym razem spóźnił się o lat paręnaście. Bo współcześni nam karierowicze w walce o swoje kariery stosują przede wszystkim demagogię, pseudosocjalistyczne hasła. To jest ich broń!
Sztuka Warmińskiego mówi o karierowiczach, o niefachowości ludzi pnących się na wysokie stanowiska. Nie chcę powiedzieć, że w Polsce nie ma problemu karierowiczostwa i niefachowości ludzi zasiadającvch nieraz na wysokim stolcu. Czy jest to problem do komedii? Oczywiście. Ale problem ten wygląda zupełnie inaczej niż to nam przedstawiono. Warmiński robi wrażenie człowieka, który słyszał że gdzieś dzwonią, ale nie wie, w którym kościele.
Dla Warmińskiego jednak w Polsce nie nastąpiły żadne zmiany. Dla niego nie istnieje problem przesunięcia sił społecznych w naszym kraju. Chce nas Warmiński przekonać, że w Instytucie Astronautyki władają indywidua, co nie mają pojęcia o astronautyce, w redakcjach siedzą faceci co nie umieją pisać, ba, zostają naczelnymi redaktorami jak ów Księżycki, a w teatrach dyrektorami są ludzie, co nie mają zielonego pojęcia o teatrze. A przecież dyrektorem wielkiego teatru w Warszawie jest tenże Warmiński - przecież fachowiec. Dyrektorem Teatru Nowego, który wystawił sztukę - jest Kazimierz Dejmek, znakomity fachowiec. Z kogo się więc obydwaj śmiejecie? Chyba nie z siebie?...
Szokujące jest zakończenie sztuki. Jak autor wyobraża sobie sprawiedliwość współczesną? Wśród łajdaków zjawia się nowy łajdak, przerastający ich w łajdactwie. On ich wykańcza, zabiera im łupy przy pomocy prywatnego detektywa. Owszem, była w sztuce mowa o jakimś naukowcu Wegnerze, który obejmie stanowisko po łajdakach, ale w gruncie rzeczy nic nam o nim nie wiadomo, mamy nawet prawo przypuszczać, że dyplom owego Wegnera jest tak samo podrobiony jak dyplom docenta Księżyckiego.
Jak słabe wyobrażenie o współczesności ma autor sztuki świadczą choćby ostatnie procesy kilku naciągaczy i kombinatorów nawet z dość wysokiego szczebla central handlowych i przemysłowych. To byli także "ludzie z głową", a jednak trafili na ławę oskarżonych. Trzeba żałować, że nie dano Warmińskiemu zaproszenia na salę sądową - zapewne spotkałby tam bohaterów swej komedii. Ku swemu zdziwieniu dowiedziałby się od nich, że zupełnie inny mechanizm pozwalał im -istnieć, ba windować się w górę i działać bezkarnie nieraz przez długi okres czasu. Socjologia współczesnych karier "ludzi z głową" do ciemnych interesów jest rozdziałem specjalnym. Kombinatorzy z okresu madame Pompadour ponieśliby dziś klęskę; zrodził się u nas nowy typ kombinatora i należy tylko żałować, że Warmiński nie obnażył przed nami sprężyn ich interesów. Byłoby to ze wszech miar ciekawe i pożyteczne. Myślę, że byłoby to także zabawne.
Przez salę naszych sądów przewijają się przeróżne typy "ludzi z głową". Działali powołując się na jakieś mitologiczne "plecy", np. znajomości w kwaterunku; niekiedy są to ludzie, których obdarzono zbyt dużym zaufaniem; niekiedy zaś spotkać tam można ludzi, jeszcze nie tak dawno uczciwych, ba, zasłużonych, którzy ulegli demoralizacji wcale nie na skutek tej czy innej "fatalnej kobiety".
Mógłbym Warmińskiemu opowiedzieć o człowieku, który o mało nie zrobił kariery tylko dlatego, że... milczał. Od lat milczał na wszelkich zebraniach, milczał nawet w chwilach najbardziej gorących, gdy decydowały się najżywotniejsze sprawy jego zakładu. Inni wypowiadali się namiętnie, szukali nowych rozwiązań - popełniali błędy. On milczał i dlatego... miał zawsze rację. Zaczęto o nim mówić: "To człowiek poważny, odpowiedzialny, nie palnie głupstwa, opanowany". Tak rósł ów człowieczek. Czyż to nie temat do komedii? Do komedii z innym zakończeniem niż u Warmińskiego. Bo człowieczka owego widziałem na ławie oskarżonych.
Mam więc żal, że galeria typów w komedii Warmińskiego była szczuplutka i anachroniczna. Ta współczesna sztuczka okazała się tylko staroświecka. Żałuję.