Człowiek z głową
OTO mamy już trzecią na przestrzeni niewielu dni premierę w nowo uruchomionej Małej Sali Teatru Nowego. Wszystkie trzy spektakle przygotował Kazimierz Dejmek. Wypuszczenie ich, jednego po drugim, ma w pewnym sensie określić charakter repertuaru, jaki grany będzie na tej scenie.
"Człowiek z głową" Janusza Warmińskiego bardzo różni się od poprzednich premier. Nie jest ani sztuką dla wąskiego grona smakoszów teatralnych jak "Obrona Sokratesa", ani - jak "Judyta" - intelektualną gierką. Jest natomiast komedio-farsą, nietrudną w odbiorze i z pewnością o niewielkiej ambicji.
Cóż zatem zaprowadziło "Człowieka z głową" do Miłej Sali? Skoro nie wysublimowane treści, to chyba tylko rodzaj satyry, jaką reprezentuje. Satyra na współczesność? W zamierzeniu - oczywiście tak. Ale wykonanie raczej zawiodło. Jest to historyjka, którą bez większego trudu można by przeflancować z Polski na jakikolwiek inny teren. Zwłaszcza, że satyryczny zamiar rozpływa się w bulwarowej atmosferze.
Jest to rzecz o ludziach z głową, czyli o swoistych karierowiczach, którzy pną się na stanowiska, dla których zajmowania nie mają kwalifikacji. W sztuce Warmińskiego jest ich co najmniej czworo; Nawrocki, Księżycki, Bugała i nieco inna w charakterze - Ninette. "pomoc domowa do zadań specjalnych".
Na czoło wysuwa się jednak Karol Księżycki, który jest skrzyżowaniem kapitana z Koepenick, Nikodema Dyzmy i Jerzego Duroy - bohatera powieści Maupassanta "Bel ami". Nie trzeba dodawać, że w sensie ukształtowania postaci Księżycki daleko ustępuje swoim pierwowzorom.
Jeśli mimo szczerych chęci nie można traktować "Człowieka z głową" jako godnej uwagi próby satyrycznej, to co nam pozostaje? Chyba tylko dość łatwa do przełknięcia komedyjka, oparta na grze pomyłek. Widz bawi się tym, że do pokoju wchodzi nie ta osoba, której się oczekuje, albo że aktorzy wypowiadają słowa pozostające w jaskrawej sprzeczności z tym, co nam autor uprzednio rozszyfrował.
A rozszyfrował niemal wszystko zaraz w I akcie. Od pierwszej rozmowy Ksieżyckiego z Nawrockim nic właściwie nie jest dla nas niespodzianką, a informacja podana w III akcie żonie Nawrockiego, że Księżycki w istocie nazywa sę Piekarski, czy też Kowalski, tylko dla niej stanowi rewelację.
W sumie sztuczka nie za dobra i typowo marginesowa. Mimo to dzięki starannemu przygotowaniu przez teatr i dobrej grze aktorów bawi publiczność i może zapewnić całkiem przyjemne spędzenie wieczoru. Oto wszystko.
Z wykonawców najlepiej trafiają w styl farsowy Seweryn Butrym (Nawrocki), Bohdana Majda (Barbara), Michał Pawlicki (Księżycki) i Janusz Kubicki (Bugała).
Ładne wnętrze nowoczesnej willi zaprojektowała Iwona Zaborowska.
Na koniec nie mogę powstrzymać się przed pewną uwagą. Może Teatr Nowy popsuł nas ambitnym doborem repertuaru, może nie powinno się zanadto wybrzydzać w ocenie tak małej produkcji polskich sztuk współczesnych... A jednak opuszczałem Mała Salę z odrobiną żalu w sercu. Do zespołu teatru i do kierownika artystycznego.