Artykuły

Towarzysz Chaplin

Niemiecka krytyka po każdej wizycie teatru ze Wschodu powtarza ten sam refren: kiedy wreszcie dramaturdzy w tej części świata obudzą się i przedstawią własny rozrachunek z komunizmem. Od ubiegłej soboty mogę im odpowiedzieć - jest taka sztuka i nazywa się "Sen pluskwy"

Słobodziankowi udało się to, czego nie osiągnęli ani Sławomir Mrożek w "Miłości na Krymie", ani Janusz Głowacki w "Czwartej siostrze": Ro­sję i to, co w niej się działo od rewo­lucji do współczesności, podniósł do metafory opisującej całą przygodę XX wieku. Podobnie jak ci dwaj dra­maturdzy nawiązał do rosyjskiej lite­ratury - jego sztuka jest dalszym cią­giem "Pluskwy" Włodzimierza Maja­kowskiego z 1929 roku, satyry na burżuazję epoki NEP-u. Bohatera Prisypkina, którego Majakowski najpierw za­mroził na 50 lat, a później zamknął w moskiewskim zoo jako "burżujusa vulgarisa", Słobodzianek wypuszcza z klatki pod koniec lat 90., kiedy w Moskwie panuje już kapitalizm, i konfrontuje ze współczesną Rosją gangsterów, proroków, bogoojczyźnianych polityków i zwykłych ludzi, oszu­kanych nie wiadomo który raz.

Choć wiele tu cytatów z Majakow­skiego, Dostojewskiego, Błoka, Man-delsztama, Bułhakowa, "Sen pluskwy" nie jest tylko wariacją na temat lite­ratury. To samodzielne dzieło, które przekracza swoje inspiracje. Prisypkin z kołtuna, jakim był u Majakowskiego, przeistacza się w tragicznego bohatera, na którego życiu XX wiek - wiek ide­ologii - wypalił swoje piętno. "Po co było to wszystko" - wyrzuca w finale swemu stwórcy, który zszedł z pomni­ka na placu Triumfalnym. "Po cośmy rozstrzeliwali cara? Po cośmy krew własną i nie własną przelewali? Po coś­my pod Perekopem umierali, a wielu nawet umarło? Po co nas potem na pół wieku zamrozili? Po co ni stąd, ni zo­wąd z klatki wypuścili? I co z tą wol­nością teraz zrobić mamy?". To więcej niż skarga bohatera literackiego na swe­go autora, to skarga milionów ludzi, któ­rzy na darmo cierpieli i na darmo od­dawali życie.

Sztuka, która w bezwzględny sposób podsumowuje epokę komunizmu i post-komunizmu, nie mogła znaleźć lepsze­go realizatora od Kazimierza Dejmka. To powrót w wielkim stylu klasyka pol­skiej inscenizacji. Przedstawienie ma osobisty ton: Dejmek rozlicza się w nim także ze swoją przeszłością lewicowe­go reżysera, który w tym samym Tea­trze Nowym na przełomie lat 40. i 50. wcielał w życie idee socrealizmu. Do tamtych czasów nawiązują sceny paro­diujące polityczny teatr Brechta i pasti­sze rewolucyjnych pieśni, które Prisyp­kin śpiewa z mieszkańcami Moskwy. Z podobną ironią reżyser przedstawia współczesność - kapitalizm pokazuje jako wielką rewię, w której handlarze z bazaru bawią się obok drobnych ciu­łaczy, kurwy obok proroków, mafiosi obok polityków. Szyderczym komenta­rzem do tej wielkiej fiesty jest świetna scenografia Jacka Uklei - Moskwa ba­wi się wśród budowlanych rusztowań, oświetlonych kolorowymi, cyrkowymi lampkami. To wielka metafora czasów przebudowy, w których wszystko jest prowizoryczne i tymczasowe.

Tego przejmującego spektaklu nie by­łoby bez Mariusza Saniternika. Jego Pri­sypkin w znoszonym fraku i przetartych spodniach jest radzieckim Chaplinem, wielkim włóczęgą, który z gitarą włó­czy się po ulicach Moskwy, patrząc w zdumieniu na odmieniony świat. Saniternik wydobył z tej postaci naiw­ność i prostotę dziecka, które wierzy każdemu: czy jest to prorok, widzący w nim nowego Chrystusa, czy dyrektor zoo, który chce zbić majątek na poka­zywaniu ostatniego komunisty na świe­cie. Jednocześnie jest boleśnie świado­my swojej sytuacji - kiedy w finale oskarża XX wiek, przestaje być postacią literacką, staje się współczesnym Każdym, skrzywdzonym i oszukanym przez historię.

To wspaniałe przedstawienie, grane z wielkim zaangażowaniem i talentem przez cały zespół Nowego, jest czymś wyjątkowym w polskim teatrze. Nasz teatr odwykł od mówienia o tym, co się dzieje z naszymi duszami, z naszym su­mieniem. "Sen pluskwy" przełamuje to milczenie. Po premierowym przedsta­wieniu czułem się, jakby ktoś mnie wy­smagał. Spektakl Dejmka i Słobodzianka odsłania nie tylko ponurą prawdę o czasach terroru, kiedy głos miał "to­warzysz Mauzer". Pokazuje nam chaos wartości, w którym znaleźliśmy się w ostatnich latach. Byłych komuni­stów, którzy biją się w piersi w cer­kwiach i nawołują do moralnej odno­wy i przestrzegania przykazań. Polity­ków, którzy w swoich programach wy­borczych łączą faszyzm i antysemityzm z chrześcijaństwem i sprawiedliwością społeczną. Ubeków, którzy wyszli z cienia i prą do władzy. Spauperyzowanych inteligentów, którym od kolej­nych ideologicznych akrobacji wszyst­ko przewróciło się w głowie. Cały ten koszmarny zgiełk współczesności jest w łódzkim przedstawieniu. Nie można go nie obejrzeć, tak jak nie da się za­głuszyć sumienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji