Artykuły

Focia niekoniecznie słit, czyli premiera u Krofty

"Krzywiryjek" w reż. Roberta Jarosza we Wrocławskim Teatrze Lalek. Pisze Magda Piekarska w Gazecie Wyborczej - Wrocław.

O pokusie rejestracji życia, która nas od tego życia oddala, próbuje opowiadać we Wrocławskim Teatrze Lalek Robert Jarosz. Jednak spektakl rozczarowuje zarówno małych, jak i dorosłych widzów

"Krzywiryjek" to kolejna premiera Wrocławskiego Teatru Lalek, wpisująca się w nowy nurt w dziecięcym teatrze, który scena konsekwentnie promuje, od czasu objęcia dyrekcji przez Jakuba Kroftę.

Baśniowość i magia teatru są w nim (lub bywają raczej) narzędziem - głównym celem jest konfrontacja z problemami współczesności, które siłą rzeczy umykały dawnym twórcom. Mieliśmy już m.in. emancypację kobiet ("Skarpety i papiloty") i rozwód ("Sam, czyli przygotowanie do życia w rodzinie"). Tym razem w spektaklu Roberta Jarosza, autora tekstu i reżysera, na co dzień kierownika artystycznego warszawskiego teatru Guliwer, pojawił się temat, który dotyka nie tylko relacji z dzieckiem - to imperatyw rejestracji życia, która to życie zastępuje.

Słitfocia a autoportret

Selfie, profile facebookowe, blogi - fotograficzne i filmowe raporty z naszych poczynań, rozpowszechniane w internecie - to zjawisko, które fascynuje publicystów, psychologów, socjologów, historyków sztuki (jak Maria Poprzęcka, która w ostatnim numerze "Książek" szuka pokrewieństw między słitfocią a autoportretem). Ten nałóg rejestracji życia już wcześniej przeniknął do teatru, choćby w inscenizacji "Kronosa" w Teatrze Polskim. Traktując Gombrowiczowski dziennik jako pretekst Krzysztof Garbaczewski odwołał się do współczesnego zjawiska. Tamten spektakl poruszył kilka intrygujących wątków, obnażając m.in. daremność starań o to, żeby spośród wielomilionowej, wielogłosowej kakofonii wyodrębnić tę jedną, niepowtarzalną linię - własną.

Jarosz w przeciwieństwie do Garbaczewskiego mniej uwagi poświęca samym usiłowaniom rejestracji. Interesuje go to, co umyka obiektywowi aparatu fotograficznego, który zatrzymując czas, usuwa z kadru to co najistotniejsze. I sprawia, że uzależnieni od naciskania spustu migawki, utożsamiamy z prawdą o życiu to, co zostało sfotografowane, zapominając, że osoby po obu stronach obiektywu ulegają pokusie autokreacji.

Czułość poza obiektywem

Taki punkt wyjścia mógłby zaowocować ciekawymi rozważaniami. A niewykluczone, że i dziełem sztuki o atrakcyjnym dla widza, nieoczywistym przesłaniu. Jednak "Krzywiryjka" pożera uproszczony wykład psychologii i toporne moralizatorstwo. To opowieść o chłopcu (Grzegorz Mazoń), który na przekór obowiązującej dyktaturze uśmiechu wyciąga arsenał groteskowo wykrzywionych min, żeby z ich pomocą sprowokować w ojcu bliskość, czułość poza obiektywem aparatu fotograficznego.

W zestawieniu z pokrewnymi spektaklami ("Skarpety i papiloty", "Sam, czyli przygotowanie do życia w rodzinie") "Krzywiryjek" jest zdecydowanie najsłabszą propozycją tego nurtu. Przedstawienie jest nużące, narracja bezlitośnie obnaża ubytki logiki w tekście, uwiera niedostatek dramaturgii i wyrazistych postaci. Scenograficznie najlepiej wypada fotograficzne studio ojca bohatera - laboratoryjnie zimne, z groźnym okiem obiektywu w tle. Grzegorz Mazoń (Krzywiryjek), świetny jako Sam w "Przygotowaniu", gdzie znajdował sojuszników wśród pozostałych aktorów, a także w konstrukcji samego tekstu, w którym pojawiały się zwroty akcji, ale też uzupełniające ją piosenki, tu wydaje się samotny i bezradny.

Dla dzieci czy rodziców?

Tak jak w wypadku poprzednich spektakli nurtu - niezależnie od ich artystycznej jakości - i tu pojawia się pytanie, kto właściwie jest jego adresatem. Mały widz (przedstawienie jest anonsowane jako propozycja dla dzieci od lat sześciu wzwyż) czy raczej rodzic.

Ten pierwszy nie dostanie tu zbyt wielu atrakcji - trójka klownów, którzy na przyspieszony kurs zawodu powinni chyba zapisać się do specjalistów w tej dziedzinie, i pluszaki mieszkające w zoo, wyglądające jak powiększone do ludzkich rozmiarów tanie sklepowe maskotki wyczerpują ich listę, a i tak najżywsze reakcje wzbudzą grymasy Krzywiryjka.

Ten drugi może być rozczarowany schematycznością, z jaką został potraktowany problem, i brakiem prawdopodobieństwa, także tego psychologicznego. - Chciałbym, żeby mój tata okazywał emocje - mówi w pewnym momencie dziecięcy bohater. I jego głos brzmi nieprawdziwie, a tego fałszywego tonu nie jest w stanie złagodzić aktorska kreacja Mazonia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji