Nie jest źle w teatralnym Poznaniu (fragm.)
Dobiega szczęśliwie końca kolejny sezon na scenach Poznania. Teatry na czas wakacji zamykają swe podwoje i w większości z nich, niemal z marszu, instalują się brygady remontowe. Premier było nieco mniej niż zazwyczaj, ale więcej w tym sezonie już nie będzie. Można więc postawić, pojawiające się z reguły na tych łamach o tej właśnie porze, pytanie. Jaki był ten sezon dla teatralnego Poznania? Odpowiedź na nie podobnie zresztą jak i w poprzednich latach, znowu będzie pozytywna. A ocena działalności poszczególnych scen dramatyczna i tej jednej lalkowej, nader korzystna.
Podczas, gdy tyle mówi się teraz i pisze w kraju o kryzysie teatru, wciąż malejącym zainteresowaniu widzów, braku i pieniędzy i autentycznych wydarzeń artystycznych, w Poznaniu akurat, owych symptomów upadku i kryzysu, jakoś nie widać. Teatry funkcjonują nadal na pełnych obrotach. Nie narzekają na brak widzów. Nie mogą narzekać też na nierozumienie ich potrzeb ze strony władz. Na swój sposób jest to nawet paradoksalne, że właśnie teraz w czasach największego przecież finansowego kryzysu, znalazły się w końcu pieniądze i na remonty i na modernizację, więcej niż wysłużonych, poznańskich teatrów. Ale najbardziej chyba zaskakujący jest ów renesans sztuki teatralnego Poznania. Już wydawało się, że się on kończy. A przecież on nadal trwa. Gdziekolwiek bowiem by się pojawiły poznańskie teatry, za granicą czy na krajowych festiwalach wszędzie są chwalone i nagradzane. Teatr Nowy znowu został obsypany najwyższymi nagrodami za swoje przedstawienie "Dam i huzarów" w Kaliszu i na festiwalu polskiej klasyki w Opolu. Teatr Animacji także powrócił ze swoich festiwali z nagrodami, a ostatnio tak godnie reprezentował polski teatr lalek na międzynarodowych spotkaniach w Bielsku-Białej. Nie mówiąc już o Teatrze Wielkim, który mocno zaznaczył ostatnio swą obecność w kulturalnej Europie.