Artykuły

Załgana sielanka na prawdziwej słomie

Od czasu gdy Boy przekłuł latami nadmuchiwany balonik, nikt nie śmie już bajdurzyć o poczciwości dawnego obyczaju, tak barwnie odmalowywane­go we fredrowskich komediach. "Da­my i huzary" mogą tu być przykła­dem niemalże skrajnym: owoż imć Orgonowa w towarzystwie pary siost­rzyczek przyjeżdża stręczyć osiemna­stoletnią córkę trzykroć od niej star­szemu własnemu bratu, co - nawia­sem mówiąc - zdaje się być sprzecz­ne z prawem kościelnym i wymagało­by zapewne papieskiej dyspensy...

Najazd dam na wioskę Majora sta­nowi sprawnie działający motor ko­medii, zaś Fredro - mając w tej ma­terii nie najradośniejsze doświadczenia własne - charaktery starszych pań karykaturuje dość złośliwie, wszakoż i gromadka huzarów nie wychodzi w pełni zwycięsko z tej niełatwej pró­by charakterów. Safandułą okazuje się zwłaszcza Porucznik, który mimo dość już zaawansowanego tajemnego ro­mansu z Zosią bynajmniej nie próbuje walczyć o swoją miłość i tyle tylko umie poradzić dziewczynie, aby próbo­wała zyskać na czasie, pozornie ule­gając woli matki i kokietując wujaszka. Ta łże jak z nut, wcale zgrabnie odgrywając przewrotną komedię, aż Major biedaczysko tajeć zaczyna, co od biedy rozumiem, bo chociem od niego młodszy, gdyby mi jakaś urodziwa smarkula poczęła prawić podobne komplementa, też pewno bym zgłupiał, choć starszym panom głupieć stanow­czo nie uchodzi.

Co powikłane, zostanie oczywiście i rozplątane, dostanie Zosia swojego Porucznika, a i fortunkę Majora na do­kładkę, bo hojny zapis rozwiązuje tu sprawę, tak jak dwa majątki Klary pozwalają wołać "Zgoda! zgoda!" w finale "Zemsty". Owym handlowym podejściem do małżeństwa Fredro by­najmniej się jednak nie gorszy, jest realistą z krwi i kości, wie przeto, że komediowa konstrukcja konstrukcją, a życie życiem i jakaś solidna motywa­cja dla pogodnego zakończenia znaleźć się koniec końców musi.

"Jeżeli to jest życie "nieskompliko­wane", niechże je gęś kopnie. Mnie się ono wydaje diabelnie skomplikowane. I ani rusz nie umiem pojąć, na czym polega jego "pogoda", jego wyższość nad dzisiejszym, okrzyczanym życiem. Nie ma się na co oburzać; takie były obyczaje; ale rozczulać się, ale wzdy­chać do tego?"

Tak pisał Boy-Żeleński w roku 1925, od tego czasu minęło jednak kolejnych lat pięćdziesiąt, życie jeszcze bardziej się zdemokratyzowało, liczyć się wprawdzie zaczął status wykształcenia, ale przecież nie posag, czy jakieś tam arystokratyczne koligacje. Prawie już nie wiemy, co to znaczy "żenić się we własnej sferze", ba, nikogo nie zgorszy nawet romans z kucharką, zwłaszcza, że o kucharkę diablo trudno.

Owo narastające oddalenie w czasie powinno w zasadzie sprzyjać realiza­cjom fredrowskich komedii, wszystko bowiem było tak dawno, że - jak to mówią - "już nieprawda", niczego nadto nie bierzemy do siebie i nie próbujemy odczytywać poprzez do­świadczenia współczesności. Można grać "Damy i huzary" tak lub owak, stylo­wo lub nie bardzo, z wiernością dla munduru, lub bez wierności, trzeba je jednak grać wesoło i bujnie, z jakimś organizującym całość nasrzędnym po­mysłem, rzecz bowiem nie na solowych popisach się zasadza, a na zespołowym koncercie.

Zdzisław Dąbrowski - wsparty przez scenografa Zofię Pietrusińską - postanowił zagrać rzecz na prawdzi­wej słomie, z prawdziwą balią, w której Major moczy bose nogi i bodaj nawet z prawdziwymi gdaczącymi ku­rami, tyle że nagranymi na magneto­fon. Gdybym był kurą, pewno upom­niałbym się o tantiemy, szczęśliwie nie jestem, powiem więc tylko nieśmiało iż nie cieszyło mnie to nazbyt. W I akcie huczne oklaski zerwały się raz tylko, na istotnie efektownie po­myślane, ślicznie charakteryzujące postać Kapelana wejście Jubilata - Janusza Mazanka, wszystko inne ciąg­nęło się wszakże dość ospale, choć Jerzy Korsztyn w roli Porucznika wiercił się i podskakiwał niby harcerz na biwaku.

Akt następny - uświetniony wy­strzałem z moździerza - poszedł już znacznie żwawiej, w czym główna za­sługa pań wyraźnie górujących w tej nierównej bitwie. Ostrą, wyrazistą Orgonowa była Ewa Ździeszyńska, Ewa Frąckiewicz zagrała Anielę na pograniczu szarży, miała jednak kilka scen doprawdy burzliwie zabawnych, Halina Pawłowicz rolę Dyndalskiej po­traktowała nieco łagodniej, poprzez odmienność zastosowanych środków bardzo ładnie kontrastując z partner­kami.

Słodką - lecz nie przesłodzoną! - Zosią była Magdalena Cwenówna, mniej ciekawych propozycji miał nato­miast reżyser dla trójki pokojówek (Halina Miller, Wiesława Grochowska i Julitta Sękiewicz), które głównie ciekawsko wychylały głowy i stukały do okien swoich chlebodawczyń, choć one to właśnie - obok szeregowych huzarów - reprezentują w tej sztuce głos rozsądku.

Wspomnianych huzarów - w zasa­dzie z powodzeniem - zagrali Włodzi­mierz Musiał (Grzegorz), Mieczysław Antoni Gajda (Rembo) i Andrzej Łągwa (Kordesz); gorzej nieco poszło oficerskiej kadrze, którą - tu o wyba­czenie proszę - oceniałbym wedle szarży.

Rola Porucznika jest w sztuce rolą zdecydowanie najgorszą, przeto i Jerzy Korsztyn w zgodzie ze sceniczną tradycją nic z niej nie zdołał wycis­nąć. Ireneusz Karamon zagrał Rotmi­strza jakby bez przekonania, wąsy - z których prześmiewają się pokojówki - były zupełnie martwe, a przypom­nijmy sobie jak genialnie potrafiły, grać wąsy u Dyndalskiego!

Wreszcie Major, rola złożona, trud­na, pełna dwuznaczników, bo uczciwie powiedziawszy ten mocno niemłody pan - przy całej wielokrotnie wysła­wianej szlachetności - całkiem serio zaczyna zabierać się do naiwnej na­stolatki. Mirosław Szonert pamiętał o tym wszystkim dobrze, gdzie mógł, ro­lę tonował i tylko od czasu do cza­su, wyraźnie przymuszany przez au­tora, skakał prawie że w farsę, niby pływak w wodę. Dawało to wrażenie pewnej niespójności, gotów byłem ra­czej współczuć Majorowi, niźli się z niego prześmiewać.

Janusz Mazanek zagrał Kapelana z delikatnym, niemal serdecznym humo­rem, za co jedynie dziękować należy i prosić o jeszcze, co - proszę wie­rzyć - bynajmniej nie jest jubileuszo­wym komplementem.

A sam spektakl, cóż, może dojrze­je po kolejnych spotkaniach z widow­nią, może jeszcze przetoczy się przez salę huczny śmiech fredrowski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji