Artykuły

Proces nie tylko w Salem

W swej śmiałej polityce repertuarowej kierownictwo Teatru Dramatycznego m.st.Warszawy sięgnęło ostatnio po "Proces w salem" Artura Millera. Polska prapremiera tej sztuki stanowiła niejako inaugurację nowego sezonu teatralnego w tej ambitnej placówce scenicznej jaką jest Teatr Dramatyczny. Miller,45-letni pisarz - będący w pełni sił twórczych - znany jest u nas wprawdzie także jako autor sceniczny bardziej jednak jako maż słynnej gwiazdy amerykańskiego filmu - Marilyn Monroe ..

"Proces w Salem" (w oryginale: "The Crucible") - znany w Polsce z filmowej adaptacji tej sztuki,dokonanej przez Sartre'a,z Yvesem Montandem w jednej z głównych ról - wyszedł spod pióra autora w roku 1953,a więc w okresie,gdy "zimna wojna" osiągnęła szczyty. Fabułę dramatu stanowią autentyczne wydarzenia,które nastąpiły u schyłku XVII stulecia w obrębie przesiąkniętej surowym purytanizmem protestanckiej społeczności angielskich osadników na terenie gminy Salem (stan Massachussetts w północno-wschodnie części USA). Główną osią tych wydarzeń była seria procesów, wytaczanych o "czary",o "paktowanie z szatanem" - procesów, wylęgających się w klimacie rosnącego błyskawicznie obłędu, fanatyzmu,zakłamania i wilczej nienawiści jednych ludzi do drugich. Na tym tle - gdzie historia jest tylko ilustracją deklaracji ideowej autora - data powstania utworu był to m. in. okres tzw. Mac-carthyzmu urasta do rangi symbolu. Nie jest rzeczą przypadku,że do dramatycznych rozważań nad problemem odpowiedzialności jednostki ludzkiej wobec własnego sumienia Miller sięgnął do faktów,w których ukazany jest ucisk władzy fanatyków. Chociażby to była władza uznana przez lud,to przy wadliwym mechanizmie jej funkcjonowania staje się ona systemem ułatwiającym hodowlę ludzkiej podłości i głupoty - zamiast odwrotnie: ograniczać je.

W przedmowie do wyboru swych dramatów autor "Procesu w Salem" stwierdza m.in. iż najpotworniejsze było dlań uzyskanie pewności,że sumienie nie jest już sprawą osobistą, lecz sprawą podległą administracji państwowej. Widziałem,jak ludzie powierzali swoje sumienie innym ludziom i dziękowali im za to,że maja do tego sposobność..."

"Proces w Salem" nie jest dramatem historycznym,nie jest też tanim,sloganowym "orężem w walce z Ciemnogrodem" - jak by to niektórym ludziom dogadzało. Ta sztuka jest oskarżeniem, nawet nie skostniałej postawy protestantyzmu,czy innej odmiany chrześcijaństwa - lecz oskarżeniem nienawiści i fałszu wszędzie tam,gdzie występują one pod szyldem prawa, cnoty,obyczaju. Może tu i ówdzie Miller wpadł w ton publicystyczny,może gdzieniegdzie "przesłodził" sztukę pod względem tragizmu scenicznego,ale i tak pozostanie ona dziełem dramaturgicznym wysokiej klasy. Walory te w pełni wydobył spektakl warszawski,co jest głownie zasługą reżysera Ludwika Rene. Zrównoważony realizm,silne podkreślenie dialogów,zwłaszcza w III akcie sztuki - to główne atuty całości przedstawienia. Gra zespołu jest na ogół wyrównana, ale jak trzy wielkie gwiazdy konstelacji Oriona świecą tu:Jan Świderski,Halina Mikołajska,Ignacy Gogolewski. W trudnej,arcytrudnej roli Johna Proctora,roli grożącej "wskakiwaniem na koturny" - Świderski rozłożył swoje siły znakomicie: w końcowej przejmującej tyradzie już nie gra Proctora - jest nim ... Nie mniejszą - choć samym tekstem sztuki ograniczoną - kreację stwarza chyba Ignacy Gogolewski jako pastor Hale,którego przejmujące wołanie tuż przed opadnięciem kurtyny pozostaje długo w świadomości widza. A Mikołajska? Zresztą cóż tu pisać - to trzeba zobaczyć samemu. W sumie "Proces w Salem" jest chyba najlepszą nową pozycją sceniczną warszawskiej jesieni teatralnej.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji