Artykuły

Dwa spojrzenia na teatr

"Damy i huzary" Aleksandra Fredry oglądałem parokrot­nie, ale postanowiłem raz jeszcze obejrzeć tę sztukę w wykonaniu Państwowego Teatru Ziemi Łódzkiej. Okazja ku temu była szczególna. "Damy i huzary", wystawione przez ten teatr przed dwudziestu pięciu laty były pierwszym w moim życiu przedstawieniem. Bo chociaż wcześniej oglądałem ama­torskie przedstawienia, to wówczas w małej, wypełnionej do ostatniego miejsca sali, zetknąłem się pierwszy raz z "praw­dziwym" teatrem.

"Polowałem" dość długo na ju­bileuszowe przedstawienie. Teatr, choć w Łodzi ma siedzibę, rzadko występował dotychczas dla łódz­kiego widza. Dopiero niedawno, po przejściu pod mecenat Wydzia­łu Kultury i Sztuki Urzędu Mia­sta Łodzi, częściej pokazuje się w mieście, czego dowodem jest kilka sierpniowych przedstawień we własnej siedzibie przy ul. Koper­nika i na innych scenach. Dopiero po powrocie z urlopu udało mi się kupić bilet i obejrzeć przedstawienie, ale nie zamierzam pisać recenzji. Uczynili to wcześniej ko­ledzy po piórze. Chciałbym nato­miast wrócić pamięcią do tamtych pionierskich lat działalności tea­tru i do mojego pierwszego w ży­ciu przedstawienia.

Sala niedużej remizy strażackiej, do której właśnie doprowadzono elektryczność, wypełniona była po brzegi. Starzy i młodzi niezwy­kle żywo reagowali na każdy gest, każde słowo, płynące ze scenki, poza którą oprócz wąs­kiego przejścia, nie było żadnego zaplecza. Zgodnie z przywilejem najmłodszych zająłem miejsce w pierwszym rzędzie stojących tuż przy scenie i mogłem z bliska śle­dzić grę aktorów.

Dramaturg Zdzisław Skowroński, który jako przedstawiciel czasopi­sma "Teatr" uczestniczył przed 25 laty w inauguracji działalności łódzkiej sceny w Bogumiłowicach pod Pajęcznem, tak opisał później reakcję obserwowanego przez sie­bie 9-letniego chłopca: "ani na chwilę nie odrywa wzroku od sceny, wchłania każde słowo (...) z szeroko otwartych oczu malca spływają łzy. Wpatrzony w scenę, nie wie co wokół niego się dzieje. Oglądamy się - ten sam wyraz zupełnego poddania się urokowi teatru widzimy na twarzach wszy­stkich widzów".

Prawdopodobnie moja reakcja w czasie przedstawienia, oglądanego gdzie indziej była podobna, może nawet płakałem ze wzruszenia. W taki sam sposób, przeżywając do głębi akcje każdego spektaklu, oglądaliśmy "Balladynę", "Ożenek", "Pieją koguty" i inne przedsta­wienia, z którymi teatr często w owych czasach zajeżdżał do naszej wioski. Niektóre przedstawienia, kreacje aktorskie, ba! - nawet gesty i fragmenty tekstów pamię­tam do dziś tak dobrze, że gdy­bym miał zdolność rysowania (czego, niestety, nie mam), mógł­bym teraz jeszcze odtworzyć z pa­mięci postacie aktorów, ich mi­mikę i stroje.

Każdy przyjazd teatru był dla mieszkańców wsi dużym przeży­ciem, omal że świętem. Można by­ło bowiem zobaczyć wtedy zu­pełnie inny, bajeczny wprost świat. W pogodne dni w czasie antraktów aktorzy, z braku kulis, spacerowali w kostiumach po placu, wśród publiczności. Dla widzów była to okazja obejrzenia swoich wybrańców z bliska - z boku, z przodu, i z tyłu, a dla śmielszych i odważniejszych - zamiany kilku zdań z artystą.

Nie zawsze teatr przyjeżdżał w dni ciepłe i pogodne. Bywało, zja­wiał się podczas zadymki śnieżnej lub mrozu. Wówczas aktorzy, wychodząc na scenę, dygotali z zim­na, choć z widowni buchało gorąco od chłopskich palt, kożuchów i kurtek. Do dziś podziwiam sa­mozaparcie i wytrwałość ludzi sce­ny, z których wielu spektakle w niedogrzanych salach przypłaciło przeziębieniem. Jeśli dobrze pa­miętam, sala, w której oglądałem "Damy i huzary", dopiero 10 lat później otrzymała dwa duże kaf­lowe piece. Wtedy Teatr Ziemi Łódzkiej nie przyjeżdżał już do wsi.

Po pionierskim, niezwykle trud­nym dla zespołu okresie, kierow­nictwo i aktorzy teatru, który pierwotnie miał nosić miano Tea­tru Wiejskiego, zaczęli się bronić przed występami w świetlicach i szkolnych salach, remizach stra­żackich, nie opalanych, źle przygotowanych, bez żadnego, zaplecza scenicznego. W rezultacie tej obrony ograniczono ilość miejsco­wości do tego stopnia, że w ostatnich latach na liście zostały w gruncie rzeczy miasta i miastecz­ka, środkowej Polski oraz nielicz­nej wsie, dysponujące odpowiednia bazą. Na ten stan rzeczy złożyły się zapewne również inne przyczyny, których nie będę tu docie­kał. Od tamtych lat warunki pracy w terenie zmieniły się, choć nadal, jak uskarża się w "Odgło­sach" dyrektor Jan Perz, zdarzają się przypadki, że trzeba szukać człowieka, dysponującego kluczem od domu kultury, że przychodzi grać czasami w sali, gdzie szczęka się z zimna, pozbawionej gardero­by i najmniejszego chociażby zaplecza.

Wracając jednak do owego fenomenu lat pięćdziesiątych, kiedy to spontaniczne, niezwykle serdeczne i żywe przyjęcia były naj­większą nagrodą dla zespołu i po­zwalały mu łatwiej znosić nie­wygody, chciałbym podkreślić tu, że Teatr Ziemi Łódzkiej nie trafiał w czasie swych wojaży na grunt zupełnie dziewiczy, jak su­geruje Władysław Orłowski, kie­rownik literacki PTZŁ, pisząc w "Kalejdoskopie", że "dla większo­ści mieszkańców Bogumiłowic, którzy do ostatniego miejsca wy­pełnili salę, było to pierwsze zet­knięcie się z teatrem w ogóle".

Na wiele lat przed pierwszymi objazdami Teatru Ziemi Łódzkiej, działał we wsiach byłego woje­wództwa łódzkiego teatr amator­ski. Przygotowywał on mieszkań­ców pozbawionej elektryczności wsi na przyjęcie teatru zawodo­wego. Kiedy jeszcze pracowałem w powiatowym domu kultury, wypożyczaliśmy amatorom setki tekstów sztuk teatralnych i kostiumów. Z tamtych lat pamiętam pierwsze spotkania z kierownika­mi wiejskich teatrów amatorskich. Rolnik Czesław Białas był w Popowicach pod Wieluniem duszą teatru amatorskiego, który każde­go roku wystawiał przeciętnie dwie sztuki, przybliżając miesz­kańcom okolicy utwory Fredry, Zapolskiej. Gogola i innych klasyków literatury.

Nauczycielka Felicja Budzikowa z Konopnicy objęła prowadzenie zespołu amatorskiego, który miał jeszcze dalej sięgające tradycje, tyle że przed wojną wystawiał "sztuczki i komedyjki" jak np. "Błażek opętany", "Prządka pod krzyżem", "Gorzałka", czy "Chło­pi - arystokraci". Dzięki pracy Budzikowej zespół porzucił "sztu­czki, komedyjki i jasełka" i w czasie dwudziestoparoletniej dzia­łalności coraz śmielej sięgał po sztuki bardziej ambitne, do wy­bitnych pozycji literatury polskiej i światowej.

Takich działaczy jak Białas i Budzikowa pracowało na wsi (i nadal pracuje) wielu, ciągnąc z dużym trudem oporny wóz Tespisa.

Dygresję o amatorskim ruchu teatralnym na wsi wtrąciłem nie po to, aby z okazji jubileuszu PTZŁ umniejszać jego wkład i zasługi w rozwój kultury. Wprost przeciwnie, chciałbym podkreślić; iż teatr ten trafiając na podatny grunt, wywarł duży wpływ na rozwój teatrów amatorskich, które czerpały zeń wzory. Wydaje się, że zagadnienie to warte jest oso­bnego studium.

Jak informuje "Kultura", Teatr Ziemi Łódzkiej - pierwsza w Polsce scena objazdowa - dał w swym dwudziestopięcioleciu 11 ty­sięcy przedstawień. Obejrzało je ponad 3 miliony widzów. Znako­mity dorobek! Wśród 125 premier znalazły się dwie premiery tej samej sztuki znakomitego pisarza, Aleksandra Fredry - "Damy i huzary". Porównując obie premie­ry, znawca teatrów łódzkich Mie­czysław Jagoszewski pisze (Dziennik Popularny nr 149), iż spektakl w Bogumiłowicach był "na pew­no interesujący, ale nie pozbawio­ny braków i to dość poważnych. Natomiast kształt zainterpretowania "Dam i huzarów" przez zespół Teatru Ziemi Łódzkiej, teraz, w 25-lecie działalności, dowodzi swy­mi walorami, jak bardzo w międzyczasie teatr rozwinął się".

Ja jednak, nie bacząc na autorytet redakcyjnego kolegi i nie przecząc, że teatr poczynił duże postępy, obstaję przy "swojej" premierze sprzed 25 lat. Wydaje mi się, że tamte "Damy i huzary" były barwniejsze, żywsze, cie­kawsze, po prostu leniej wystawione. Ale tymczasem obej­rzałem sporo znakomitych kreacji i jako widz stałem się bardziej wymagający, co zresztą dotyczy nie tylko mnie. Zauważyło to wcześniej i wyciągnęło odpowied­niej wnioski kierownictwo teatru który w nowe 25-lecie wkracza z perspektywą posiadania dwóch sal widowiskowych w Łodzi. W oparciu o nie planuje się utwo­rzenie jeszcze jednej sceny dramatycznej. Wtedy teatr, nie rezygnując z wyjazdów w teren, mógłby dawać więcej, niż dotychczas przedstawień dla łódzkiego widza.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji