Sierpniowe straszaki
Nie będę odkrywczy i oryginalny, sprawa jest bowiem nienowa i była podobno w przeszłości rozpatrywana. Tyle tylko, że się nic w niej nie zmienia.
Co roku o tej porze, ściśle mówiąc pod koniec lipca i przez większą część sierpnia, teatry łódzkie są zamknięte na cztery spusty. Tak jest od wielu lat, z wyjątkiem ubiegłorocznych poczynań Teatru im. Jaracza, toteż przywykliśmy już, a raczej zostaliśmy do tego stanu rzeczy przyzwyczajeni przez władze kulturalne miasta.
Utarło się więc, nie bardzo wiadomo dlaczego, że sierpień jest dla teatrów gorszy od lipca, mimo iż na dobrą sprawę oba miesiące letnie, typowo urlopowe, są dla Melpomeny jednakowo nieprzyjazne, a nawet można by sądzić, iż sierpniowe wieczory, jako dłuższe i chłodniejsze od lipcowych, bardziej zachęcają do odwiedzenia teatru. Ala wbrew temu właśnie aż do drugiej połowy lipca wszystkie sceny dramatyczne grają co wieczór przy pustej na ogół widowni.
I w tym roku nie inaczej, a nawet o tyle gorzej niż w poprzednim, że zamiast dwu scen Jaracza czynna jest, i to kilka razy na cały miesiąc, w swojej siedzibie lub w łódzkim plenerze (bo resztę w objazdach) scena Teatru Ziemi Łódzkiej, któremu w sukurs od połowy miesiąca przyszedł Teatr Muzyczny i lalkowy dla dzieci "Pinokio". Co znamienne, że w tym samym okresie potrzeby kulturalne mieszkańców stolicy zaspokaja aż 9 scen, w tym dwie muzyczne i jedna młodzieżowa. Dysproporcja ogromna, niewspółmierna do ludnościowych relacji.
Wydaje mi się, że obrońcy dotychczasowej sytuacji nie mieliby dość przekonujących argumentów, poza, być może, wskazywaniem na ubiegłoroczne niepowodzenia sierpniowe obu scen im. Jaracza. Łatwo byłoby przeciwstawić temu komplety na tegorocznych (nieczęstych wprawdzie) przedstawieniach "Dam i huzarów" w Teatrze Ziemi Łódzkiej,
Tak czy inaczej szablon urlopowy, stosowany dotychczas w placówkach profesjonalnej kultury, jest nie do utrzymania. Nie trzeba chyba uświadamiać nikogo o tym, że przynajmniej półmilionowej ludności pozostającej w mieście w czasie urlopów należy się coś od teatru i że przedstawienia wybitne lub bardzo głośne, na które widzom trudno dostać się, powiedzmy w czerwcu, miałyby też szansę w miesiącach urlopowych. Słowem, odpowiedni dobór repertuaru, szeroko zakrojona informacja, a może i organizacja widowni w porozumieniu z zakładami pracy, powinny przyczynić się do przełamania sierpniowego zastoju.
Moim zdaniem, trzeba tylko wyplenić zakorzenione przez praktykę wielu lat przeświadczenie, że po lipcowym święcie nic się już w łódzkiej kulturze i sztuce nie dzieje. Być może, trzeba by jeden sezon spisać na straty, ale rzecz wydaje się do odrobienia i należy o tym pomyśleć zawczasu już teraz, zanim zapomnimy o całej sprawie przed powrotem urlopowego sezonu.