Artykuły

Pochlebstwo

Fredro chętnie wpisywał w motta swoich komedii tzw. złote myśli. Przeważnie były to spostrzeżenia do­tyczące złożoności ludzkiej psychiki. Motto "Dam i huzarów" mówi o pochlebstwie, które ma "smak osob­liwy" i łapie się na nie nawet ten, kto je początkowo odrzuca. "Damy i huzary" są m.in. także egzemplifikacją owej myśli o pochlebstwie. Major - dzielnie i rozsądnie - od­piera początkowo namowy swoich sióstr do ożenku z młodziutką krewniaczką. Kiedy jednak i Zofia, chcąc go utwierdzić w słusznej postawie stosuje niebezpieczną metodę oddziaływania pośredniego i a rebours, czyli udaje zachwyconą tymi matrymonialnymi planami, następuje tzw. "moralne rozmięk­czenie" Majora. Zofia przegrywa swój "egzamin z psychologii". Roztropny dosyć, zatwardziały stary kawaler daje się wziąć na lep słodkich słówek. Gotów się żenić. I trzeba mu dopiero krzy­wego zwierciadła w postaci rówieśnika - Grzegorza, też pro­jektującego małżeńskie szaleństwo z niedobraną wiekiem oblu­bienicą, żeby oprzytomnieć. Skłonność do tracenia głowy, samo­krytycyzmu i poczucia rzeczywistości pod wpływem czyichś po­chlebnych słów - to smutna ludzka cecha. Skutki jej dałoby się ukazać w klimacie drapieżnej satyry i gorzkiej ironii. Jednak Fredro - komediopisarz jest znacznie bardziej dobroduszny niż Fredro - psycholog. W "Damach i huzarach" zwycięża więc zdrowy rozsądek i miłość - nie tylko żarliwa i liryczna, ale i całkiem rozsądna ("jeszcze jak uchodzi" słusznie powiada o niej Kapelan).

Można - mimo happy-endu - zagrać "Damy i huzary" trochę z nachyleniem ironiczno-satyrycznym, szukając w tekście właśnie Fredry - psychologa i sceptyka, krytycznie oceniają­cego ludzi. Ale wtedy zostałyby może przygaszone inne walory komedii: humor i werwa, barwny, żywy obraz środowiska i "dawnego obyczaju", swoisty koloryt epoki i atmosfera (to, co nazywano niegdyś "pierwiastkiem narodowym").

Józef Wyszomirski wyreżyserował w Bielsku sztukę Fredry tak, by pokazać autora przede wszystkim jako mistrza komedii. W barwnym spektaklu, pełnym ruchu, tempa i humoru, wy­punktował kunsztowną konstrukcję tekstu (paralelizm postaci i scen oraz swoistą symetrię, służące komizmowi). Także - elementy farsowe (bliskie trochę Goldoniemu) zharmonizowa­ne z realizmem psychologicznym. W miejsce cierpkawej zadu­my nad różnymi negatywnymi wpływami pochlebstwa na ludzką psychikę - otrzymujemy raczej coś na kształt przyczynku do ludowo-baśniowej mądrości, zawartej w przysłowiach typu: "gdzie diabeł nie może, tam babę pośle". Ujęcie to - bardzo konsekwentnie utrzymane w całości przedstawienia - dostar­cza widzom znakomitej zabawy. Prezentuje Fredrę znakomitego "technika", Fredrę uśmiechniętego, tuszując jego niewątpliwą tendencję do mizantropii. Ciepły, pogodny humor zdominował nawet to, co u bohaterów Fredry jest niewątpliwie brzydkie: despotyzm i bezwzględność trzech sióstr Majora, zwłaszcza - interesowność Orgonowej (choć byłby w siostrach wręcz ma­teriał na wariant trzech wiedźm z Makbeta).

Każda prawie scena ma dużą dynamikę i wyrazistość. Odnotować warto m.in. kapitalne momenty przekonywania i "kuszenia" Majora przez siostry i siostrzenicę, Rotmistrza przez Anielę a Grzegorza - przez trójkę trzpiotowatych pokojówek ( scena z aż trzema "Zuzannami" i jednym starcem przedstawiona została omal że baletowo, przy czym nie ma w niej nic, co mogłoby budzić niesmaczne skojarzenia z pokpiwaniem ze starości przez młodość; Grzegorz śmieszny jest tylko jako połykacz pochlebstw i niezdecydowany w wyborze adora­tor). Dalej - wielkie qui pro quo: dialog Rotmistrza i Grzego­rza, przekonanych, że mówią o jednej kobiecie, nie o dwóch. Albo - nie dochodzące do skutku dwa pojedynki i oprzytom­nienie z uczuciowego czadu ich bohaterów. Spotkania zakocha­nych - Zofii i Edmunda - pozbawione niepotrzebnej ckliwości, miały w sobie też wdzięk i zabawność. Dobrym pomysłem było pokazanie na scenie omdlenia trzech dam, które w tekście ma miejsce za kulisami.

Przytulne, pełne uroku staroświecczyzny (podanej z leciutkim przymrużeniem oka i zarazem nastrojowo) wnętrza Jerzego Feldmanna dobrze współbrzmiały z charakterem inscenizacji.

Majora łączącego huzarską szorstkość z dżentelmeńską kurtu­azją i bezgraniczną cierpliwością wobec dam oraz z ofiarną goś­cinnością - grał Mieczysław Ziobrowski. Przełom wewnętrzny Rotmistrza - początkowo szczególnie zawziętego wroga kobiet - demonstrował Stanisław Michno. Gorszącego się zabawnie Kapelana grał Marian Maksymowicz. Trzema agresywnymi sio­strami - Orgonową, Dyndalską i Anielą, były Lidia Maksymo­wicz, Janina Widuchowska i Jolanta Szajna (bardzo nam się podobała koncepcja postaci Anieli; nie ma ona cech tzw. "prze­granej starej panny", domyślamy się, że nie wyszła za mąż głównie z racji przykrego charakteru). Barbara Pohorecka, Ewa Niestrój i Iwona Wierzbicka grały Józię, Zuzię i najbardziej energiczną Fruzię. Zakochanymi byli Małgorzata Nieśpiałowska i Włodzimierz Chrenkoff. Jako Grzegorz wystąpił Stanisław Kosmalewski a jako Rembo - Stanisław Kieresiński. Muzykę opracował Tadeusz Kocyba.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji