Co piszą inni?
Wesoła skądinąd redakcja "Szpilek" zna, jak się okazuje, granice poczucia humoru. Piórem F. Z. K. tak oto odsądza od czci i wiary Wojciecha Młynarskiego za "Cudzoziemszczyznę" wystawianą w Teatrze Rozmaitości: "Reżyseria p. Kilkowskiej idzie tu o gorsze ze scenografią (Kosa Gustkiewicz). Jest to prawdopodobnie ta Kosa, która trafiła na kamień. Gdyby rzecz nie przypominała raczej substancji miękkiej i podatnej"...
Na początek subtelne żarciki, a dalej: ,,W piosenkach i dygresjach poszalał sobie zdrowo p. Młynarski. (...) Najwięcej dostało się przy okazji "teatrom-ambulatoriom" i kabaretowi, co, wziąwszy pod uwagę rodowód p. Młynarskiego, musi budzić zdumienie. (...) Przedstawienie "Cudzoziemszczyzny" adresowane jest do szkół. I to właśnie skłania do sprzeciwu. Wątpliwa to lekcja teatru, jeszcze wątpliwsza wydaje się wymowa spektaklu. Inaczej to wyglądało w czasach Fredry, inaczej wygląda dziś problem cudzoziemszczyzny, zredukowany w utworze do kpin z brzmienia obcych języków i akceptacji przaśnej swojskości. Niech nas nie zwodzą strofy finału: ta sztuka, w wersji "Rozmaitości" brzmi fałszywie!" Następuje skrótowe wyjaśnienie, co się zmieniło od czasów Fredry (upowszechnienie nauki języków obcych i postawy "otwartej" na świat oraz ideologia). Liberum veto "Szpilek" na przedstawienie "Cudzoziemszczyzny" wynika z nieporozumienia. Trudno trochę polemizować z ideologią niesioną przez obce wpływy, skoro współczesna "cudzoziemszczyzna" proponuje młodzieży właśnie zamiast ideologii zajęcie się modnymi strojami, pielęgnacją bujnej fryzury i słuchaniem tępoogłuszającej muzyki. Egzorcyzmowanie Młynarskiego w wersji F. Z. K. brzmi fałszywe.
Strona 2 "Życia Literackiego" bywa ostatnio niezmiernie interesująca. Niestety nie z racji zamieszczanego tam stale "przeglądu prasy", gdzie numer "Człowieka i światopoglądu" poświęcony Boyowi relacjonuje się wyjątkami pomnikotwórczymi, inne pomijając lub odsyłając do pierwowzoru.
Zbigniew Załuski w "Filmie" (nr 15) o "Nagrodach i odznaczeniach": "Miara cierpienia i egzystencjalnego bólu jest w końcu jednakowa i niezależna od przekonań politycznych. Jednakowa jest też wspólna śmierć dotychczasowych wrogów, paradoksalny rezultat dobrej woli i najserdeczniejszej troski ich przełożonych i opiekunów... Może właśnie dlatego ta opowieść filmowa nigdy nie oddala się w chmury dętych uogólnień, przemawiają do nas ludzie i okoliczności, w których to się dzieje. Prawdziwie brzmią dialogi nie na-faszerowane symbolicznymi wtrętami, a aktorzy mając co grać, tworzą wiele udanych kreacji. Oprócz ról męskich, wyróżniłbym jak zwykle znakomitą kreację Barbary Wrzesińskiej .
Aleksander Małachowski opisuje w "Kulturze" sytuację środowisk twórczych ("Pamiętnik współczesny", 21 IV 74): "Mimo pozorów pewnego chaosu, sytuacja w środowisku literacko-artystycznym jest ustabilizowana. Role zostały rozdane i wszyscy dosyć wiernie tego przestrzegają. Można więc bez ryzyka wielkiej pomyłki przewidywać co się stanie, gdy nastąpi jakieś wydarzenie. Wiadomo kto, jak, i na co zasługuje. Na kolejny szyderczy film Wajdy zawsze ci sami ludzie odpowiedzą potępiającym krzykiem, zaś inni, ale też zawsze ci sami, napiszą pochwały, z tym, że w obu tych grupach sądów istotne wartości lub błędy filmu zostaną zapewne pominięte i w dyskusji więcej będzie mowy o Wajdzie niż o jego dziele. Łatwo było także prorokować, kto potępi "Wariacje Pocztowe" Brandysa, a komu solą w oku stanie się teatr Filipskiego". Dalej autor stwierdza, że: "Tak zwami liberałowie są równie twardogłowi jak ich przeciwnicy, i jedni, i drudzy uważają, iż wydarzenia cenione przez obóz przeciwników nie powinny mieć w ogóle nigdy miejsca w naszym kraju". Dwa wszakże nasuwają się uzupełnienia; raz - role zostały rozdane bardzo dawno, tylko potencjały były różne; dwa - istnieje wyjście trzecie, rzeczowa mianowicie dyskusja, do której zapraszamy od pewnego czasu na tych łamach. Chwilowo dyskutanci słabo dopisują, natomiast armia egzorcystów w kluczu wskazanym przez red. Małachowskiego rośnie. No i co z tym fantem robić?