Artykuły

Zawsze celuję wysoko

- Lgną do nas wolontariusze, studenci, przyjaciele. Nie wychodzę ze zdumienia, że to wszystko się kręci, ale najwyraźniej kręci się! - mówi KRYSTYNA JANDA o swoim Teatrze Polonia w Warszawie.

Teatr Polonia w Warszawie, prywatne przedsięwzięcie Krystyny Jandy, to najmłodsza polska scena zawodowa. I choć prawdziwy bój o jego istnienie dopiero się zaczyna, to trudno nie być optymistą, widząc rezultaty uporu, zapobiegliwości i pomysłowości znanej aktorki. Postawiła ten teatr na jedną, głównie finansową kartę, angażując w jego uruchomienie własne pieniądze, ale zjednała sobie także wielu sojuszników. W błyskawicznym tempie przeszła od projektu do realizacji. Po szesnastu miesiącach Teatr Polonia uruchomił scenę kameralną i przedstawił dwie premiery, ciepło przyjęte przez publiczność i znakomitą większość recenzentów. Teraz Polonię czeka kontynuacja prac remontowych i... kolejne przedstawienia na afiszu. Otwarcie Teatru Krystyny Jandy nie było tylko sensacją towarzyską (choć trudno tego nie zauważyć); było przede wszystkim dobrą wróżbą dla tych, którym zależy na rozwoju polskiej kultury.

DZIENNIK ZACHODNI: Dziękuję, że zgodziła się pani z nami porozmawiać, choć... trochę dręczy mnie sumienie. Właśnie zeszła pani ze sceny po dwugodzinnym sam na sam z publicznością w spektaklu "Ucho, gardło, nóż", który aż kipi emocjami, a w dodatku to trzecie po premierze przedstawienie, więc pewnie stres jeszcze gdzieś się w pani kołacze?

KRYSTYNA JANDA: Jestem po spektaklu, a wtedy wszystko się uspokaja. Nie ukrywani, przed tą premierą czułam wyjątkowe napięcie, bo to wyjątkowy tekst; kontrowersyjny i brutalny w wielu warstwach, nie tylko językowej, prawdziwe wyzwanie. Miałam obawy, jak publiczność przyjmie i moją bohaterkę, i tę historię.

DZ: Ale udało się. Obserwowałam dziś publiczność i obserwowałam siebie. Pani kieruje naszymi reakcjami od pierwszej chwili, a my idziemy za panią jak po sznurku. Przez pierwszy kwadrans mamy tylko obawy, czy możemy się śmiać; to przecież opowieść o tym, co wojna robi z tak zwanym normalnym człowiekiem!

KJ: Właśnie! Ten śmiech to mój problem. Publiczność powinna się śmiać, ale śmiech powinien gwałtownie gasnąć w wybranych momentach. To moja praca, walka, cel - podanie tekstu na poziomie, odpowiednim do znaczenia problemu. Wczoraj wyjechała z Warszawy autorka książki, na podstawie której zbudowałam monodram - Vedrana Rudan. Po premierze powiedziała mi, że odetchnęła z ulgą, gdy usłyszała śmiech publiczności, bo marzyła o nim, kiedy pisała swoją historię (choć potem zaczęła się zastanawiać, czy publiczność nie śmieje się z kolei za często). Z szokiem, z powojenną traumą można rozprawić się na wiele sposobów; ona uważa, że złe wspomnienia można obłaskawić także obracając je w wisielczy żart. Rzecz w tym, że w Chorwacji jeszcze nikt się z tej opowieści nie zaśmiał, a monodram grany jest od trzech lat. Jeszcze jest za wcześnie, jeszcze nie pora. Vedrana czeka na dzień, kiedy publiczność chorwacka odważy się śmiać w czasie przedstawień granych właśnie tam. W tej chwili czeka na premierę nowojorską, zaczynają się też próby we Francji. Powiedziała mi, że z warszawskiej Tonki w moim wykonaniu jest bardzo zadowolona.

DZ: Mam wrażenie, że do sukcesu spektaklu przyczyniło się także miejsce prezentacji. Bo ten pani teatr to jest jakieś niezwykłe miejsce. My rozmawiamy w dekoracjach, na widowni dalej siedzą ludzie i... też dyskutują. Nikt niczego nie zamyka, nikt nie każe odbierać płaszczy z szatni. Pachnie kawą. Wygląda na to, że pani nie jest właścicielką, tylko gospodynią.

KJ: Nam też nie chce się stąd wychodzić, choć poza prościutkim, eleganckim (prawda, że jest elegancki?) holem, nasza Polonia ciągle wygląda jak plac budowy.

DZ: Nam, to znaczy komu?

KJ: Pracującym tu i gościom na widowni, na szczęście, także. Tak naprawdę to ten teatr prowadzą trzy osoby. Mniej się nie da.

DZ: Ależ tu jest cała gromada obsługi!

KJ: Lgną do nas wolontariusze, studenci, przyjaciele. Nie wychodzę ze zdumienia, że to wszystko się kręci, ale najwyraźniej kręci się! Pewnie dlatego, że nikt z nas nie ma w sobie urzędniczego zadęcia.

DZ: Skąd w pani tyle desperacji i odwagi? Pół Polski pani kibicuje, a pół liczy to, co pani sprzedała i z czego zrezygnowała.

KJ: A ja nie mam czasu śledzić, kto i co mi liczy. Mam na głowie poważniejsze problemy. Inwestycyjne i organizacyjne; artystyczne, paradoksalnie, na razie nas nie dręczą. Co zaś do desperacji, to myślę, że desperatką mogłabym się czuć wtedy, gdybym była sama i opuszczona. Ale wokół mnie pełno ludzi; przyjaciele i rodzina sprzyjają moim pomysłom. Mama, siostra i córka pomagają, do teatru ciągle przychodzą jacyś ludzie z ofertą wsparcia. Ale najważniejsza jest to, że moi widzowie mnie nie opuścili. Zjawili się jak jeden mąż, od pierwszego wieczoru, solidarnie i ufnie, życząc nam szczęścia i uznając to miejsce za swoje. Teraz martwię się tym, że kończą się zapasy finansowe, a huk roboty jeszcze przed nami. Duża scena - przyszłe serce tego teatru - prawie nie ruszona. A za to pięknie zaprojektowana, na 290 osób, amfiteatralnie, ze świetną widocznością i akustyka.

DZ: Pani się zna na projektach, murowaniu, klimatyzacji?

KJ: Przez ten rok zdążyłam nauczyć się wielu rzeczy i nauczę się kolejnych, jeśli będzie trzeba. No i ja mam talent do wyszukiwania trudności i komplikacji. Celuję wysoko; zawsze i w każdej sprawie.

***

W kolejce do "Fioletowych ponczoch"

Podwórko ciemne, ale do odremontowanego wejścia Teatru Polonia łatwo trafić po drodze, obramowanej płonącymi latarenkami. Do spektaklu zostało jeszcze czterdzieści minut, widownia małej sceny, zwanej "Fioletowymi pończochami", w połowie jest już jednak zapełniona. Wieść, że nowy monodram Krystyny Jandy pt. "Ucho, gardło, nóż" wart jest natychmiastowego obejrzenia rozeszła się szybko. To już druga (po "Stefci Ćwiek w szponach życia") premiera w tym teatrze, choć czynna jest tylko owa mała salka. Idąc na widownię, można zerknąć przez wewnętrzne okno na potężne gruzowisko, szare od pyłu. To scena duża; na razie nieco wirtualna, ale przedsięwzięcie, zwane po prostu Teatrem Krystyny Jandy, ma to do siebie, że wirtualne za chwilę jest już realne.

Od pomysłu do pierwszej premiery minęło praktycznie tylko kilkanaście miesięcy. Wiosną ubiegłego roku powstała Fundacja Krystyny Jandy na rzecz Kultury, a nieczynne kino Polonia - położone idealnie, bo w samym centrum Warszawy, przy placu Konstytucji - fundacja wykupiła (1,5 mln zł) z początkiem tego roku. Aktorka zainwestowała w realizację planów prywatne pieniądze - sprzedała między innymi dom i uruchomiła rodzinne oszczędności. Znaleźli się też sponsorzy, w znakomitej większości rachunki inwestycyjne pokrywała jednak dotąd sama. Krystyna Janda jest osobą o szczególnej osobowości; wrażliwa i emocjonalna, a jednocześnie wyjątkowo pragmatyczna i dokładna, dobrze waży każdą decyzję. Postanowiła zatem, że dotacje (między innymi od władz miejskich) i wpływy z biletów pójdą na realizację kolejnych przedstawień, a remont ciągle pozostanie na jej głowie. Być może uda się jej uruchomić środki unijne, nie ustaje też walce o kolejnych mecenasów. Teatr Polonia już przyciąga publiczność. Ludzie przychodzą, nie ma co ukrywać, przede wszystkim po to, żeby spotkać się z Krystyną Jandą (na przedstawieniu albo kuluarach) i trochę z ciekawości; przedsięwzięcie ma wielu orędowników i kilku wiernych niedowiarków.

Widzowie szybko wchodzą jednak z Teatrem Polonia w przyjacielskie relacje - taki tu po prostu panuje klimat i nie ma sensu analizować tego zjawiska. - A będzie jeszcze milej - mówi Krystyna Janda - gdy uruchomimy kawiarnię z prawdziwego zdarzenia (na razie jest barek), a budynek będzie żyć od rana do wieczora. Marzą nam się różne formy działalności, prezentacje zaprzyjaźnionych scen i pokazywanie wszystkiego, co w sztuce niebanalne.

Na razie na scenie "Fioletowe pończochy" planowane są następne pozycje repertuarowe, nad którymi pracują Małgorzata Szumowska i Przemysław Wojcieszek. Temu teatrowi na pewno nie będzie trudno pozyskać do współpracy ambitnych zapaleńców.

Na zdjęciu: Krystyna Janda na budowie swojego Teatru Polonia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji