Zza kulis
- Autobiograficzna "Szklana menażeria" Tennessee Williamsa, którą reżyseruję w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu (premiera 14 września), trafia do mnie w szczególny sposób, bo przypomina mi też o moim domu, dojrzewaniu. To będzie spektakl, w którym odezwą się demony z mojego rodzinnego piekła - mówi Jacek Poniedziałek w Pani.
W dramacie mamy dysfunkcyjną rodzinę. Histeryczną i nadopiekuńczą matkę, która nie potrafi zaszczepić w dzieciach dumy i wiary w siebie - wręcz przeciwnie, przelewa na nie własne lęki i niepokoje. Wiecznie nieobecnego ojca, pewnie alkoholika i bawidamka. Nadwrażliwego syna poetę, alter ego autora. Wreszcie córkę - niepełnosprawną, bezrobotną starą pannę, która boi się przyznać, że nie chodzi do szkoły, za którą zapłaciła matka.
To będzie spektakl, w którym odezwą się demony z mojego rodzinnego piekła. W biednych rodzinach ich materialna mizeria, fatalne warunki bytowe i lęk o przyszłość bywają często katalizatorem konfliktów i prowadzą do jeszcze większych nieszczęść. Chcę, aby ten spektakl mówił o tym, jak nędza odbiera człowiekowi godność i niszczy więzy rodzinne, jak determinuje i jak upadla. W didaskaliach u Williamsa jest takie zdanie: "Do wnętrza prowadzą schody przeciwpożarowe, których nazwa ma akurat w sobie coś z poezji życia, gdyż we wszystkich tych domach powoli i nieustępliwie płonie ogień ludzkiej rozpaczy". Bardzo mnie to poruszyło, bo ja dobrze znam takie domy, sam w jednym z nich dorastałem.
W moim spektaklu w warstwie estetycznej przeniesiemy się do przełomu lat 60. i 70. To, co jest w nim współczesne, to emocje. Pokazujemy je ostro i bez retuszu. Sceny kłótni powinny być wręcz apokaliptyczne.