"Caligulo, wróć!"
Krzysztof Babicki prawdopodobnie zrobił najlepsze przedstawienie, odkąd przyszedł do Lublina. Piszę prawdopodobnie, bo żeby się upewnić, z przyjemnością pójdę na "Caligulę" jeszcze raz.
Reżyser wziął na warsztat dzieło życia Alberta Camusa, w którym znakomity pisarz sportretował Gaiusa Juliusa Caesara, trzeciego po Oktawianie Auguście i Tyberiuszu władcę Cesarstwa Rzymskiego zwanego Caligulą, którego rzymscy historycy przedstawili jako niepoczytalnego despotę, tyrana i sadystę. Camus podał w wątpliwość sądy Swetoniusza, Tacyta i Seneki.
Jego Caligulą po śmierci ukochanej siostry Druzylli znika na trzy dni. Poznajemy go na scenie, gdy wraca odmieniony przez cierpienie. Śmierć nie jest w stanie zagłuszyć przejmującego poczucia pustki młodego cesarza. Urządza swoim poddanym krwawe widowisko, niszczy porządek, gwałci sprawiedliwość, arogancja władzy sięga zenitu.
"Gdybym dostał księżyc, gdyby wystarczała miłość - wszystko by się zmieniło. Lecz jak zatamować to pragnienie?"- pyta cesarz. Krzysztof Babicki przewrotnie pokazuje dramat osamotnionego cesarza, który wobec swoich senatorów i poddanych udaje szaleńca. Szymon Sędrowski gra Caligulę idealistę, który w okrutny sposób sprawdza, czy w teatrze władzy wszystko jest dozwolone i czy każdą granicę można przekroczyć. W rytm znakomitej muzyki Marka Kuczyńskiego zapada nam w umysły i serca brutalna prawda, że dzisiejszy świat polityki i władzy jest na tyle skorumpowany i arogancki, że być może oczyściłby go powrót współczesnego Caliguli.
Szymonowi Sędrowskiemu partnerują bardzo dobra Aneta Stasińska w roli Cezonii, żony Caliguli, oraz Jacek Król w przejmującej roli Scypiona. Wielką radość sprawia publiczności znakomita Jadwiga Jarmuł w roli Bachusa. Perełek aktorskich jest więcej, a brawa należą się całemu zespołowi aktorskiemu, który w skupieniu i bez zbędnych emocji przedstawia historię Caliguli.
Bardzo dobry spektakl Krzysztofa Babickie-go, wsparty znakomitą organizacją przestrzeni scenicznej (Marek Braun) i świetnymi kostiumami (Barbara Wołosiuk) w oszczędny i precyzyjny sposób przedstawia tragedię Caliguli, przywódcy, który swemu ulubionemu koniowi wymurował marmurową stajnię i żłób z kości słoniowej, chciał nawet mianować go konsulem. Kto wie, czy gdyby nie zginął zamordowany w wieku 29 lat, nie zrealizowałby przewrotnego zamiaru.
Najbardziej okrutne jest to, że i dziś bywa obojętne, kto w Polsce piastuje ważne urzędy: koń, osioł czy człowiek.