Wszystko na jedną kartę
Teatr Montownia to Adam Krawczuk, Maciej Wierzbicki, Rafał Rutkowski i Marcin Perchuć. Są absolwentami Wydziału Aktorskiego warszawskiej Akademii Teatralnej. Już na IV roku studiów wiedzieli, że chcą pójść własną drogą, odrzucili propozycje angażu do renomowanych warszawskich teatrów. Od pięciu lat są partnerami w pracy i przyjaciółmi w życiu.
Na pomysł założenia własnej grupy wpadli po wystawieniu w szkolnym kole naukowym "Zabawy" Mrożka. Dostali propozycję grania tego spektaklu w Teatrze Powszechnym, Stanisław Tym specjalnie dla nich napisał jednoaktówkę "Skarb". To był sukces mierzony licznymi nagrodami. Przedstawienie długo nie schodziło z afisza, do teatru garnęła się młodzież.
Teatr nie jest nudny
- Mamy szansę wychować sobie własną publiczność. Są tacy, którzy przychodzą na nasze spektakle po kilka razy, znają je na pamięć. Zostawiają nam na portierni własne teksty, młodzi kompozytorzy wciąż proponują współpracę - mówi Rutkowski. - Dla wielu jest to pierwsze zetknięcie z teatrem. Po premierze "Szelmostw Skapena", czy "Ślebody" przychodzili do nas mówiąc cholera, a ja myślałem, że teatr jest taki nudny-dodaje.
Były to najlepsze lata Montowni. Oto "Szelmostwa Skapena" Moliera - nagle na pustej scenie pojawiało się czterech facetów z niewielką skrzynką i kilkoma reflektorami. Potrafili ujarzmić nawet najbardziej niesforną publiczność. Przyszły kolejne nagrody i pierwsze głosy sprzeciwu. Niektórzy ostrzegali przed efekciarstwem i mało wyszukanymi gagami.
Następne premiery pokazały, że dla Montowni teatr to nie tylko zabawa. Liczą się prawdziwe wyzwania. W "Ślebodzie" ujmowali prostodusznością bohaterów Kazimierza Przerwy-Tetmajera, "Wspólny pokój" Uniłowskiego był próbą teatru serio, z dusznym przygnębiającym klimatem. "Trans-Atlantyk" może stać się czymś nowym.
Liścik na pamiątkę
Montownia to nie tylko teatr - to także przyjaciele. Wszyscy na pierwszym miejscu stawiają zespół, inne propozycje traktują drugoplanowo. Tylko raz, w "Trans-Atlantyku", zdarzyło się, że nie występują razem. Marcin Perchuć dostał zwolnienie od kolegów na pracę w filmie "Quo vadis". Podjęli tę decyzję wspólnie.
Na scenie Akademii Teatralnej, Collegium Nobilium, przygotowali w kwietniu wznowienie "Ślebody", granej wcześniej w Teatrze Powszechnym. Otrzymywali tam gaże za wieczór.
W Collegium Nobilium zarabiają, dzieląc wpływy z biletów. Widzom Montownia kojarzyła się dotychczas z innymi scenami, dlatego postanowili zorganizować akcję promocyjną, osobiście poinformować ludzi, że zmienili siedzibę. Widywano na Starówce chłopaków przebranych w góralskie stroje (kostiumy ze "Ślebody"), którzy z tatrzańskim akcentem krzyczeli coś o teatrze i Ślebodzie. Postanowili także sami sprzedawać bilety, zobaczyć, kto ich ogląda.
Przez 5 lat Rafał Rutkowski i Maciej Wierzbicki upewnili się, że rezygnacja z angażu w Dramatycznym i Powszechnym opłaciła się: -Ten teatr należy do naszej czwórki, my za niego odpowiadamy. Sami jesteśmy odpowiedzialni za to, co robimy. To nasze porażki i nasze sukcesy - podkreślają.
Czasem zdarzają się nieprzyjemne reakcje publiczności. Kiedy, jeszcze w szkole, wyjechali do Łodzi grać "Zabawę", na widowni pojawiło się laiku pijanych łudzi - To było potworne, nie byliśmy na to przygotowani. Zagraliśmy do końca, ale nie wyszliśmy do ukłonów. Mieliśmy szczerze dość - opowiada Wierzbicki. -Bliscy leź siedzieliśmy w garderobie, a tu pukanie drzwi. Wchodzą dwie dziewczynki i nieśmiało wręczają mi pocztówkę. Na odwrocie był liścik: "nie wszyscy są tacy źli jak oni, nam to się strasznie podobało". Mam tę pocztówkę do dziś.
Czas na Nosowską
Montownia sięgała już po sztuki Moliera i Szekspira, Mrożka i Witkacego, wystawiali w Powszechnym, Studio, Małym i w plenerze. Jutro odbędzie się ich 12. premiera. Tym razem "Trans-Atlantyk" Gombrowicza w reżyserii Waldemara Śmigasiewicza. - Ten spektakl będzie mówił o tym, że istnieje nieustająca potrzeba konfrontacji z czasem, rzeczywistością - mówi Śmigasiewicz. - Będzie też o niemożności uwolnienia się od mitu, o mitologii rodziny, religii, narodu.
Montownia zastanawia się nad zdobyciem stałej siedziby. Obawiają się jednak, że wtedy z aktorów staną się aktorami-dyrektorami. Na razie mają plany na nowe "latające" spektakle. Pierwszy, złożony będzie "Tesmaforii" i "Bachantek" Eurypidesa. Obok aktorów Montowni wystąpi gwiazda rocka Kasia Nosowska. Kolejny projekt to "Don Kichot" Cervantesa.
- Żyjemy tylko z tego teatru - mówi Rafał Rutkowski. - Sobotnia premiera "Trans-Atlantyku" to bardzo ryzykowne przedsięwzięcie, wszystko postawiliśmy na jedną kartę. Większość scen kończy już pracę. My gramy nawet w lipcu, dlatego uroczyście ogłaszam: likwidujemy w tym roku sezon ogórkowy!