Artykuły

Seraficzne truskawki

"...Jestem jak stwór Smagany obosiecznym ogniem złości i szaleństwa, Których nie znają ani bulwy,ani seraficzne Truskawki,co promienieją na grządce". Christopher Fry ("Szkoda tej czarownicy na stos") Christopher Fry: "Szkoda tej czarownicy na stos". Komedia prawie średniowieczna w 3 aktach. Przekład: Włodzimierz Lewik i Cecylia Wojewoda, reżyseria: Ludwik Rene. scenografia: Andrzej Sadowski, muzyka: Tadeusz Baird. Prapremiera polska w Teatrze Dramatycznym.

Szkoda tej czarownicy na stos.Szkoda tego wysiłku,który teatr włożył w inscenizację,grę, scenografię,umuzycznienie. Szkoda tych aktorów, którzy ofiarnie wyuczyli się tasiemcowych ról. Szkoda tych dewiz,które pewnie będziemy musieli wybulić. Szkoda tych widzów,których znęci frapujący tytuł. Tylko tych nie żałujmy,którym wymagający bożek Snobizm,nakazuje przyjść i oklaskiwać spektakl w najmniej sprzyjających momentach. - Chcącym krzywda się nie dzieje. Sztuka Fry'a jest z gatunku tzw.awangardowych .Na widowni zauważyłem samego "kardynała awangardy" ("papieżem awangardy" jest jak wiadomo Tadeusz Peiper) Juliana Przybosia,którego nie spotykałem w teatrze od sławnych premier Białoszewskiego i Stefańskiego.Dobrze mu tak.Sztuka jest z gatunku awangardowych - wiec aktorzy są poubierani dziwacznie,a izba domu burmistrza średniowiecznego miasteczka angielskiego Cool Clary(rzecz dzieje się w umownym średniowieczu)to jak by wnętrze gotyckiej katedry,gdzie po jednej stronie disiecta membra krucyfiksu, po drugiej zaś wąż z jabłkiem w gębie, oplatający grube ni to konary ni sztalugi. Wielbiciele mówią, że to sztuka poetycka. Ale to teatr nie poezji,lecz nudy. Ze sceny wieje nieposkromiony wiatr gadulstwa,któremu widz,najpierw zbuntowany,poddaje,się później biernie i fatalistycznie. Z godną uwagi bystrością,autor określa swój tekst jako "ceremonialne bębnienie pustej gadaniny". Weźmy go w obronę: od czasu do czasu pada jednak ze sceny jakieś zdanie dorzeczne,co prawda - na zasadzie rodzynków,które można wydłubać z najbardziej niestrawnego zakalca;trafiamy też czasem na zdania dowcipne i budzące.O ile mogłem zrozumieć,sztuka,udowadnia,iż ponad najgłębszym pesymizmem i pogardą dla życia i ludzkich przywar stoi miłość,która potrafi nawet ocalić zabijakę,tęskniącego do stryczka. Od biedy doszukać by się w niej można racjonalistycznej tendencji zwalczającej zabobony. Owszem,myśli słuszne i chwalebne. Ale po co je było oblekać w tak cudaczny kształt sztuki teatralnej? Podobno grana ona była w Londynie przez 9 miesięcy. Możliwe. Angielskie poczucie humoru jest bardzo swoiste. Czyż nie Anglia jest też ojczyzną limeryków?Tylko proszę mi nie wmawiać,że to moja wina,iż nie dotarły do mnie piękności "Czarownicy". Nie jestem wrogiem awangardy,nie raz jeden dałem temu wyraz. Mogę odtrącać treść ideową sztuk Becketta czy lonesco, ale ich teatralne wartości uważam za niesporne. Lecz sztuka Fry'a przeczy istocie teatru: nie dlatego,że jest niesamowicie rozwlekła - ołówek reżyserski przemógł już niejedną dłużyznę. I nie dlatego, że jest dziwaczna - nawet nowinkarstwo może warunkować nowatorstwo. Sztuka Fry'a jest niesceniczna i nudna dlatego,że autor naruszył podstawowe założenie teatru konieczność dotarcia do widza sensu słów mówionych na scenie. Mogą te słowa nie wyrażać się w działaniu - mogą być statyczną dyskusją społeczną,jak u Shawa lub filozoficzną, jak u Becketta - ale muszą podlegać prawom teatru. W przeciwnym razie słuchacz odczuwa je jako bełkot. Słowa Fry'a docierają do słuchacza przeważnie tylko w swej warstwie gramatycznej. Jedynie w drugiej połowie trzeciego aktu coś się dzieje i coś się mówi co widz jakoś apercepuje.Aktorzy robią co mogą. Mikołajska jest zwiewnie poetycka, rusałczana i muzalna(od słowa:muza),Traczykówna - dziecięco przymilna,a Świderski,żołnierz,co się urwał diabłu,z całą swobodą gada,gada,gada. Kalinowski jest biskupi, Dzwonkowski okropnie śmieszny - ożywienie na widowni - Maciejewski smętny i blady. Bystrzanowska,Nowak,Stoor i Mirecki robią dobre miny do złej gry. Prym dzierży Jaworski,jedyny rozsądny w całym towarzystwie,nieodparcie komiczny,Matysiak w gronie sylfid i sylfów. Sztuka pisana jest wierszem(w oryginale ponoć pięknym)skutecznie w przekładzie sprozaizowanym. Zbiorowy koncert ziewania w akcie trzecim odegrano znakomicie. Przez parę lat upominaliśmy się publicznie i prywatnie,o szersze uwzględnianie dramaturgii z zachodu. Dewizy dewizami,ale Sartre'a,Camusa,Durrenmatta,Wildera,Becketta,Anouilha,nawet Marceau - należało pokazać. Ale po generałach zawezwano poruczników i nawet podporuczników. Tym sobie chyba należy tłumaczyć gościnę Obeyów i Fry'ów w naszych teatrach, światową prapremierę w Katowicach sztuki pana Vermorela z Paryża...Otóż wyrozumienie wyrozumieniem, potknięcie potknięciem - tragizować nie ma co - ale czyż brak nam, jeśli ich koniecznie pragniemy,seraficznych truskawek,na własnej wyhodowanych grzędzie? W każdym razie,sprawa pozostałaby w rodzinie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji