Artykuły

Romantyczne refleksje o "Czarownicy" i "Księciu Homburg"

List z widowni

Burmistrz Tyson,najwyższa władza miasteczka,w którym rozgrywa się sztuka Fry'a, mówi do obu głównych bohaterów: "- Cóżeście warci oboje? Nic.Robicie tylko zamieszanie,a tu za wszelką cenę trzeba utrzymać standardową duszę.Nie ma dwóch sposobów życia.Jeden Bóg, jeden punkt widzenia i ciche,generalne placet dla pospólstwa."

W podobny sposób jak burmistrz do obydwu niestandardowych bohaterów odnieśli się dwaj recenzenci warszawskich dzienników do niestandardowej sztuki Fry'a.Orzekli,że robi zamieszanie w dotychczasowym "punkcie widzenia" dramaturgii i nie dali swojego placet dla pospólstwa.Napisali o spektaklu rzecz najgorszą:że nudny,niezrozumiały i można zasnąć.A "pospólstwo" chodzi na spektakl i bawi się wcale dobrze.Trudno oczywiście spierać się o upodobania. "Czarownica" Fry'a jest bodaj pierwszą wystawioną u nas sztuką poetycką napisaną przez współczesnego autora. Jej bardzo nowoczesna treść spowita jest w warstwę słowną niezmiernie obfitą i przez to w jakimś stopniu paraliżującą teatralność tego bardzo scenicznego utworu.Widzowi potrzeba trochę czasu,by przyzwyczaić się do faktu,że słowa pełnią tu nieco inną funkcję niż w dramacie,do którego przywykł.Musi zorientować się w sytuacji,że jakkolwiek nie chwycił sensu kilkudziesięciu wierszy o nazbyt zawiłych,jak na możliwości sceny,metaforach - to jednak niewiele przez to stracił. Bowiem owe niezrozumiałe wiersze stanowią tylko aurę muzyczną i poetycką,w jakiej obracają się postacie sztuki. Natomiast perypetie akcji i losy bohaterów mają swoją logikę o wiele przejrzystszą i zwięźlejszą niż logika słów,w których pozornie grzęzną.Pewnie dlatego można dość szybko przywyknąć do sposobu w jaki bohaterowie Fry'a "się wyrażają". Już w drugim akcie losy głównych postaci wciągają uwagę widza,dialog nabiera ostrości,a to co się dzieje na scenie nabrzmiewa dramatyzmem i liryką spraw prawdziwie ludzkich.Utwór zaczyna wtedy pobrzmiewać znajomymi tonami sztuk romantycznych i szekspirowskich.Rozpoczyna się frapująca gra miłości i śmierci,w której rzeczy tragiczne są równie ludzkie jak rzeczy komiczne i podłe.Świat jest jak owa czaszka królewskiego błazna,który za życia był najweselszym człowiekiem w państwie,chociaż posiadł najbardziej tragiczną wiedzą o świecie.Jest więc w "Czarownicy" romantyczna ironia w odniesieniu do wszystkich, dobrych i złych,mądrych i głupich.Ale przede wszystkim jest romantyczny bunt jednostki przeciw światu,wyrażony w formie nowocześnie ironicznej propozycji.Co może zrobić człowiek, który ma wszystkiego dość? - zapytuje Fry za pośrednictwem Tomasza.Zażądać od władz,żeby go powiesili.Nie może popełnić samobójstwa,jak mu to proponuje recenzentka "Życia Warszawy",bo jego śmierć ma być formą społecznego protestu, więc musi się odbyć z wyroku władzy.Różnica jest subtelna, ale jest,i bez jej zrozumienia nie ma postaci Tomasza, najciekawszej,najbardziej drapieżnej w sztuce.Zresztą Tomasz ma rację,uważając się za bardziej winnego od "czarownicy", choćby dlatego,że jemu życie na tym świecie obrzydło,a jej nie.To bardzo poważny argument.Pod romantyczną powłoką,w jaką Fry spowił tu konflikt jednostki ze światem,zawarta jest wcale współczesna wiedza o mechanizmie owego odwiecznego konfliktu.Dwoje ludzi naraziło się otoczeniu nie z powodu grzechu czy zbrodni i nie dlatego,że są gorsi od innych,ale - ponieważ wydają się o wiele lepsi,piękniejsi, mądrzejsi.Nie można bezkarnie być lepszym od miary przeciętnej - wynika m.in.z utworu Fry'a;człowiek lepszy skazany jest na samotność i śmierć.Bohaterowie Fry'a są samotni jak u Sartre'a i Camusa.Tylko że znajdują wyjście z samotności i śmierci.Miłość przywraca im chęć do życia, chociaż życia "poznali od strony najgorszej.Taki jest przekorny,wbrew "realistycznemu" obrazowi świata,optymizm Fry'a.Optymizm oparty na wierze uproszczonej jak wiara ludu. Jak w "Czarownicach z Salem" Artura Millera jest tu także problem katalizatora,jakim staje się w ludzkim świecie sprawa człowieka,skazanego niewinnie na śmierć.Fry patrzy na to z humorem wiele wiedzącym.Przecież ta gromada ludzi głupich,szubrawych i tchórzliwych,ale nie złych i nie nikczemnych,którzy stanowią tu "władzę",wcale nie chciałaby spalić czarownicy ani powiesić Tomasza.Uważają to za rzecz kłopotliwa i niewygodną.Cóż,kiedy zmuszają ich do tego warunki:ciemnota mas potrzebuje ofiar.Fry,jak widać, potraktował "sprawę czarownic" dyskusyjnie,inaczej niż Miller.Ale nie na tym chyba polega sens jego sztuki.Sztuka upomina się o prawo człowieka do życia,miłości i szczęścia. Pod jakimś względem przypomina film Konwickiego "Ostatni dzień lata". Nie pod względem ilości wypowiedzianych słów, ma się rozumieć,ale "filozofii" obu bohaterów,ich stosunku do życia,miłości i śmierci.Wykolejeniec Tomasz także załatwił wszystkie porachunki ze światem i tylko miłość do kobiety potrafi go jeszcze zatrzymać po tej stronie.Sztukę Fry'a trzeba zobaczyć.Nie trzeba się bać czarów ani nudy.Odwrotnie.Lepiej od razu i bez obawy poddać się urokom, jakie roztaczają Mikołajska,Świderski i inni,żeby pokazać jak niedobry i niemądry jest świat,a mimo to warto na nim żyć,chociażby tylko dla miłości.Program katechizmowi-minimalistyczny,ale jak na import z zachodu to wcale nieźle.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji