Aktorstwa chcą się uczyć w Olsztynie ludzie z całej Polski
- Jeżeli ktoś chce się dostać do szkoły teatralnej, robi sobie objazd po całej Polsce. Odwiedza Warszawę, Kraków, Łódź, a także Olsztyn - mówi pochodząca z Oświęcimia kandydatka do olsztyńskiego studium aktorskiego.
Do Policealnego Studium Aktorskiego im. Aleksandra Sewruka, które działa przy Teatrze im. Jaracza, zgłosili się w tym roku kandydaci z całej Polski. Z Krakowa, Warszawy, Pruszkowa, Szczecina... Co sprawiło, że wybrali akurat szkołę w Olsztynie? Część przyznaje, że próbowała szczęścia w większych ośrodkach, ale im się nie udało. Inni przekonują, że olsztyńskie studium zyskuje na znaczeniu w świecie szkół teatralnych. Jeszcze inni, że chcą podszkolić warsztat i potem spróbować szczęścia na egzaminach do którejś z renomowanych szkół aktorskich. - A dla mnie najważniejsza jest możliwość rozwoju. W Olsztynie nawet uczniowie studium grają w teatrze. W innych szkołach wpuszczają na scenę późno, na trzecim bądź czwartym roku - mówi Piotr Kijas, który przyjechał z okolic Oświęcimia.
- Kto chce się dostać do szkoły teatralnej, robi sobie taki "tour de Pologne" i odwiedza Warszawę, Kraków, Łódź czy inne miasta. Olsztyn też jest w tej grupie - dodaje Natalia Lisicka, która przyjechała z Piotrem z Oświęcimia.
50 chętnych
Na trzydniowych egzaminach - które skończyły się wczoraj - ostatecznie stawiło się 50 chętnych. Każdy miał przygotować na przesłuchania pięć tekstów i piosenkę. Był też test z wiedzy o teatrze, kulturze, literaturze i sztuce. Siedzący w komisji rekrutacyjnej mówią wprost, że trudno znaleźć wśród nich kandydatów idealnych. Ale nikt się temu nie dziwi. - Bo przecież nikt nie jest idealny. Jeżeli ktoś ma zdolności aktorskie, dobrą dykcję, dobrze śpiewa, to można przymknąć oko na to, że niekoniecznie dobrze tańczy - mówi Cezary Ilczyna, aktor olsztyńskiego "Jaracza", który był w komisji przesłuchującej kandydatów.
Egzaminy
Co było najbardziej stresujące dla przyszłych aktorów? - Część związana z improwizacją na zadany temat, bo nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać - mówi Kinga Jasik z Olsztyna. Przyznaje, że dużo zależało od szczęścia.
Piotr Kijas opowiada, że dla niego najgorsze było oczekiwanie. - Próbujesz się zrelaksować, ale czekasz i nie wiesz co się stanie. Dopiero na scenie, już przed komisją, stres mijał - wspomina.
Czekanie dawało się we znaki szczególnie pierwszego dnia egzaminów. Niektórzy musieli siedzieć po trzy-cztery godziny w kolejce, by wejść na salę, gdzie odbywały się przesłuchania. Jednak nie narzekają. - Podoba mi się w tej szkole. Zapłaciłam za rekrutację, ale wiem za co. W innych szkołach wchodzisz, mówisz na scenie tekst i do widzenia. Tutaj siedzieliśmy przed komisją po 20 minut. I czułam, że to był czas poświęcony tylko nam - dodaje Natalia Lisicka.
Co się dzieje w renomowanych szkołach?
To zainteresowanie kandydatami łatwo wytłumaczyć. - Z jednej strony to nasza dewiza, żeby im się uważnie przyjrzeć - mówi Cezary Ilczyna. - Ale to też sprawa czysto techniczna. Jeżeli do szkoły teatralnej w Krakowie przychodzi 800 kandydatów, to nie sposób wszystkim poświęcić tyle czasu.
Przyznaje przy tym, że w renomowanych szkołach aktorskich z powodu takiego natłoku kandydatów czasami przez pierwsze sito nie przechodzą prawdziwe aktorskie talenty. - Jeżeli ktoś jest zamknięty i wrażliwy, to przez trzy minuty się nie sprzeda - przyznaje.
Absolwent szczęśliwy
James Malcolm jest już absolwentem studium im. Sewruka. Czteroletnią naukę w Olsztynie określa jako najpiękniejszy czas w życiu. - Od pierwszego roku mieliśmy szansę grać na scenie z zawodowymi aktorami, ze swoimi profesorami i to jest coś czego inna szkoła nie oferuje - mówi.
Dlatego nie żałuje swojego wyboru, choć wie, że dyplom wyższej uczelni bywa bardziej prestiżowy niż studium aktorskiego. Ale co najważniejsze znalazł pracę w zawodzie. - Pięć dni po uzyskaniu dyplomu dostałem telefon, że będę aktorem w teatrze w Zielonej Górze - dodaje z uśmiechem.