Artykuły

W opozycji do zła

XXIV Malta Festival Poznań i XIV Międzynarodowy Festiwal Sztuki Mimu w Warszawie. Pisze Temida Stankiewicz-Podhorecka w Naszym Dzienniku.

Gdyby probierzem wartości sztuki była wytworzona wokół niej głośność, wówczas taką miernotę jak "Golgota Picnic" trzeba byłoby uznać za rzecz wartościową. Ale, jak wiemy, spektakl ten jest zaprzeczeniem sztuki, artyzmu i jakiejkolwiek wartości. Nie niesie ze sobą niczego poznawczego kulturowo, socjologicznie, naukowo, cywilizacyjnie, artystycznie ani też nie rozwija i nie pobudza intelektualnie. O ubogaceniu duchowym i emocjonalnym już nawet nie wspomnę. A więc nie posiada żadnego z czynników, które dzieło sztuki, przynajmniej w części, powinno zawierać. Jest po prostu nikomu niepotrzebnym śmieciem.

Można by się zastanawiać, jak doszło do tego, że ów śmieć uzyskał status spektaklu i znalazł się na scenach teatralnych. W normalnych warunkach cywilizacyjnych, gdzie funkcjonują prawdziwe kryteria wartości, Rodrigo Garcíi nikt nie potraktowałby serio jako reżysera i antysztuka "Golgota Picnic" nie miałaby żadnych szans, by pojawić się na scenie teatru. A to, że owa miernota, niemająca żadnych podstaw artystycznych, zaistniała w przestrzeni teatralnej, najpierw na Zachodzie, a teraz w Polsce, dowodzi, iż wszelkie kryteria artystyczne nie miały tu żadnego zastosowania. Wystarczyło silne zaplecze ideologiczne, jakie posiada Rodrigo García. To znaczy lewicowe. Bluźnierczy spektakl "Golgota Picnic" jest narzędziem propagandowo-agitacyjnym i ma wyraźnie określony cel (jak zresztą każda propaganda): zniszczyć świat oparty na wartościach chrześcijańskich, przejąć rząd dusz i uformować świat na nowo. Świat bez Boga, bez Dekalogu. W tym "raju wolności" wszelkie dewiacje staną się normą, więc środowisko dyrygujące i wydające dyspozycje lewacko-liberalnej międzynarodówce liczy na poparcie rozmaitych dewiantów seksualnych. Na naszych oczach dokonuje się rewolucja aksjologiczna, zwłaszcza w obszarze kultury, etyki i moralności. Teatr w tej wojnie cywilizacyjnej bierze czynny udział jako jeden z ważnych uczestników.

Groźby minister kultury

Toteż nie ma się co dziwić, że środowiska lewacko-liberalne tak zajadle występują w obronie agitki zatytułowanej "Golgota Picnic". To nic nowego. Na przestrzeni dziejów kultura nieraz była wykorzystywana jako pas transmisyjny zbrodniczych ideologii. Dość przypomnieć, jak wyglądała przestrzeń kultury w czasach totalitaryzmu sowieckiego czy Niemiec hitlerowskich.

Oczywiście, nie cały teatr obecnie angażuje się w promocję zła. Niemniej dziwić może, dlaczego niektórzy znani aktorzy, o dużym dorobku artystycznym, tak ochoczo wzięli udział w promocji tej miernoty, na przykład Krzysztof Globisz czytający fragmenty scenariusza pseudosztuki "Golgota Picnic" w Krakowie. Albo dlaczego Teatr Studio w Warszawie pod dyrekcją Agnieszki Glińskiej także wziął udział w promocji tego paskudztwa? Teatru Polskiego w Bydgoszczy pod dyrekcją Pawła Łysaka (od nowego sezonu już jako dyrektora Teatru Powszechnego w Warszawie) nawet nie pytam, dlaczego wyrwał się przed szereg i bodaj jako pierwszy zgłosił ochotę pokazania tego obrzydlistwa na scenie. I tak dalej, i tak dalej. No, ale jeśli sama minister kultury Małgorzata Omilanowska, promując spektakl "Golgota Picnic", wciąga w tę kloaczną szmirę Mickiewicza, interpretując jego słowa "Z Bogiem albo mimo Boga" jako obronę bluźnierstwa przez poetę, to czegóż wymagać od innych. Jawi się tylko pytanie: jak osoba o takiej indolencji umysłowej może zarządzać przestrzenią kultury w naszej Ojczyźnie? Że nie wspomnę o groźbach: "Nie dopuszczę nigdy do tego, by ktokolwiek podniósł rękę na wolność artystów" - odgraża się pani minister. Był już taki ktoś w Polsce, Józef Cyrankiewicz, który straszył Polaków, iż ręka podniesiona na władzę zostanie odrąbana.

Siła gestu

Na diametralnie przeciwnym krańcu, w opozycji do zła, można znaleźć jeszcze ciche dobro i skromne piękno. Jak na przykład w spektaklach pantomimy prezentowanych podczas tegorocznego Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Mimu, jaki odbył się w Warszawie. To już czternasta edycja tego wartościowego festiwalu. Sztuka pantomimiczna w odróżnieniu od innych gatunków teatralnych w swojej klasycznej, tradycyjnej formie posługuje się ciszą jako jednym z głównych środków wyrazu i wymaga wielkiego skupienia zarówno artysty, jak i widza. Milczący aktor przemawia do widza w ciszy, bez słów. Słowem jest tutaj jego ciało, ruch, gest, mimika. Tak jak we wspaniałym spektaklu "Gogol" [na zdjęciu] Teatru Warszawskiego Centrum Pantomimy.

"Gogol" to rzecz inspirowana twórczością Gogola (zwłaszcza opowiadaniem "Płaszcz") oraz nieżyjącego już wybitnego francuskiego mima Marcela Marceau. Spektakl w znakomitej reżyserii Lionela Ménarda, ucznia Marceau, jest - można powiedzieć - hołdem złożonym temu wielkiemu mimowi. Sposób inscenizacji i gra aktorów utrzymane w duchu Marceau wskazują, iż ten rodzaj myślenia o sztuce pantomimy jest jej silnym fundamentem bez względu na upływ czasu. "Gogol" to historia skromnego człowieka bardzo pięknie opowiedziana przez Bartłomieja Ostapczuka (główna rola) oraz Ewelinę Grzechnik, Martę Grądzką, Paulinę Szczęsną, Pawła Kuleszę i Ireneusza Wojaczka. Bartłomiej Ostapczuk (wybitny mim, reżyser i dyrektor festiwalu) środkami pozasłownymi zbudował pełną prawdy psychologicznej, niezwykle wzruszającą postać skromnego, ubogiego urzędnika, człowieka uczciwego i prawego, wrażliwego i ufnego, który nie potrafi obronić się przed agresją świata. Bardzo piękne i wzruszające sceny jak ta, gdzie głodny bohater ostatni kawałek chleba oddaje gołębiowi. Bartłomiej Ostapczuk bez jednego słowa dyskretną, aczkolwiek wyrazistą kreską namalował postać człowieka z jego bogactwem życia wewnętrznego, stanem ducha, emocjami, smutkiem i od czasu do czasu maleńką radością. Wspaniale, perfekcyjnie, wzorcowo ukazane ewoluowanie postaci za pomocą czasem jednego, prawie niezauważalnego gestu. Mistrzostwo sztuki pantomimicznej. To przykład, iż aktor rozumie, dlaczego milczy, dlaczego wykonuje taki, a nie inny gest. Także pozostali wykonawcy zasługują na najlepszą ocenę. Właśnie ten spektakl urzekł mnie najbardziej. To najczystszego gatunku pantomima w jej najbardziej szlachetnym wydaniu. Bez jakiegokolwiek wspierania się multimedialnego.

Mistrzowie mimu

Wielkim zainteresowaniem cieszył się spektakl "Once" Teatru Derevo założonego w Petersburgu przez Antona Adasinsky'go, a od lat 90. mającego swoją siedzibę w Dreźnie. Wielokrotnie nagradzany teatr nie prezentuje czystej gatunkowo pantomimy, lecz tworzy spektakle łączące różne tradycje teatralne: pantomimę, physical theatre, klaunadę, komedię dell'arte i inne. W takiej właśnie mieszanej stylistyce został zrealizowany spektakl "Once" będący opowieścią o romantycznej miłości kobiety i mężczyzny i zabawnych przeszkodach, na które napotykali. Znakomicie, perfekcyjnie dopracowany każdy detal pokazuje wysoki poziom artystyczny tego teatru.

Ulubieńcami publiczności od lat jest zespół niemiecki Bodecker & Neander tworzony przez Alexandra Neandra i Wolframa von Bodeckera oraz reżysera Lionela Ménarda. Artyści pokazali spektakl "The Best of" specjalnie przygotowany na festiwal, składający się z etiud, które zdobyły największe uznanie publiczności. Część tych etiud już widzieliśmy podczas ich poprzednich występów. Doskonały, wysoki poziom artystyczny, umiejętność pokazania w kilkuminutowej scence ciekawej historyjki, zabawnej, a także poruszającej i wzruszającej, daje wielką przyjemność oglądania.

Jak co roku w programie festiwalu znalazł się wieczór współczesnej pantomimy będący zderzeniem rozmaitych technik, stylów i form używanych w teatrze mimu. Tradycyjnie nie zabrakło tu wspaniałych, mistrzowskich etiud doskonałego mima Gregga Goldstona (USA), a także innych, jak m.in. Alexeya Minorova (Rosja), Miro Kasprzyka (Słowacja), Grażyny Chmielewskiej i wielu innych, w tym uczniów Studia Warszawskiego Centrum Pantomimy.

Festiwal pokazał, iż pantomima stawia aktorowi wysokie wymagania, ale zarazem daje mu ogromne możliwości artystycznego wyrażania siebie. Skłania do ciągłych poszukiwań takich środków wyrazu, które w sposób komunikatywny, ale niebanalny przekażą widzowi opowiadaną historię ciszą, gestem, wyrazem twarzy, ułożeniem ciała, zatrzymaniem ręki w ruchu itp. Ale żeby te środki stały się w pełni wiarygodne po stronie widowni, aktor musi wiedzieć, dlaczego tę rękę unosi właśnie w tym momencie albo dlaczego pochylił głowę. Świadomość użycia każdego środka wyrazu jest podstawą wiarygodności prezentowanej postaci, jej emocji i przeżywania świata.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji